[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ma na niÄ… wielkÄ… ochotÄ™. Dlacze¬go zachowuje siÄ™ tak dziwacznie? Czy nie lepiej powiedzieć
sobie, niech będzie, co ma być, i zrobić to wreszcie? Nie zastanawiać się, co będzie jutro, ale
korzystać z chwili, tak jak to zawsze robił?
Tym razem było jednak inaczej. Lubił Cassie i życzył jej jak najlepiej. Była dla niego kimś
więcej niż tylko atrakcyjną kobietą, z którą ma się ochotę pójść do łóżka. Wiedział, że jest nie
tylko inteligentna, ale i wrażliwa - łatwo ją zranić. Zasłu-guje na coś więcej niż przelotny
romans, po którym może być trudno jej się pozbierać.
Wsparty na Å‚okciu, delikatnie wodziÅ‚ palcem po jej policz¬ku, brodzie, ramieniu. Jej
spojrzenie upewniało go, że czeka na więcej.
- Cassie, nie wiem, jak nazwać to, co jest między nami...
Boję się, że mogę ci niechcący zadać ból, i wiem, że sam też
mogę przez to cierpieć.
Słowa zabrzmiały nieco podniośle, ale Cassie tym razem nie uśmiechnęła się. Sama
myślała podobnie. Kochała go i wiedziała o tym, że go kocha. Aż sama była zdziwiona:
kochała go wtedy, kiedy się wygłupiał i gdy był poważny, jak teraz. Kiedy nie było go przy
niej, tÄ™skniÅ‚a za nim. Ale najbar¬dziej wzruszaÅ‚y jÄ… chwile takie jak ta wÅ‚aÅ›nie, kiedy odrzucaÅ‚
maskę wesołego chłopca i widziała jego prawdziwą twarz, twarz czułego i wrażliwego
mężczyzny. Kogoś, komu może ufać i na kim może polegać. To nie był ten beztroski,
bÅ‚yskot¬liwy i piekielnie przystojny Charlie, z którym kobieta, nawet taka jak ona, może siÄ™
zapomnieć. Takiego Charliego niegdyś poznała. Co więcej: taki Charlie też jej się podobał.
To ktoÅ› jeszcze inny.
- Czy wiesz, co mam na myśli? - zapytał.
- Tak - szepnęła. Co mogła jeszcze powiedzieć? %7łe w ży-
ciu nie ma nic pewnego? %7łe czasem lepiej zawierzyć własnym uczuciom, pójść w ślad za
marzeniem? I to miaÅ‚aby powie¬dzieć ona wÅ‚aÅ›nie jemu? Co za nieoczekiwana zmiana ról,
pomyślała. Chociaż właściwie nie ma w tym nic dziwnego: w partnerskim związku nie ma
sztywnego podziału, praw, obowiązków. Każdy bierze coś od kochanej osoby i daje coś w
zamian. Pomaga i oczekuje pomocy, doznaje rozkoszy i da¬je rozkosz, uwodzi i jest
uwodzony. Tak jak chociażby ona sama teraz.
- I co? - Rzucił jej szybkie spojrzenie. Cassie spojrzała mu głęboko w oczy.
- Charlie, ty chyba lubisz się zamartwiać?
Nie takiej odpowiedzi się spodziewał, ale uśmiechnął się. Cassie odpowiedziała
uśmiechem.
- %7Å‚artujesz ze mnie?
- Wcale nie. Może najwyżej uwodzę cię, Charlie. A ty mi nie pomagasz.
- Mam nadzieję, że się poprawię - powiedział i poszukał ustami jej ust.
Niczego bardziej nie pragnęła. Chciała, żeby ją całował i dotykał, niech ją wezmie - chce
tego. Teraz, na tym zarzuco¬nym gazetami tapczanie. Nie daÅ‚ jej odetchnąć, teraz przypadÅ‚
ustami do jej piersi. Z początku pieścił je delikatnie, potem ssał i lekko gryzł, aż usłyszał jej
cichy jęk. Powoli, uważaj, upomniał samego siebie, ale zdało się to na nic, bo poczuł, jak w
ramiona wbijajÄ… siÄ™ mu paznokcie Cassie.
Jęknęła znowu i odepchnęła go, ale po to tylko, by sięgnąć do suwaka jego dżinsów.
Niewiele myśląc, zrobił to samo: z zamkiem błyskawicznym przy jej spódnicy poszło mu
lepiej niż z biustonoszem. Tymczasem ona wcale nie czekaÅ‚a: szarp¬nęła w dół jego spodnie.
Nie zwracając uwagi na to, co z nią robi, wpatrywała się w jego obnażoną męskość. W chwilę
potem, już bez jej pomocy, uporał się z tym, co jeszcze miała
na sobie. Kiedy jÄ… tam dotknÄ…Å‚, byÅ‚a wilgotna, gorÄ…ca i goto¬wa. PrzewróciÅ‚a go na plecy i
przykryła sobą. Gdy tylko się połączyli, poczuł, jak wstrząsa nią dreszcz orgazmu, ale to jej
nie zatrzymało i w kilka chwil potem, gdy już ich biodra kołysały się miarowo w miłosnym
zwarciu, poczuł następny spazm. I kolejny, gdy wreszcie udało mu się ją dogonić.
Powoli wracali do rzeczywistoÅ›ci, jakby wynurzali siÄ™ z ja¬kiejÅ› przepastnej, gÅ‚Ä™bokiej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]