[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Słucham? - wykrzyknął, wstając. Potem usiadł, odchrząknął i starał się. zapanować nad sobą. -
Mówiliśmy o pewnym nieporozumieniu i biorę za nie całkowitą odpowiedzialność. Rozumiesz?
- O tak, wydaje mi się, \e rozumiem. - Wstała i ruszyła w jego kierunku. On tak\e wstał i cofnął
się w panice o krok. - Byłam przygotowana na to, \e zrobisz wszystko, \eby mi wyperswadować
mał\eństwo, dziwi mnie tylko jedno...
- Co takiego? - zapytał zdesperowany.
- śe u\ywasz nie tego argumentu, co nale\y. Sądziłam, \e koronnym argumentem twojej
obrony będzie fakt, \e jestem dziewczyną z miasta.
Zbli\ała się do niego krok po kroku, a\ w końcu poczuł za sobą ścianę. Ju\ nie miał dokąd uciec.
- Kocham \ycie na wsi. - Zarzuciła mu ręce na szyję, patrząc prosto w oczy. - Kocham \ycie na
wsi i ciebie, rozumiesz?
- Tak - wyszeptał - ale...
- Wiem, co cię wstrzymuje, boisz się moich pieniędzy, wiec zwiałeś. Ale nie myśl, \e uwa\am
cię za tchórza.
Zapach jej skóry i ciepły oddech, który czuł na szyi, doprowadzały go do szaleństwa. Starał się
nie oddychać.
- Odszedłem, bo zrozumiałem, \e nie jesteś tą, za którą cię miałem. - Starał się jakoś wybrnąć z
sytuacji.
- Bo mam pieniądze, wszystko jasne. Ale nie zamierzam się tego wstydzić i co więcej, chcę
kontynuować dzieło mojego ojca. Problem polega więc jedynie na tym, czy potrafisz zaakceptować
mnie takÄ…, jaka jestem naprawdÄ™?
To było poni\ej jego godności, to on chciał utrzymywać swoja \onę.
- To nie w moim stylu - powiedział, chwycił jej ręce i opuścił je na dół.
Zaskoczyła go, w jej oczach nie zobaczył łez, nawet wściekłości, a jedynie rozczarowanie.
- W takim razie pomyliłam się co do ciebie, Gabe. Kiedyś powiedziałeś, \e lubisz podejmować
wyzwania... a teraz nawet nie próbujesz się zmierzyć z problemem? No có\, mój eksmą\ o\enił się ze
mną dla pieniędzy, a ty mnie nie chcesz, bo je mam. Widać, są moim przekleństwem - powiedziała
gorzko. Odwróciła się, wyciągnęła z szafki buty, wło\yła płaszcz i wzięła do ręki torbę. - W takim
razie nie mamy o czym mówić. A więc cześć, \egnam pana. Nie, nie, nie wychodz ze mną, to byłoby
zbyt bolesne.
Jak człowiek, który tonie, ujrzał przed oczami całe swoje \ycie. Ale nie to, które ju\ minęło, lecz
to, które mogło być jego udziałem. Widział swoją przyszłość, która właśnie przez jego głupotę
wymykała mu się z rąk. Ona i on, Will, rodzina - to wszystko, co właśnie bezpowrotnie tracił. Jaki był
beznadziejny, przecie\ jeśli nie z nią, to z \adną inną kobietą ju\ nigdy mu się to nie uda. Wiedział, \e
dla Caprice pokonałby ka\dego demona, przeczołgałby się nawet przez piekło. I teraz, z powodu
jakichś tam paru dolarów, miałby z niej zrezygnować? O nie, to nie było w jego stylu. Chwycił ją za
ramię i przyciągnął do siebie. Była blada, bardzo blada, a w jej oczach błyszczały łzy. Miał wra\enie,
\e jeszcze nigdy nie wydała mu się piękniejsza.
- Poradzę sobie z tym - powiedział z determinacją -za tobą gotów byłbym wskoczyć w ogień.
Nie wytrzymała, rozpłakała się.
- A ju\ myślałam, \e pozwolisz mi tak po prostu odejść.
- Przepraszam, kochanie, na moment sparali\ował mnie paniczny strach. - Otarł jej łzy, a potem
mocno ją do siebie przytulił. Gdy dotknął ust Caprice, wszystko przestało się liczyć, cały świat ze
wszystkimi problemami został gdzieś w tyle. I dopiero głos Willow przywołał ich do rzeczywistości.
- Pani Kincaid? Dzień dobry! - Mała patrzyła na nią swoimi ogromnymi oczami. - Czy
wszystko w porzÄ…dku?
- Tak, kochanie.
- Wszystko poszło zgodnie z planem? Gabe spojrzał na córkę.
- Co masz na myśli?
- Ach, nic takiego - odparła, kręcąc kosmyk włosów na palcu - to nasz sekret.
Caprice podeszła do Will i uściskała ją mocno.
- Tak, wszystko jest w porzÄ…dku.
- I zostaje pani ju\ na zawsze? - Dziewczynka ziewnęła szeroko.
- Tak, oczywiście.
Mała zarzuciła jej ręce na szyję i ziewnęła raz jeszcze.
- Próbowałam nie zasnąć do pani przyjazdu, ale mi się me udało.
- Przepraszam cię, kochanie, trwało to trochę dłu\ej, tuz się spodziewałam, bo złapałam gumę,
a nie chciałam dzwonić, na wypadek gdyby odebrał tata.
- Chcesz przez to powiedzieć, ty maÅ‚a czarownico, \e »wdziaÅ‚aÅ› o tym, \e przyjedzie pani
Kincaid?
- Tak, dzwoniła do mnie, kiedy wracałeś z Chicago do domu. Powiedziała mi, \e musi załatwić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]