[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zacisnęły się na kierownicy. Na szyi pulsowała mu żyła.
- Chciałam, żebyś to wiedział.
- Po jedenastu latach?
- Powinnam była to powiedzieć wcześniej.
- Wykładasz w szkole psychologię? - spytał podejrzliwie i
skrzywił się.
Roześmiała się.
- Angielski.
Przez dłuższą chwilę milczał.
- Nie chciałem was martwić - odparł wreszcie. - Starałem
się chronić ciebie i Tess.
- Wiem. Oboje chcieliśmy dobrze, ale byliśmy młodzi i
nie umieliśmy uniknąć błędów.
- Nie popełniłaś żadnego błędu, Mandy. Ja tak, ale nie ty.
- Małżeństwo polega na partnerstwie, Fletch. Nawet jeśli
to ty popełniałeś wszystkie błędy, ja także mam w tym swój
udział. Milczałam wtedy, gdy powinnam była się odezwać.
Pozwoliłam, żebyś brał na siebie całą odpowiedzialność. Tak
było, prawda?
- Nie umiem rozmawiać o takich rzeczach - wyznał, ale
zaraz dodał półżartem, pragnąc zatrzeć złe wrażenie. -
Powinnaś przekwalifikować się na psychologa. Ludzie płacą
za takie porady.
- Ale ty do nich nie należysz, prawda? Uśmiechnął się bez
złości. Amanda wiedziała, że na dzisiaj już wystarczy.
Spojrzała na małą.
- Wysadzę was przy centrum handlowym i zabiorę
samochód od kuzyna - powiedział Fletch.
Od razu wiedziała, dlaczego postanowił jechać sam. Nie
chciał, żeby ktoś z rodziny pomyślał, że może są znów razem.
Nie było sensu przekazywać dla nich pozdrowień.
- Spotkamy się w dziale z dziecięcymi ubraniami w
supermarkecie - oznajmiła, zamykając drzwi.
Najpierw kupiła luzną białą bluzkę, którą narzuciła na
czarny podkoszulek. Dzięki temu uchroni się od jego
pożądliwych spojrzeń. Teraz już mogła oddać się zakupom z
Shelby. Widać było, że dziewczynka nie bywała często w
sklepach. Dotykała paluszkami wszystkich rzeczy wybranych
przez Amandę, a jej oczy były okrągłe z pożądania.
Wyładowały cały wózek dżinsami, T-shirtami,
bluzeczkami i swetrami. Shelby oglądała je z zachwytem.
Nagle Amanda podniosła głowę i zobaczyła, że Fletch idzie w
ich kierunku. Wyglądał dziwnie w mundurze, przechodząc
obok miniaturowych półek z ubrankami.
Nagle jak spod ziemi wyrosła obok niego sprzedawczyni.
- W czym mogę panu pomóc? - spytała.
W jej uśmiechu było coś więcej niż zawodowa
uprzejmość. O wiele więcej...
Amanda już wcześniej była świadkiem takich reakcji.
Fletch podobał się kobietom. Nawet gdy nie nosił jeszcze
munduru.
- Nie, dziękuję - odparł krótko.
Dziewczyna wyglądała na rozczarowaną. Potem pochyliła
się i szepnęła mu coś do ucha.
Fletch zaczerwienił się i ruszył naprzód.
- Co to było? - spytała Amanda, unosząc brwi.
- Nic - rzucił szorstko, udając, że zainteresowało go coś
na polce.
Ale Amanda wiedziała. Kiedyś, tuż po ślubie, wychodziła
ze sklepu. Na ulicy Fletch rewidował właśnie młodego
chuligana.
Kobieta idąca przed Amandą odwróciła się do niej i z
konspiracyjnym uśmieszkiem szepnęła:
- Chętnie zgodziłabym się na takie obmacywania.
Wieczorem Amanda opowiedziała o tym Fletchowi.
Wybuchnął śmiechem.
- Ależ, Mandy, wiele kobiet ma słabość do munduru.
Nieważne, kto się pod nim kryje. Gdyby zobaczyły mnie w
podkoszulku wybrudzonym smarem, kiedy naprawiam swój
samochód, zaręczam ci, że uciekałyby, gdzie pieprz rośnie. A
gdyby się przekonały, jaki bałagan robię w łazience...
Potem delikatnie przycisnął czoło do jej czoła.
- Nie rozumiesz, że nikt inny mnie nie interesuje, tylko
ty? - dodał, wpatrując się w jej twarz.
Potem ucałował ją i powiedział, że jeśli nie przestanie,
będzie musiał zakuć ją w kajdanki.
Diabolicznie uniósł brwi, wyciągnął kajdanki z tylnej
kieszeni i zaczął gonić ją po malutkim mieszkaniu, aż sąsiadka
z dołu zapukała szczotką w sufit. Amanda zanosiła się od
śmiechu.
To było kiedyś. Wolałaby nie pamiętać tych obrazów z
przeszłości.
Mimo to nie zapomniała, jak potem zaczęła zdzierać z
Fletcha mundur. Szeptała, że bardzo się jej podoba, a potem
przylgnęła ustami do jego ciała.
Wysiłkiem woli zmusiła się, żeby przestać myśleć o
przeszłości.
Nagle Fletch stanął i rozejrzał się wokół. Potem zbliżył się
powoli.
W ręku trzymał wieszak.
Na nim była biała sukienka.
Zupełnie niepraktyczna. Elegancka sukienka na przyjęcie
lub pierwszą komunię. Lekka jak mgiełka tkanina na białej
jedwabnej halce, bufiaste rękawy i szeroka biała szarfa,
ozdobiona różą.
Shelby zamarła z wzrokiem utkwionym w sukienkę. T-
shirt, który właśnie oglądała, wyślizgnął się jej z rąk i upadł na
podłogę.
- Czy to dobry rozmiar? - spytał Fletch, wyciągając przed
siebie rękę.
- Bardzo dobry - odparta stanowczo Amanda. Nie miała
serca odpowiedzieć, że nie przyszli tu kupować eleganckich
strojów.
Znała sekret Fletcha.
Pod zewnętrzną powłoką lodowatego spokoju, który tak
podobał się kobietom, było coś jeszcze bardziej
przyciągającego. Delikatność, którą Fletch starał się za
wszelką cenę ukryć. Skoro teraz pozwolił sobie na ten drobny
gest, może jej słowa powiedziane w samochodzie przyniosły
jednak jakiś skutek.
- Bardzo dobry - powtórzyła, uświadamiając sobie z
przerażeniem, że wpatruje się w niego, a nie w sukienkę. -
Pójdziemy teraz do przymierzalni, Shelby?
Szybko wzięła małą za rękę i poszły, zostawiając Fletcha
na pastwę ekspedientek.
Shelby koniecznie chciała pokazać się Fletchowi w każdej
przymierzanej rzeczy.
Najpierw nie miał pojęcia, o co małej chodzi.
- Aadne - mówił. - Oczywiście, pasuje.
Kiedy po raz pierwszy powiedział jej, że wygląda ślicznie,
Shelby klasnęła z zachwytem w ręce i westchnęła ze
szczęścia.
Teraz już wiedział, czego pragnie mała.
Słów zachwytu. Cudowne, piękne, śliczne, jak z bajki.
W końcu Amanda pomogła Shelby włożyć sukienkę i
zawiązała szarfę. Potem obie przyjrzały się odbiciu
dziewczynki w lustrze.
Shelby wybiegła pokazać się Fletchowi. Amanda
pospieszyła za nią.
Widziała, jak jego twarz mięknie. Kucnął, położył wielkie
dłonie na ramionkach Shelby i spojrzał jej prosto w oczy.
- Wyglądasz jak anioł, Shelby - powiedział chropowatym
głosem. Ale ktoś, kto go kiedyś kochał, wiedział, jak bardzo
jest wzruszony.
Shelby zakręciła się w kółko, szybko podbiegła, zarzuciła
mu ręce na szyję i pocałowała mocno w policzek. Potem
wróciła do przymierzalni, zanosząc się ze szczęścia śmiechem.
Amanda wpatrywała się w niego przez chwilę, a następnie
szybko odwróciła się i poszła za małą.
Shelby za nic w świecie nie chciała zdjąć sukienki.
Fletch przyjął to ze spokojem. Nie zdawał sobie nawet
sprawy, że to nie jest strój do noszenia na co dzień.
Wychodząc ze sklepu z górą ubrań, kupili jeszcze
skarpetki i bieliznę, i to Fletch nalegał, żeby na wszystkim
były obrazki.
%7łaby skaczące na skarpetkach i kolorowe kwiatki na
bieliznie.
Kiedy Amanda spojrzała na niego, z wrażenia zabrakło jej
powietrza. W jego oczach dostrzegła błyski.
Dawno nie widziała go w takim nastroju.
Fletcher Harris był szczęśliwy.
Przy kasie zauważyła, że zapłacił kartą kredytową za
wszystko oprócz sukienki. Za nią zapłacił gotówką.
Wtedy zrozumiała. Fletcher dostanie zwrot pieniędzy za
ubranka, ale sukienkę kupił sam w prezencie. To znaczy, że
jednak wiedział, że to nie jest zwykły strój.
- W takiej sukience trzeba się gdzieś wybrać - powiedział.
- Macie ochotę na pizzę?
W samochodzie Fletcha nie mogli już siedzieć razem. Nie
było dyskusji. Amanda usiadła z przodu, a Shelby z tyłu.
To było konieczne ze względów bezpieczeństwa, a nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]