[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Szybko ocenił sytuację i widząc stan wuja, aż stęknął.
Wyglądasz żałośnie powiedział, a potem zwrócił się do Suttona: Dziękuję,
że go przywiozłeś.
Nie ma sprawy. Spał przez większość drogi.
Max objął wuja w pasie i wtaszczył do domu. W drzwiach przystanął, obejrzał
się przez ramię i rzucił:
Przekaż Earcie podziękowania.
Jasne odparł R.J.
Drzwi zatrzasnęły mu się przed nosem. Czego zresztą oczekiwał? Był tylko
służącym, który wykonał swoją robotę. A Max Devereaux, dziękując, zrobił i tak
więcej niż większość ludzi jego pokroju.
R.J. ruszył po schodkach do samochodu, ale zanim postawił nogę na ostatnim
stopniu, wydało mu się, że słyszy płacz. Zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać. Płacz
dochodził gdzieś z boku. Donośne, rozpaczliwe łkanie. I co?, pomyślał. Pan domu
właśnie wyzionął ducha. To naturalne, że rodzina go opłakuje. Ale co, do ciężkiej
cholery, robił ktoś sądząc po głosie, kobieta na zewnątrz w taki gorący, parny
wieczór?
Wskakuj do cholernej bryki i wracaj do miasta. Ktokolwiek tam płacze, nie
powinno cię to w ogóle obchodzić. Nie twój zakichany interes.
Zamiast pójść za głosem rozsądku, wszedł z powrotem po schodkach i ruszył w
stronę bocznej werandy, skąd dochodził płacz. Zobaczył kobietę wtuloną w jedną z
kolumienek. Jej czarne włosy lśniły w świetle księżyca. Wiedział, że wdanie się z
nią w rozmowę może oznaczać tylko kłopoty, ale nie potrafił tak po prostu odejść i
jej zostawić.
Hej tam. Wszystko w porządku?
Podskoczyła z zaskoczenia, mimowolnie zakrywając dłonią usta.
Kim pan jest?
Nazywam się RJ. Sutton odpowiedział. Pracuję w zajezdzie Sumarville.
Pani Eartha poprosiła, żebym odwiózł do domu pana Cliftona.
Czy wujkowi Parry'emu coś się stało?
Wujkowi Parry'emu ? To oznaczało, że kobieta jest siostrzenicą Cliftona, czyli
siostrą Maksa Devereaux.
Nie. Po prostu trochę za dużo wypił.
Zrobiła niepewny krok w jego kierunku i zdał sobie sprawę, że jest bardzo
młoda. Zaledwie nastolatka. Ale piękna. Oszałamiająco piękna.
Usłyszałem, jak panienka płacze powiedział.
Mój ojciec umarł dziś wieczorem.
Pan Royale. Tak, słyszałem. Bardzo mi przykro.
Znał pan mojego tatę?
Nie miałem tej przyjemności.
Był wyjątkowym człowiekiem.
Na pewno.
Gdy podeszła bliżej, tak że dzielił ich niecały metr, poczuł zapach jej perfum.
Subtelnych i na pewno bardzo drogich. Pomyślał, że jest dla niego nie tylko o wiele
za młoda, ale także z zupełnie innej ligi. Panna Royale mieszkała w wielkim
wspaniałym domu i obracała się wśród elity stanu Missisipi.
Mogę jakoś pomóc? zapytał, choć rozsądek podpowiadał mu, żeby się
wycofał i zostawił tę damę jakiemuś rycerzowi w lśniącej zbroi.
To bardzo miłe z pana strony, panie...?
R.J. Sutton.
Ach, tak, już mi pan mówił. Przepraszam, R.J. Cześć. Uśmiechnęła się
niewyraznie. Jestem Mallory. Mallory Royale.
Popatrzyła na niego oczyma tak ciemnymi, że zdawały się niemal czarne.
Lekceważąc dzwonek ostrzegawczy w głowie, wyciągnął rękę i otarł łzę z jej
policzka.
Mallory! rozległ się za ich plecami chropawy baryton.
R.J. zesztywniał. Cholera jasna! Max Devereaux właśnie zobaczył, jak dotykam
jego młodszej siostry. Przełknął z wysiłkiem ślinę. Ostatnią rzeczą jakiej w tej
chwili pragnął, była konfrontacja z tym facetem.
Jestem tutaj, Max odpowiedziała. Rozmawiam z panem Suttonem.
R.J. raczej wyczuł obecność Maksa, niż go zobaczył. Specjalnie stał do niego
tyłem, obawiając się tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby odwrócił do niego
twarz.
Musiałam się stamtąd wyrwać tłumaczyła bratu Mallory. Nie mogę
patrzeć, jak mama cierpi.
R.J. poczuł, jak Max zbliża się do nich, a potem zobaczył jego cień padający na
Mallory.
Było mi bardzo miło panią poznać, panno Royale. Naprawdę bardzo mi
przykro z powodu śmierci pani ojca. R.J. zaczął się wycofywać, unikając
kontaktu wzrokowego z Maksem.
Panie Sutton! zawołał za nim Devereaux.
Jasny gwint! Jeszcze minuta i byłby w samochodzie. Przystanął i odwrócił się
twarzą do nowego gospodarza Belle Rose.
Tak?
Proszę chwilę poczekać. Max spojrzał na siostrę. Wracaj do środka i
dotrzymaj matce towarzystwa. Nie powinna być sama.
Mallory skinęła głową i ruszyła w stronę domu. Max podszedł do R. J.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]