[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zabawić. Bo moim zdaniem Chaz i Shari mają teraz jakiś trudny moment.
- Ty też to zauważyłaś? - Luke kręci głową. - Ostatnio Chaz wydaje mi się
bardzo przygnębiony.
- Naprawdę? - Unoszę brwi. Nie mogę powiedzieć, że Chaz wydał mi się
przygnębiony, kiedy go widziałam. Ale może to dlatego, że byłam za bardzo zajęta
wypłakiwaniem sobie oczu, żeby to dostrzec. - Wow. No cóż. Jestem pewna, że to
minie. Kiedy już Shari okrzepnie w tej nowej pracy, wszystko się ułoży.
- Możliwe - mówi Luke.
- Jak to, możliwe? - pytam. - Wiesz coś, czego ja nie wiem?
- Nic nie wiem. - Luke ma niewinną minę. Zbyt niewinną. Ale uśmiecha się
przy tym, więc cokolwiek wie, to nie może być nic złego.
- O co chodzi? - Zaczynam się śmiać. - Powiedz mi.
- Nie mogę ci powiedzieć. Chaz kazał mi przysiąc, że nie powiem. A już
zwłaszcza tobie.
- To nie w porządku - mówię, odymając wargi. - Nic nie powtórzę.
Przysięgam.
- Chaz uprzedzał, że to powiesz. - Luke uśmiecha się od ucha do ucha, więc
cokolwiek to jest, na pewno nie jest czymś niedobrym.
- No powiedz mi - jęczę.
I wtedy nagle się domyślam. A przynajmniej wydaje mi się, że się domyślam.
- O mój Boże! - wołam. - On się chce jej oświadczyć! Luke gapi się na mnie
znad bulgoczącego kurczaka.
- Co takiego?
- Chaz! Poprosi Shari o rękę, prawda? O kurczę, ale się cieszę!
W głowie mi się nie mieści, że na to nie wpadłam wcześniej. Oczywiście, że o
to chodzi. Dlatego Chaz zadawał mi te wszystkie wnikliwe pytania na temat Shari
tamtego dnia w ich mieszkaniu. Badał mnie, żeby sprawdzić, czy Shari nie mówiła
czegoś o tym, jak jej się z nim mieszka!
Bo chce, żeby to było już na zawsze!
- Och, Luke! - Muszę się przytrzymać blatu, żeby nie spaść ze stołeczka, bo o
mało nie mdleję z wrażenia. - To fantastyczne! I mam świetny pomysł na sukienkę
dla niej... Wiesz, taką z gorsetem, z króciutkimi, opadającymi z ramion rękawkami, z
surowego jedwabiu, z małymi perłowymi guziczkami z tyłu, bardzo mocno
dopasowaną w talii, a potem rozszerzającą się do dołu, z rozkloszowaną spódnicą, ale
nie krynolinę, to by jej się nie spodobało... Och, wiesz, może i ta rozkloszowaną
spódnica jej się nie spodoba. Może powinnam wybrać coś bardziej... Zaraz, narysuję,
o co mi chodzi.
Sięgam po notes, który zostawiła tu jego matka - na górze każdej kartki,
kursywą, nadrukowano napis: Bibi de Villiers - i zaczynam szkicować fason, który
mam na myśli, długopisem reklamówką z banku, w którym oboje mamy konta.
- Popatrz? Coś takiego. - Podnoszę szkic i widzę, że Luke nadal przygląda mi
się z mieszaniną przerażenia i rozbawienia na twarzy.
- Co? - pytam, zdziwiona tą miną. - Nie podoba ci się? Moim zdaniem byłaby
urocza. W odcieniu kości słoniowej? Z doczepianym trenem?
- Chaz nie ma zamiaru prosić Shari, żeby za niego wyszła. - Luke uśmiecha
się i jednocześnie marszczy brwi. Widać, że nie wie, na jaką minę ma się
zdecydować, więc robi obie naraz.
- Nie? - Odkładam notes i wpatruję się w mój szkic. - Jesteś pewien?
- Absolutnie. - Luke teraz uśmiecha się już szeroko. - Jestem zdumiony, że w
ogóle ci to przyszło do głowy.
- No cóż. - Czuję takie rozczarowanie, że nie jestem w stanie tego ukryć. - A
dlaczego nie? Przecież chodzą ze sobą już od wieków...
- Owszem - mówi Luke. - Ale on ma tylko dwadzieścia sześć lat. I nadal się
uczy!
- Na studiach doktoranckich - zaznaczam. - A poza tym mieszkają razem.
- Tak samo jak my. A przecież my się nie zamierzamy tak zaraz pobierać,
prawda? - Luke się uśmiecha.
Zmuszam się, żeby mu zawtórować śmiechem, chociaż, prawdę mówiąc, nie
widzę w tej sytuacji niczego zabawnego. Nie, tak zaraz nie zamierzamy się pobierać.
Ale przecież taka możliwość zawsze istnieje, nieprawdaż?
Nieprawdaż?
Ale oczywiście nie zadaję mu tego pytania głośno. Bo nadal traktuję go jak
płochliwe leśne stworzonko.
- Chaz i Shari znają się o wiele dłużej, niż my się znamy - zauważam zamiast
tego. - Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby się zaręczyli.
- Pewnie nie - zgadza się Luke, chociaż niechętnie. - Ale i tak wydaje mi się,
że żadne nich nie należy do tych, którzy śpieszą się do ślubu.
- To jak wyglądają tacy, którym się śpieszy do ślubu? - pytam. I w tej samej
chwili, w której to pytanie pada z moich ust, trochę się sama za to nie lubię. Bo z tej
rozmowy totalnie widać, że małżeństwo to ostatnia rzecz, o jakiej myśli Luke.
I to wręcz śmieszne, że ja o nim myślę. Bo przecież mam tyle innych
zmartwień poza ślubem. Na przykład, jak wyrobić sobie markę w interesującej mnie
branży? Albo w ogóle zdobyć płatną pracę w interesującej mnie branży.
Poza tym powinnam przecież podchodzić do tego lekko. Mieszkamy ze sobą
na próbę. Jak powiedziała Shari, znamy się z Lukiem od niedawna...
Ale ja nic na to nie poradzę... Może dlatego, że wybrana przeze mnie branża
związana jest z pomaganiem kobietom, które mają kogoś, kto chce się z nimi związać
na zawsze, przypieczętować ten związek w najbardziej idealnej sukni z możliwych.
I nie umiem przestać myśleć, że gdybym już ułożyła sobie życie uczuciowe, to
miałabym więcej czasu, żeby się skoncentrować na karierze.
Więc naprawdę, ja chcę wyjść za mąż - albo chociaż się zaręczyć - jedynie po
to, żeby móc lepiej pracować.
No a poza tym Luke... No cóż, Luke to przecież Luke de Villiers,
najseksowniejszy, najfantastyczniejszy facet, jakiego kiedykolwiek poznałam. A on
wybrał mnie.
- Wiesz, o co mi chodzi - powiada Luke. - Ci, co się śpieszą do ślubu, to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]