[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rdzy i popiołu, a ich faktura była równie kunsztowna i szczegółowa, jak budowa
płatka śniegu.
– „Paliwo kopalne" – przeczytał Wolfe na znajdującej się pod spodem etykiecie.
– Łapię to. Lucyt jest rodzajem plastiku który powstaje z ropy, a ta z kolei
j,
,
l
,
– No cóż.
– Policja Miami–Dade! – krzyknął. – Proszę otworzyć...
Muzyka urwała się nagle. Rozległ się dźwięk odsuwanej zasuwy i drzwi
otworzyły się, ukazując bosą Monikę Steinwitz we flanelowych spodniach od
piżamy i w za dużej koszulce poplamionej farbą.
– No dobra. Czego tym razem ode mnie chcecie?
Tripp wręczył jej nakaz.
– Pani komputera, pani Steinwitz.
Monica spojrzała na niego spode łba.
– Coś mi się zdaje, że was nie powstrzymam. Ale jeśli uszkodzicie choć jeden
metalowe drzwi.
powstała z dinozaurów, stąd właśnie nazwa paliwo kopalne.
– Tak, to akurat dosyć oczywiste – powiedział Tripp. – Zastanawiam się raczej,
czy bardziej mi to przypomina prace Jeffa Koonsa czy Briana Jungena.
Wolfe spojrzał na niego i zamrugał nerwowo. Tripp zmarszczył czoło.
– Rozumiem, że poza futbolem i piwem nie mogę znać się na niczym innym? W
Miami jest sporo dobrej sztuki.
– Tak, ale ty jesteś z Teksasu.
Tripp parsknął.
– No to co? Pewnie nigdy nie byłeś w Austin,
o?
– Chodź, idziemy po komputer pani Steinwitz, zanim zrobi sobie z niego
doniczkę.
Kurator wystawy, zapytany o kierunek, wskazał im drewniane schody.
itz było zaadaptowanym pomieszczeniem biurowym
magazynu. Z wnętrza dochodziła głośna muzyka, przywodząca na myśl rosyjską
orkiestrę wojskową we frontalnym pojedynku scenicznym z klubem muzyki
techno. Tripp zatrzymał się na szczycie schodów i załomotał głośno w powygi a e
Mieszkanie Moniki Steinw
kabelek, zobaczymy się w sądzie.
– Może i tak się tam spotkamy – odparł Wo fe, wchodząc do środka. – Wszystko
zależy od tego, co znajdziemy...
Mieszkanie było duże, ale zawalone różnymi przedmiotami. Na stołach, blatach,
ścianach i podłodze znajdowały się przyszłe dzieła sztuki na różnym etapie ich
narodzin. Dominującym motywem zdawały się postaci o nienaturalnych
proporcjach, czy to nad wyraz kościstych, czy też o obfitych kształtach, a niektóre
z nich łączyły w sobie obie te cechy.
Komputer stał na biurku w niewielkim zakątku znajdującym się pod piętrowym
łóżkiem. Wo fe upewnił się, że jest wyłączony, po czym zaczął odłączać
poszczególne przewody.
– Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu naruszacie moją prywatność – marudziła
ze złością Steinwitz. – Powiedziałam wam już, że nigdy osobiście nie spotkałam tej
c
..
n n
l
l
Amelii i nie mam zielonego pojęcia, kim ona jest. W moim komputerze znajduje
się tylko adres jej poczty elektronicznej, który zresztą mogła sobie założyć na
którymkolwiek darmowym serwerze.
– Niech to pani pozostawi nam – odpowiedział Tripp.
Wolfe wyprostował się, prawie uderzając głową o łóżko.
– Nie chciałbym nadużywać pani gościnności, ale wypiłem dzisiaj sporo kawy.
Czy mógłbym skorzystać z łazienki?
Monica przeszyła go wzrokiem.
– Wie pan co? Nie, nie może pan. Nie muszę wam udostępniać niczego poza
tym, co jest zapisane w nakazie, a mojej łazienki nie ma na liście.
Następnie podeszła do kuchennego zlewu – jej mieszkanie poza łazienką było
jedną wielką przestrzenią – i odkręciła wodę.
– Mam nadzieję, że to panu nie przeszkadza – powiedziała jadowicie.
– Dasz radę? – zwrócił się do niego Tripp.
– Jakoś wytrzymam. Właściwie to nie było aż tak pilne, jak myślałem. Zaraz się
stąd zwiniemy.
Zabrał się z powrotem do pracy. I uśmiechnął się pod nosem.
Ca leigh zastała Marco Borabę w jego mieszkaniu. Znajdowało się ono w
jednym z eleganckich budynków wybudowanych w stylu art deco, z których
słynęło Miami Beach, ale kiedy jego właściciel stanął w drzwiach, wydawał się nie
w formie, aby delektować się tą lokalizacją. Zarówno lewe, jak i prawe oko było
zaczerwienione i opuchnięte, a jego sylwetka i wyraz twarzy sugerował, że
interesuje go wyłącznie powrót do łóżka. Był ubrany równie nienagannie jak
poprzednim razem, ale tym razem miał na sobie grafitowy garnitur i purpurowy
jedwabny krawat.
– Pani Duquesne – odezwał się. – Jak miło panią znowu widzieć. Czy wie już
pani, co się przytrafiło Hectorowi?
– Właśnie o tym chciałabym z panem porozmawiać. Mogę wejść?
– Oczywiście.
Wprowadził
ją
do
pokoju
gościnnego,
który
urządzony
był
w
południowoamerykańskim stylu z kolorowymi draperiami wiszącymi na ścianach.
Stała tu sofa i kilka krzeseł o niskim profilu i nieskazitelnie białej tapicerce. Boraba
usiadł ostrożnie na krześle, a Calleigh usadowiła się na sofie.
–Zdaje się, że porusza się pan dziś nieco wolniej, panie Boraba. Źle się pan
czuje?
–Mam lekką grypę. Teraz taki sezon...
Potarł ze znużeniem kącik zaczerwienionego oka.
– Właściwie teraz jest sezon na wiele rzeczy. Na przykład sezon łowiecki n
l
a
– Proszę im powiedzieć, żeby współpracowali z policją.
wszystkich najlepiej.
Boraba sięgnął po słuchawkę.
Co mam powiedzieć moim
Tak będzie dla
dzikie ptaki zaczyna się na początku stycznia i trwa aż do połowy maja. To szczyt
sezonu dla nielegalnego handlu ptakami.
Wyraz jego twarzy nie zmienił się, ale mężczyzna mrugnął kilka razy, zanim
odpowiedział.
– Czyżby? Nie wiedziałem o tym.
– Chciałam się panu odwdzięczyć za informacje, jakich udzielił mi pan na temat
tej zabawki d a psów. Nie mógł pan tego wiedzieć, ale mam wyjątkowe
upodobanie do broni. Nigdy nie prowadziłam śledztwa w sprawie zabójstwa doko-
nanego atlatlem ale pewnie wszystko przed mną. Tymczasem egzemplarz, który u
pana kupiłam, będzie musiał powędrować do szafki z dowodami w sprawie.
– Z jakimi dowodami?
Tym razem potarł nieco nerwowo drugie oko.
–Ma pan zapalenie spojówek, prawda? Pamiętam, jak nabawiłam się tego, będąc
dzieckiem –pocieranie oka tylko pogarsza sytuację, ale trudno się powstrzymać.
Przyczynia się to do przenoszenia wirusa z oczu na ręce i na wszystko, czego pan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]