[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Naturalnie, tylko wtedy, o ile nie będziesz potrzebna
hrabiance.
- O, jaśnie panienka korzysta bardzo mało z moich usług.
Mam
dużo wolnego czasu.
- Dobrze! Nie mówmy jednak teraz o tym. Czy w ciągu
ostatnich
dni zaszło coś nowego?
- Nie, proszę pani.
- Kiedy pan von Gerlachhausen był tu po raz ostatni?
- Już chyba z tydzień temu. Ale jaśnie panienka była
wczoraj
w Gerlachhausen.
- Dobrze, Joasiu! Podaj mi rękę, jestem z ciebie bardzo
zadowo-
lona. Nie pożałujesz, że mi tak wiernie służyłaś.
Oczy Joanny napełniły się łzami.
- Przepraszam panią bardzo... Ale mimo wszystko tak mi
jakoś
było nieswojo... Bałam się okrutnie, choć pani zapewniała
mnie,
że w tym nie ma nic złego...
- Powtarzam to Joasiu! Wyświadczyłaś ogromną przysługę
nie
tylko mnie, ale i hrabiance. Wkrótce przekonasz się o tym.
- A czy pani zwolni mnie teraz z posady? Czy mogę już
wymówić
miejsce?
- Ma się rozumieć! Wymów następnego pierwszego pod
pozo-
rem, że twój narzeczony prosi, abyś do niego przyjechała.
- Przecież pani wie, że to nie pretekst.
- Tak, wiem, wiem! Zanim wyjedziesz, otrzymasz
przyrzeczoną
sumę. Możliwe, że hrabianka Ravenau podwyższy ją nawet.
- Hrabianka Ravenau? - spytała ze zdumieniem Joanna.
Pani von Sterneck skinęła głową.
76
- Nie masz się czemu dziwić. Przecież ci powiedziałam, że
wy-
świadczyłaś jej także ogromną przysługę.
Joanna złożyła ręce.
- Jeżeli to prawda, w takim razie podwójnie się cieszę.
Jestem
pani bardzo, bardzo wdzięczna, nigdy nie zapomnę, co pani
uczyniła
dla mnie.
- To pięknie Joasiu. A teraz odejdz, aby nikt nie zauważył,
że
mamy między sobą jakieś tajemnice. Przez pewien czas
musisz jesz-
cze zachować ostrożność i milczenie.
- Pani może polegać na mnie. Niech pani potem zejdzie
do
salonu, jaśnie panienka czeka tam na panią.
Po chwili Joanna odeszła.
Pani von Sterneck stanęła przed lustrem i przyczesała
włosy.
Wpatrywała się uważnie we własne odbicie, studiując jak
aktorka
grę twarzy. Okazało się przy tym, że potrafi doskonale
zmieniać
według woli swoje rysy.
Odwróciła się z zadowoleniem. Potem wzięła małą
brązową wa-
lizeczkę i zamknęła ją starannie w szafie, a klucz schowała.
Wreszcie
zeszła na dół do Julki.
Podczas rozmowy wyrażała swój zachwyt nad wspaniałą
okolicą
i pięknym starym zamkiem.
- Doprawdy hrabianko, wydaje mi się on zaczarowanym
zam-
kiem z bajki.
- Niech pani przestanie mnie tytułować, lecz nazywa mnie
pan-
ną Julka". To brzmi o wiele milej - rzekła uprzejmie Julia.
*
* *
Doiły von Sterneck przebywała już od dwóch tygodni w
Ravenau,
a dzięki swej mądrości i wyrobieniu życiowemu potrafiła
oczarować
wszystkie osoby, z jakimi miała styczność. Podbiła ona nie
tylko
mało doświadczoną Julkę; Gotfryd von Gerlachhausen oraz
jego
matka uważali również, że jest ona niezwykle ujmującą
kobietą.
Służba z Seidelmannem na czele nie miała dość słów
pochwały
dla nowej domownicy. Jedynie pani Wohlgemuth
zachowywała wo-
bec niej instynktownie pewną dozę nieufności, aczkolwiek
sama nie
77
pojmowała dlaczego. Seidelmann twierdził, że gospodyni jest
zazdro-
sna i zawistna, nie było to jednak prawdą. Zacna, poczciwa
pani
Wohlgemuth nie posiadała wcale tych wad.
Przyznawała, że pani von Sterneck odznacza się niezwykłą
uprzejmością, że otacza panieneczkę" tkliwym staraniem i
opieką,
że stara się ją rozweselić i ma zawsze jej dobro na względzie.
Mimo
to stara kobieta nie mogła do niej jakoś nabrać zaufania, choć
nieraz
czyniła sobie wyrzuty z tego powodu.
Gotfryd i jego matka byli przez ten czas kilka razy w
Ravenau,
a Julka z panią von Sterneck jezdziły często do
Gerlachhausen.
Naturalnie w obecności damy do towarzystwa Gotfryd i
Julka
zachowywali się wobec siebie z większą niż zazwyczaj
rezerwą. Julka
w swej dziewczęcej skromności, nie odczuwała tego jako
przymusu,
Gotfryd natomiast cierpiał nad takim stanem rzeczy. Jego
miłość
dla Julki stawała się coraz gorętsza, coraz głębsza; marzył z
utęsknie-
niem o chwili, która by położyła kres tej niepewności i
wyczekiwa-
niu.
Podczas gdy Julia, dzięki obecności swej towarzyszki,
odzyskała
dawną swobodę, Gotfryd czuł się skrępowany i przybity.
Całkowitą
swobodę posiadała w owym czasie jedynie pani von
Gerlachhausen.
Młodzi ludzie nie wyjeżdżali razem konno. Gotfryd nie
propono-
wał tego Julce, obawiając się, że gdy zostanie z nią sam na
sam,
nie potrafi dłużej panować nad sobą. Julka sądziła natomiast,
że
Gotfryd jest obecnie bardzo zajęty żniwami i brak mu czasu na
konne przejażdżki. Przy tym lękała się bycia sam na sam.
Dolly von Sterneck zdążyła w tym czasie zbadać we
wszystkich
kierunkach zamek Ravenau. Nie zwiedziła jedynie
apartamentów
starego hrabiego, gdyż pokoje te od chwili śmierci właściciela
były
zamknięte. Powiedziała, że interesują ją bardzo takie stare
zamki.
Julka pojmowała to i nieraz towarzyszyła jej podczas tych wę-
drówek.
Na początku czwartego tygodnia po przyjezdzie pani von
Ster-
neck, Henrieta Wohlgemuth siedziała pewnego dnia póznym
wieczo-
rem w swoim pokoju. Miała ból zęba i starała się ulżyć sobie
okła-
dami z rumianku, który uważała za skuteczny środek na
wszelkie
dolegliwości.
78
W zamku wszyscy już spali. Wokoło panowała głucha
cisza. Na
dworze za to słychać było jęk wichury. Wiatr pędził przed
siebie
grozne chmury, zapowiadając burzę.
Pani Wohlgemuth wyjrzała przez okno. Tak, zbierało się na
burzę. Księżyc właśnie skrył się za ciemnymi chmurami.
Starej obowiązkowej kobiecie przypomniało się, że w
pokojach
zmarłego hrabiego było kilka otwartych okien. Wietrzono tam
we
dnie i w nocy, głównie zaś w pokoju, gdzie umarł hrabia.
Pani Wohlgemuth z westchnieniem ujęła pęk kluczy.
Cichutko,
aby nie zbudzić śpiących, udała się w drogę. Postanowiła
pozamykać
okna przed burzą.
Po cichu otworzyła drzwi do pokoju, w którym umarł hrabia.
Powstał przy tym silny przeciąg, który zgasił zapaloną świecę.
Ponie-
waż znała drogę, więc podeszła po ciemku do okna i ostrożnie
je
zamknęła. Potem podreptała po omacku do gabinetu
hrabiego. Z
zamkowej wieży wybiła właśnie północ. Pani Wohlgemuth
weszła
do głębokiej niszy okiennej. Wiatr dął z całej siły w ciężką
adama-
szkową storę. Kiedy staruszka zamknęła okno, stora opadła
na po-
sadzkę. Gdy schyliła się, żeby ją podnieść, do uszu jej dobiegł
jakiś
szmer. Zdawało się, że ktoś ostrożnie wsuwa klucz do zamka
od
drzwi, prowadzących do gabinetu.
Zazwyczaj odważna staruszka czuła podczas całej swej
nocnej
wędrówki dziwny lęk. Posłyszawszy więc ów szmer, drgnęła;
stora
wyślizgnęła się z jej rąk
Bez tchu prawie, stała w zagłębieniu, ukryta za firankami i
nad-
słuchiwała. Przez wąską szparę ujrzała z przerażeniem, że
drzwi
otworzyły się a do pokoju wpadła jasna smuga światła.
Zwiatło to płynęło z jakiejś postaci, podobnej do widma.
Była
to wysoka zjawa, otulona w powłóczystą czarną szatę. Twarz
miała
trupiobladą, nieruchomą, bez wyrazu. Z piersi jej sączył się
oślepia-
jący blask.
Pod panią Wohlgemuth ugięły się kolana. Słaniając się,
stała
w swojej kryjówce, zanosząc żarliwe modlitwy do Boga.
Niesamowita postać płynęła przez pokój, zmierzając do
biurka
hrabiego. Teraz podniosła rękę i dotknęła biurka. I oto nagle
odskoczy-
ły drzwiczki od małej skrytki, a widmo pochyliło się nad jakąś
szufladą.
79
[ Pobierz całość w formacie PDF ]