[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ko, aby mu udowodnić, że jej lekarskie umiejętności
wcale nie są gorsze. Lecz zdarzyło się jeszcze coś.
Nieoczekiwanie odkryła jakieś pokrewieństwo dusz,
sympatię do Matta. Zniejasnychpowodównie chciała
przyjąć tego do wiadomości. Ani, broń Boże, tego
okazać. Jeśli Matt również poczuł do niej podobną
słabość, to szybko uznał, że nie ma na co liczyć. Jej
postawa całkiem go zniechęciła. Nic dziwnego, że
odszedł. Nie popierał jej pobytu w Asanbagh, ale
szanował zalecenia Johna. Miał tylko jedno wyjście.,
janessa+endra
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
97
Postanowił zrezygnować z roli jej doradcy. Nie mogła
goza to winić, ale serce ścisnęłosię jej z żalu.
Bez dotychczasowego entuzjazmu wróciła do swoich
obowiązków. Stan Dalipa niestety się pogarszał i nikt
nie zaprzątał sobie głowy wyjazdem Matta. Helen,
mimo troski o pacjentów, wciąż o nimmyślała. Prze-
śladowało ją wspomnienie tego, jak beznadziejnie się
wtedy zachowała. Ze wstydem przypominała sobie
własne słowa. Nie zrozumiała intencji Matta, ponieważ
nie dała mu szansy, aby wyjaśnił swoje wątpliwości. Od
razu zaatakowała, chociaż powinna była najpierw go
wysłuchać. Wypędziła go stąd własną głupotą. Teraz
wątpiła, czy go jeszcze kiedykolwiek zobaczy.
Wszpitalu zajęła się sprawami, które wymagały jej
udziału. Następnie razem z Ashokiem po raz kolejny
przestudiowała wyniki testów Dalipa. Oboje usiłowali
znalezć jakiś sposób, aby mu pomóc. Zrobili jednak
wszystko, co było w ich mocy. Jego życie powoli
dogasało, a oni bezsilnie musieli na to patrzeć.
Położyła się spać opóznej porze. Niespokojnie
przewracała się z boku na boki jeszcze nie zdążyła
usnąć, kiedydopokojuzapukał jedenz Bengalczyków,
którzywnocydoglądali chorych.
- Szybko, memsahib doktor, z Dalipembyć bardzo
zle!
Zerwała się natychmiast, ale kiedy wbiegła na od-
dział, jej pacjent już nie żył. Stała przy jego łóżku,
mając dotkliwe poczucie klęski. Tym razem śmierć
wytrąciła ją z równowagi dużo silniej niż kiedykolwiek.
Przypuszczała, że wynika to z zawodowej izolacji, którą
tu odczuwała. Ceniła medyczną wiedzę Ashoka, lecz on
-jako Hindus - zupełnie inaczej postrzegał kres ludz-
kiego życia. Choćby nie wiadomo jak się starał przejąć
zachodnie zwyczaje, nic nie mogło zmienić poglądów
wpojonych mu wdzieciństwie.
Powtarzała sobie, że wcześniejsze rozpoznanie gruz-
licy nie na wiele by się zdało. I tak nie zapobiegłoby
śmiertelnemu atakowi serca. Była jednak w takim
janessa+endra
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
98
podłym nastroju, że ten racjonalny argument nie trafiał
jej do przekonania. Brakowało jej obecności Matta,
jego zrozumienia i współczucia. Gdyby nie jej grubo-
skórność, miałaby go teraz obok siebie. Czuła, że za
chwilę się rozpłacze.
Ashok odprowadził ją do drzwi i poklepał po
ramieniu.
- Nie martw się, Helen. Dalip nie chciał już żyć.
Uznał, że nadszedł jego czas. Nie mogliśmy nic na to
poradzić. Leczdzięki nammiał spokojne ostatnie chwile.
Dla Helen stanowiło to słabą pociechę, zwłaszcza
gdy następnego ranka usłyszała żałobne zawodzenie
krewnych Dalipa. Pierwszy raz z niechęcią rozpoczy-
nała kolejnydzień.
Zzazdrością obserwowała, jak Ranu i Ashok har-
monijnie ze sobą współpracują. Tylko z jej winy nie
było tutaj Matta. Udany tandem, powtórzyła wmyśli
jego słowa. To już przeszłość.
Pózniej jejprzygnębieniejeszczewzrosło.
- Wiesz, Ranu, chyba jestemniewyspana. Czuję się
dziwnie przybita. - Westchnęła. - I to wcale nie
z powodu Dalipa. Przecież przez tyle lat napatrzyłam
się na śmierć...
- Zbliża się pora monsunów - wyjaśniła Ranu.
- Gwałtownie wzrasta wilgotność powietrza. Dlatego
masz złe samopoczucie. - Podała Helenszklankę z so-
kiem. - Ta pogoda działai na nas, chociaż jesteśmydo
niej przyzwyczajeni. Wprawia każdegowcoraz większe
rozdrażnienie. Tuż przed nadejściem fali deszczów
warczymyna siebie jak wściekłe psy.
Helen skinęła głową. Musiała przyznać, że odczu-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]