[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i energiczny.
-Mamy coraz mniej czasu. Zdajecie sobie pewnie sprawę z te-
go, że prawdopodobieństwo złapania mordercy zmniejsza się
z każdym mijającym dniem. A Saafeld potwierdził, że odnalezio-
ne dotychczas ofiary zostały zamordowane trzy, cztery miesiące
temu. Musimy działać już dziś. Każde z was odwiedzi jednego
z kluczowych podejrzanych i dokładnie przesłucha. Jeśli ktoś nie
będzie chciał was wpuścić, wszyscy macie otwarcie korzystać ze
swoich legitymacji SIS. Nie będziemy się tym razem ukrywać.
Newman, twoim celem jest Larry Voles, dyrektor Gantii.
-Nie przesłuchiwałeś go jeszcze? - zapytał Newman.
-Nie. Możesz być brutalny, wszystkie metody dozwolone. Mo-
nica dała każdemu z was egzemplarz mojego raportu dla Bucha-
nana, więc dobrze znacie całą sprawę. Informacja ma być waszą
bronią.
-Nie mogę się doczekać, kiedy się dowiem, do kogo mnie wy-
syłasz - odezwała się Paula.
-Będziesz musiała poczekać. Przydzielę podejrzanych w pew-
nej ustalonej kolejności. Nield, ty odwiedzisz Lucindę Voles
i ostro ją przemaglujesz.
-Jeśli pozwolisz - cicho odpowiedział Nield - to wolę zastoso-
wać własne metody.
-Rób, co chcesz, byle skutecznie - beznamiętnym głosem
przerwał mu Tweed. - Butler, ty jedziesz do Annę Barton. Wiem,
że rozmawiałeś z nią tylko raz i to krótko. Nie daj się zwieść jej
pozornej potulności.
114
-Przyłapię ją, jeśli zacznie się plątać w szczegółach, zoba-
czysz.
-Marler, twoim celem jest Abel Gallagher. Będzie próbował
zasłaniać się swoim stanowiskiem w Wydziale Specjalnym.
-Co raczej nie zrobi na mnie wrażenia - warknął Marler.
-Paula - burknął Tweed, poirytowany tym, że mu wcześniej
przerwała. - Pójdziesz ze mną do Aubreya Greystoke'a, dyrektora
finansowego Gantii - dodał, bo nie wszyscy wiedzieli, kim jest
Greystoke. -1 jeszcze jedna rzecz, o której macie nikomu nie mó-
wić. Możemy być pewni, że ciało kobiety znalezione na
Dartmoor
należało do Lee, zaginionej żony Greystoke'a.
-Wolałabym sama kogoś przesłuchać - zaczęła protestować
Paula.
-Mam jeszcze jedną wskazówkę dla was - zignorował ją Tweed.
- Jak powiedziałem wcześniej, każde z was otrzymało kopię ra-
portu, który sporządziłem na użytek Buchanana. Ale nieoceniony
profesor Saafeld określił również przypuszczalny wiek, wzrost
i masę ciała każdej z ofiar. Monica przekaże wam fotokopię tych
danych, zanim wyjdziecie.
Newman otworzył usta, żeby zapytać, kiedy mają wyjść, ale
Tweed go uprzedził.
- Na co czekacie? Do roboty.
Kiedy wszyscy wyszli, w pośpiechu odbierając przygotowane
przez Monice fotokopie, Paula postanowiła przedstawić swoje
zdanie Tweedowi, który siedział spokojnie za biurkiem, zupełnie
niepodobny do apodyktycznego i energicznego przywódcy sprzed
kilkunastu sekund.
-,Czy mogę coś powiedzieć? - zapytała zaczepnie.
- Nie wygłupiaj się. Przecież zawsze lubię z tobą rozmawiać.
Podniosła wyściełane krzesło stojące przed biurkiem Tweeda
i przeniosła je tak, że mogła usiąść obok niego i patrzeć mu pro-
sto w oczy.
-Czy mam zakładać, że ludzie, których będziemy przesłuchi-
wać, to podejrzani?
-Niekoniecznie. Potrzebne są nam tylko informacje, i to szybko.
-Nie jestem pewna, czy każdemu z podejrzanych przydzieli-
łeś odpowiednią osobę. Czy Harry będzie odpowiedni dla Annę
Barton?
-Zwietnie się nadaje. Po pierwsze, ona wydaje się osobą
zamkniętą w sobie. Poza tym można przypuszczać, że nie ma
zbyt
115
wiele pieniędzy. Jeśli to prawda, to Harry, który również pocho-
dzi z ubogiej rodziny, łatwiej nawiąże z nią kontakt, szczególnie
że już raz się spotkali. Sądzę, że przed nim może się otworzyć.
-Wiesz co - rzekła z zawiścią. - Może powinnam pójść na ja-
kiś kurs psychologii.
-Jesteś najbardziej przebiegłą kobietą, jaką kiedykolwiek
poznałem. Nie musisz chodzić na żadne kursy, chyba że jako wy-
kładowca.
-Będę siedzieć cicho, kiedy jutro pójdziemy do Greystoke'a.
-Nie. Jeśli chcesz mu zadać pytanie, zrób to. On ma słabość
do atrakcyjnych kobiet. Od czasu gdy zniknęła jego żona, czyli
od
jakichś trzech czy czterech miesięcy, wciąż skacze z kwiatka na
kwiatek.
-Może to motyw?
-%7łeby zamordować Lee. Ale co z innymi?
-Wysłanie Marlera, żeby zajął się Gallagherem, to rzeczywi-
ście dobry ruch. Ten cham dostanie niezle w kość, kiedy spróbu-
je mu podskoczyć. A Newman dobrze nadaje się do przesłucha-
nia Larry'ego, biorąc pod uwagę to, co o nim już wiemy. Chyba
rzeczywiście dobrze dobrałeś ludzi. Przepraszam, że byłam taka
agresywna.
-W tym zawodzie zawsze trzeba być agresywnym.
Godzinę pózniej zadzwonił pierwszy telefon. Zgłosił się Nield.
-Jak ci poszło? - zapytał Tweed. - Szybko skończyłeś.
-Bo nawet nie zacząłem. Lucinda nie zechciała mnie wpuścić
do mieszkania. Powiedziała, że jeśli chcesz więcej informacji, to
masz przyjść sam. Nie mogłem nic zrobić.
-Nie martw się. Gdzie zaparkowałeś samochód?
-W podziemnym garażu domu, gdzie ona mieszka. W dzień
każdy może tam wjechać. Właśnie z niego dzwonię.
-Czy ona widziała twój samochód? Czy możesz zmienić wy-
gląd, na wypadek gdyby pojawiła się w garażu?
-Mam ze sobą wielki śmieszny beret, parę fałszywych okula-
rów i żółty szalik. Dlaczego pytasz?
-Pojadę do niej sam, a ty zostań na miejscu. Jeśli gdzieś po-
jedzie, masz ją śledzić. Znasz numer do Pauli? Dobrze. Czekaj na
mnie, chyba że Lucinda opuści mieszkanie. To tyle. - Odwrócił
się do Pauli. - Jadę do Lucindy.
-Może byś kupił wreszcie komórkę?
-Dzięki. Do zobaczenia. Ty i Monica zostajecie tutaj.
116
Kiedy Tweed wjechał do podziemnego garażu, większość
miejsc parkingowych była pusta. Wydawało się, że nikt nie miesz-
ka w budynku, ale najprawdopodobniej większość mieszkańców
pracowała. Odnalazł niebieskiego forda Pete'a i na wszelki wypa-
dek sprawdził numer rejestracyjny. W samochodzie nikogo nie
dostrzegł. Co się stało?
Zaparkował i ostrożnie podszedł do forda. Pete położył siedze-
nie kierowcy i leżał w nim tak, że nie było go widać. Beret na jego
głowie rzeczywiście był śmieszny, a w przebraniu nawet Tweed nie
mógł go rozpoznać. Pete podniósł się i otworzył okno.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]