[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niemniej ja jestem jego prawym właścicielem; nabyłem go na jarmarku. Gdybyście chcieli
go wziąć z powrotem za dwie trzecie ceny, oddalibyście mi przysługę, na nic mi się nie zda.
Kiedy go przyjdzie wyprowadzać ze stajni, to istny diabeł; w zaprzęgu jeszcze gorzej; w
polu zaś kładzie się i raczej da się zatłuc, niżby miał pociągnąć trochę lub ścierpieć worek
na plecach. Moi panowie, czy bylibyście tak łaskawi uwolnić mnie od tego przeklętego
zwierza? Aadny jest, ale zgoła do niczego, chyba harcować pod jakim kawalerem, a to
znów nie moja sprawa. Ofiarowano mu wymianę na jednego konia do wyboru; zgodził się
i nasi podróżni powrócili z wolna w miejsce, gdzie zażywali spoczynku. Niebawem ujrzeli
z zadowoleniem, iż koń, którego ustąpili wieśniakowi, ima się bez odrazy nowego rzemiosła.
127
Kubuś: I cóż, panie?
Pan: Nie ma dwóch zdań, jesteś jasnowidzący, chodzi tylko o to, czy z laski Boga, czy
diabła. Nie umiem tego rozstrzygnąć. Kubusiu, drogi przyjacielu, lękam się, że ty masz diabła
w sobie.
Kubuś: Czemu diabła?
Pan: Dlatego, że robisz cuda i że twoje zasady są wielce podejrzane.
Kubuś: A cóż jest wspólnego między zasadami, jakie się wyznaje, a cudami, jakie się
robi?
Pan: Widzę, że nie czytałeś Dom la Taste a52.
Kubuś: Cóż powiada ów Dom la Taste, którego nie czytałem?
Pan: Powiada, że Bóg i diabeł zarówno czynią cuda.
Kubuś: A po czymż odróżnia się cuda boże od cudów diabelskich?
Pan: Po zasadach wiary. Jeśli zasady są dobre, cuda są z Boga, jeśli złe, z diabła.
Kubuś (tu Kubuś zaczął pogwizdywać, po czym dodał): A któż pouczy mnie, nieboraka,
czy zasady cudotwórcy są dobre, czy złe? Dalej, siadajmy na nasze kobyły. Co panu zależy,
czy koń odnalazł się przez Boga, czy przez Belzebuba? Czy nie jednako dobrze będzie chodził?
Pan: Nie. Otóż, Kubusiu, jeśli ty jesteś opętany...
Kubuś: Jakież byłoby lekarstwo?
Pan: Lekarstwo! Lekarstwo byłoby, przed zastosowaniem egzorcyzmu... wziąć cię, za
cały napój, na święconą wodę.
Kubuś: Ja, panie, na wodzie! Kubuś na święconej wodzie! Wolałbym raczej, aby tysiąc
legionów diabłów hasało mi po ciele, niżbym miał skosztować jedną kroplę święconej czy
nie święconej. Czy pan jeszcze nie zauważył, że ja mam hydrofobię?...
Ej! H y d r o f o b i a? Kubuś, powiedział h y d r o f o b i a?... Nie, czytelniku, nie; wyznaję,
że wyrażenie nie jest jego. Ale jeśli zaczniemy stosować tak surową metodę krytyczną,
wyzywam cię, abyś przeczytał jedną scenę komedii albo tragedii, jeden dialog, choćby
najlepiej napisany, nie natknąwszy się na wyrażenia autora w ustach jego figur. Kubuś
powiedział:
Panie, czy pan nie zauważył, że ja na widok wody dostaję wścieklizny?... No i
cóż? wyrażając się odmiennie byłem mniej prawdziwy, ale krótszy.
Dosiedli koni; Kubuś rzekł: Doszedł pan w historii swoich amorów do momentu, gdy
dostąpiwszy szczęścia raz albo dwa razy, gotujesz się może do trzeciego.
Pan: Kiedy nagle drzwi się otwierają. W jednej chwili pokój napełnia się tłumem ludzi;
widzę światła, słyszę głosy męskie i kobiece. Ktoś ściąga gwałtownie firanki; widzę ojca,
matkę, ciotki, kuzynów, kuzynki i komisarza, który powiada uroczyście: Panie, panowie,
bez hałasu; stwierdziliśmy in flagranti; ten pan jest godnym człowiekiem; wie, że jest tylko
jeden sposób naprawienia złego, i będzie się wolał poddać dobrowolnie niż narażać na
skutki prawne...
Rodzice wpadali ustawicznie w słowo obsypując mnie wyrzutami; ciotki i kuzynki nie
szczędziły najjaskrawszych przydomków Agacie, która skryła głowę w pościeli. Zdumiony,
ogłupiały, nie wiedziałem, co mówić. Komisarz, zwracając się do mnie, rzekł ironicznie:
Bardzo panu do twarzy w tym stroju; ale może pan będzie łaskaw wstać i ubrać się... Tak
uczyniłem: ubrałem się, ale już w moje suknie, które podłożono w miejsce sukien kawalera.
Przysunięto stół i komisarz zaczął protokół. Wśród tego matkę trzeba było wstrzymywać
siłą, aby nie zabiła córki, ojciec zaś powtarzał: Powoli, żono, powoli, choćbyś ją i zabiła,
52 D o m L u d w i k a l a T a s t e benedyktyn, biskup betlejemski rodem z Bordeaux, zmarły w r. 1754,
utrzymywał, wbrew autorom występującym w obronie konwulsyj i innych rzekomych cudów, wydarzających się
w owym czasie w Paryżu, że diabły mogą sprowadzić dobroczynne cudy i cudowne uleczenia, aby wodzić ludzi
na pokuszenie. Cała ta kwestia była w owej epoce bardzo aktualna.
128
już się nie odstanie. Wszystko ułoży się jak najlepiej... Inne osoby zasiadły dokoła z
oznakami boleści, oburzenia i gniewu. Ojciec łajał żonę mówiąc: Oto, co znaczy nie czuwać
nad prowadzeniem córki... Matka na to: Któż by przypuszczał, że pan z tą zacną i
uczciwą twarzą?... Reszta milczała. Dano mi do odczytania protokół; ponieważ zawierał
jeno samą prawdę, podpisałem i zeszedłem z komisarzem, który prosił nader uprzejmie,
abym zechciał wsiąść do powozu czekającego u drzwi, skąd zawieziono mnie w dość licznym
orszaku do For-l Eveque.
Kubuś: Do For-l Eveque! Do więzienia!
Pan: Do więzienia; po czym nastąpił obrzydliwy proces. Chodziło ni mniej, ni więcej o
ożenek z panną Agatą; rodzice nie chcieli słyszeć o układach. Od rana kawaler zjawił się w
moim schronieniu. Wiedział wszystko. Agata jest w rozpaczy; rodzice wściekli; musiał
znieść najsroższe wymówki za to, iż wprowadził do domu takiego człowieka; on jest przyczyną
ich nieszczęścia i hańby; litość patrzeć na tych biednych ludzi! %7łądał rozmowy z
Agatą; niełatwo przyszło to uzyskać. Agata chciała mu wydrapać oczy; obrzucała go
najhaniebniejszymi
przezwiskami. Spodziewał się tego; pozwolił się jej wyszaleć, po czym starał
się przywieść ją do rozsądku, ale dziewczyna powtarzała ciągle swoje i wyznam dodał
kawaler nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Rodzice (mówiła) zdybali mnie z twoim
przyjacielem; mamże wyznać, że będąc w jego objęciach, jego brałam za ciebie?... Odpowiadał:
Ale, doprawdy, czy myślisz, że on się z tobą ożeni?... Nie wołała to ty, niegodny,
ty, bezecny, winieneś ponieść tę karę.
Ależ rzekłem do kawalera od ciebie jedynie zależałoby wydobyć mnie z matni.
W jaki sposób?
W jaki? Zeznając, jak się rzeczy miały.
Groziłem tym Agacie, ale nie zrobię czegoś podobnego. Nie jest pewne, czy ten sposób
zdałby się na co; najpewniejszym zaś jest, że przedstawiłby nas obu w haniebnym
świetle. Bo też to twoja wina.
Moja wina?
Tak, twoja. Gdybyś się był zgodził na psotę, jaką planowałem, zdybano by Agatę między
nami dwoma i wszystko skończyłoby się wesoło. Ale trudno, stało się; trzeba myśleć,
jak wybrnąć z kłopotu.
Ale, kawalerze, czy mógłbyś mi wytłumaczyć pewien szczegół? W jaki sposób moje
ubranie znalazło się w alkierzu, a twoje znikło; daremnie łamię sobie głowę, nie mogę rozwiązać
tej zagadki. To mi nasuwa niejakie podejrzenia; może Agata zwąchała pismo nosem,
a nawet była w zmowie z rodzicami?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]