[ Pobierz całość w formacie PDF ]
iść do mamy. Zrobiłam już opatrunek, mama na ciebie czeka. Tylko nie siedź długo!
- Dobranoc, Rudy! - powiedziała Brygidka i odeszła szybko.
- A ty wracaj na salę. I do łóżka!
Ale Rudy nie odchodził. Patrzył za Brygidką, dopóki nie zniknęła za jakimiś
drzwiami, teraz zrozumiał już te wieczorne, późne odwiedziny.
- Siostro, czy... czy jej mama jest bardzo chora?
- Tak. Miała ciężką operację.
- Więc dlatego...
- Co dlatego? - spytała pielęgniarka.
- Dlatego jej pozwalacie wejść do szpitala nawet późno wieczorem. Czy Brygidka wie
o tym?
- Kładź się spać! - powiedziała oddziałowa. - Zamiast się cieszyć, że dziewczyna cię
odwiedziła, to zadajesz jakieś pytania. Bardzo chciała cię odwiedzić, dlatego jej pozwoliłam.
- Tak. Rozumiem. Siostro...
- Słucham?
- Wcale mi się spać nie chce. Nie wiedziałem, że mama Brygidki leży w szpitalu...
- Mówicie na nią Brygidka? Dlatego, że ładna?
- Nie... nie wiem. Chyba chodziło o uczesanie, o włosy. Dziewczyny tak zaczęły
mówić, może nawet od pierwszej klasy. I tak zostało. Nawet nauczyciele mówią Brygidka. U
nas w klasie - tłumaczył Rudy - to czasem zupełnie nie wiadomo, jak kto ma naprawdę na
imię albo jak się nazywa. Na przykład Ciapciak.
- Co Ciapciak?
- Nazywa się Lewandowski, ale jest ciapciak. Świetnie o tym wie i nawet się nie
obraża, że został Ciapciakiem. A znów Pająka to dyrektor już kilka razy pytał, jak się
naprawdę nazywa...
- A jak się nazywa naprawdę? - zainteresowała się oddziałowa.
- Właśnie Pająk.
- Przestań mnie rozśmieszać... Dziwna ta wasza klasa, nie?
- Trochę dziwna - zgodził się Rudy. - A ja wcale siostry nie chcę rozśmieszać, bo mi
nie jest do śmiechu. Ja po prostu „błyskam”, jak mówi Koza...
- Co to znowu za jedna?
- Koza to on, a nie ona. Staszek Koza, śmieszny chłopak, ale równy, też od nas.
- Rudziński! - powiedziała pielęgniarka. - Jeśli natychmiast nie pójdziesz na swoją
salę, to ci zrobię zastrzyk! Poczekaj... a co to znaczy „błyskam”?
- Wiedziałem, że siostra o to zapyta - uśmiechnął się Rudy. - W tym wypadku to
znaczy „zagaduję”...
- No, proszę! A dlaczegóż to chcesz mnie zagadać?
- Bo chcę tu zaczekać, aż Brygidka będzie wychodziła...
- No wiesz, Rudy... Rudziński, że ty bezczelny jesteś!
- Ale szczery. To jak będzie? - spytał Rudy. - Mogę tu zaczekać?
- Nie. Lepiej nie... wracaj na salę - i oddziałowa spoważniała. - Widzisz, matka tej
małej jest w złym stanie. Dziewczyna może wychodzić zapłakana... Sam rozumiesz.
- Rozumiem... - powiedział po chwili Rudy. - Zapomniałem, że to naprawdę szpital.
Mnie już nic nie jest, to trudno uwierzyć, że inni... Siostro! Mój sąsiad spod okna gorzej się
czuje. Może mu czegoś potrzeba?
- Przyjdę tam później. A ty posiedź przy nim trochę... porozmawiaj, jeśli będzie miał
ochotę. On może mieć ciężką noc.
- A kto to jest, siostro?
- Nie wiem. Mieli wypadek samochodowy niedaleko naszego miasta. Nie wiem, kim
jest. Po prostu ranny z wypadku.
- Chyba... chyba ciężko ranny?
- Tak.
- To ja... - zaczął Rudy. - Ja...
- Co?
- Nie będę tu czekał na Brygidkę. Wracam na salę, siostro...
3.
Późno już było i wyjątkowo ciemno. Lampy przed szpitalem oświetlały tylko sam
podjazd i wejście, ale ławka stojąca pod murem skryta była w mroku. A jednak chłopcy
widzieli, że ktoś na niej siedzi. Stąd, zza parkanu, nie byli jednak pewni, czy to Zenek Gazda.
Bali się, że może nocny dozorca albo ktoś z personelu szpitalnego.
- Zenek, Zenek... - zawołał półgłosem Pająk.
Nic. Cisza. Nieruchoma postać na ławce ani drgnęła.
- Gdyby to stróż, to już by nas stąd odgonił... - szepnął Gruby i głośno zawołał: -
Zenek, odezwij się! To ty? Pajączek, a może on tam zamarzł?
- Nie wygłupiaj się, Gruby... - mruknął Pająk. - Nie naśmiewaj się z niego. On jest na
pewno na nas ciężko obrażony. Ale zobacz, twardo siedzi i czeka.
- Zenek! Twoja matka już się martwi. Posłała nas, żeby cię poszukać po mieście. No,
odezwiesz się, czy nie?
Nie było żadnej odpowiedzi, więc Gruby zmienił ton. Zaczął tłumaczyć:
- Zenuś, zaraz ci wszystko wyjaśnimy. Byliśmy już u ciebie w domu ze trzy razy. A
twoja matka za każdym razem odpowiadała, że jak wyszedłeś do szpitala o trzeciej, to
przepadłeś na amen. No, przyznajemy z Pająkiem, że od razu powinniśmy cię tutaj szukać,
ale do głowy nam nie przyszło, że...
- Że co? Że jestem taki dureń, tak? - odezwał się ponury głos z ławki. - Że u mnie się
liczy słowo, tak? Że jak się umówiłem, to czekam, tak? Do głowy im nie przyszło...
- Zenek, ty masz rację - powiedział Pająk. - Masz rację, ale...
- To, że ja mam rację, to ja wiem! Nie musisz mi mówić! - krzyknął ze złością Zenek,
nie wytrzymując już nerwowo. - W ogóle nie rozmawiam z wami!
- Ale wstań przynajmniej z tej ławki i chodź do domu - przekonywał go Gruby. - Już
prawie dziewiąta. Przecież wyszedłeś z chaty sześć godzin temu!
- Przyznajemy, że jesteś twardy! - powiedział Pająk z pełnym przekonaniem. -
Przyznajemy, Zenek, że powinniśmy tu przyjść zaraz po tym spotkaniu...
- Po jakim spotkaniu? - zainteresował się Zenek i wstał z ławki. Ale nie podszedł do
parkanu. - Nie obchodzi mnie to zresztą. Możecie spływać. Nie rozmawiam z wami!
- No, dobrze - zgodził się Gruby dla świętego spokoju..- To nie rozmawiaj z nami
przez chwilę, a my ci w tym czasie wszystko dokładnie wyjaśnimy. Tylko chodź tutaj, na
ulicę...
Zenek podszedł do nich, stanął.
- No?
- Teraz powiedz, czy byłeś u Rudego? Co mówił?
- Odsuńcie się o metr... - powiedział Zenek. - Jeszcze trochę...
- Dlaczego? - zdziwił się Pająk.
- Bo nie wytrzymam i palnę jednego z drugim. Oni jeszcze pytają, czy ja byłem u
Rudego! Jak mogłem tam pójść? Przecież była umowa, że idziemy razem. Wszyscy trzej.
Razem. Tak czy nie? Była taka umowa czy nie?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]