[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kańczy sposób, miał zapewne czynić baróiej prawdopodobną oficjalnie głoszoną tezę
o przewrotnych, zdraóieckich zamiarach jej mieszkańców w stosunku do żyjących sobie
spokojnie i uczciwie Paradyzyjczyków.
W pokazywanych materiałach filmowych skutki cywilizacji ziemskiej przedstawiane
były zazwyczaj jako ślepe fatum, wiszące nad głową każdego Ziemianina i spadające na
niego coraz to inną plagą lub nieszczęściem, na zasaóie absolutnego przypadku. Kata-
stroÍî, zamachy bombowe, serie broni maszynowej z rÄ…k szaleÅ„ców, pożary gmachów
publicznych spowodowane sabotażem lub niedbalstwem wszystko to dotykało przy-
padkowych, niewinnych luói. Miało to zapewne (na zasaóie przeciwstawienia) dowo-
óić wyższości systemu porządku i organizacji życia w Paradyzji, góie nie mogłoby się nic
podobnego zdarzyć. Cała miejscowa propaganda zdawała się nieustannie głosić, iż w od-
różnieniu od reszty Wszechświata, rząóonego żywiołowymi prawami przyrody, pełnego
niespoóiewanych zdarzeń i luókiej przewrotności w Paradyzji nic, absolutnie nic
nie ma prawa wydarzyć się przypadkowo, wymknąwszy się spod kontroli niezawodne-
go Systemu Zabezpieczeń. Każdy mieszkaniec tej planety powinien stąd sam wyciągnąć
wniosek: jeśli nawet, w jego pojęciu, wydarzyło mu się jakieś nieszczęście, to sam jest
temu winien&
Innymi słowy, Paradyzyjczyk powinien być przekonany o tym, że jego los kształto-
wany jest wyłącznie przez niego samego, przez jego słowa i czyny, zachowania i postawę
obywatelską. Powinien przy tym być pewien, że Centrala, strzegąca porządku i bezpie-
czeństwa, dokonuje jedynie obiektywnego podsumowania i oceny luókich óiałań, a to
nie ma nic wspólnego z pojęciem sprawowania właóy.
Gdy sprawiedliwość zakodowana w zasadach Prawa egzekwowana jest z całą konse-
kwencją i nieomylnością, nie podlegając subiektywnej manipulacji, wówczas każdy czło-
nek społeczeństwa postępujący wedle Prawa staje się uczestnikiem procesu sprawowania
właóy . Zdanie to Rinah zapamiętał z jakiejś audycji publicystycznej.
Oczekując zapowieóianej wizyty Zinii, wydobył z walizki dyktafon i założył czystą
kasetę. Postanowił nagrać całą rozmowę, by przekonać się następnie, do jakiego stopnia
treść wywiadu opublikowanego w telewizji bęóie zgodna z tym, co rzeczywiście powie
óiennikarce.
Gdy rozległ się brzęczyk wideofonu, Rinah był przekonany, że ówoni Zinia. Pod-
biegł szybko do pulpitu i nim dotknął przycisku odbioru, przygotował odpowiednio miły
uśmiech. Zamiast óiewczyny narożnik ekranu wypełnił się kudłatą głową nieznajomego
mężczyzny.
Dobry wieczór! Twarz na ekranie uśmiechnęła się, co z trudem można było
zauważyć pomięóy rozwichrzoną czupryną a obfitym zarostem. Rinah Devi, prawda?
Rinah przytaknÄ…Å‚.
Jesteś Ziemianinem? upewnił się brodacz. Nazywam się Nikor Orley Hu-
xwell, ale dla uproszczenia można do mnie mówić Niki. Czy masz jakiś własny przyrząd
do nagrywania dzwięku?
Mam dyktafon powieóiał Rinah, nie ukrywając lekkiego zniecierpliwienia.
Powieó jednak, o co choói?
. Paradyzja 48
Zaraz. Włącz to swoje pudełko, bo licho wie, jak długo bęóiesz mnie słyszał.
Mówiąc to, nieznajomy zmrużył znacząco oczy i znów się uśmiechnął. Ktoś mnie
prosił, abym przekazał ci pozdrowienia&
Zinia Vett?
Och, nie! Mężczyzna.
Więc kto? Niewiele osób zdążyłem tutaj poznać, ale&
Włączyłeś?
Tak, ale&
Słuchaj, do licha, bo to ważne. Więc ten ktoś prosił, żebym cię pozdrowił od kogoś
drugiego, kto nie jest tutaj obecny&
Czy mógłbyś wyrażać się jaśniej?
Chciałbym, ale żebyś mnie zabił, nie powiem, jak się nazywali: ani ten pierwszy,
ani drugi brodacz uśmiechnął się óiwnie asymetrycznie, jedna połówka twarzy. Po
prostu nie mam pamięci do nazwisk. Ale za to baróo dobrze pamiętam swoje wiersze.
Bo nie powieóiałem ci jeszcze, że jestem, w pewnym sensie, literatem, a ostatnio nawet
poetą. Jako pisarza, pewnie cię zainteresują moje najnowsze wiersze. Posłuchaj!
Brodaty poeta odchrząknął i wyrecytował:
P3ana gra mych pustych Êîaz,
kiedy na lutni z rana gram,
ja na gramatykÄ™ nie baczÄ™!
Ja nagram wiersz, ty jeszcze raz
przesłuchaj taśmę, a na gram
sensu w nim nie licz, ani znaczeń.
Jakiś straszny grafoman! pomyślał Rinah w popłochu, lecz było już za pózno, by
mu przerwać.
Postaraj się dobrze zrozumieć ten wiersz, bo to klucz do mojej całej poezji
powieóiał brodacz i znów óiwnie się skrzywił. Jeśli zrozumiesz go, wówczas pozo-
stałe moje wiersze odkryją przed tobą całą swą głębię. Przeczytam jeszcze dwa. Czy wciąż
nagrywasz?
Tak bÄ…knÄ…Å‚ Rinah. Ale&
Pierwszy brzmi tak:
Filar strop dzwiga jak atlant
Wśród flar syczących odblasku
Jak talar srebrny krąg światła
Lar swych i penat nie czas tu
żałować, gdy pyłu tuman
Jak fular snuje siÄ™ ku nam
a drugi:
Bracie ślimaku, co w akwarium mieszkasz,
blada cykorio, listku bez zieleni!
Cóż wiemy, w naszych muszlach uwięzieni
o gniazdach sikor i o lisich ścieżkach&
Tyle chciałem ci przekazać, drogi przybyszu. Jestem przekonany, że próbki mojej
twórczości przydaóą ci się do czegoś. Baróo mi przykro, że nie byłem w stanie podać ci
imion tamtych dwóch facetów, ale zamiast tego mogłem uraczyć cię szczyptą prawóiwej
poezji. òiÄ™kujÄ™ za uwagÄ™. JeÅ›li siÄ™ kiedyÅ› spotkamy, porozmawiamy dÅ‚użej. Bywaj!
Twarz poety zniknęła z ekranu. Rinah wyłączył dyktafon i przewinął taśmę do po-
czÄ…tku nagrania.
O co mu właściwie choóiło? Czyżby o popularyzację jego wierszy poza Paradyzją?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]