[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odrazu wytworz¹ nowych obszarników, których zkolei znienawidz¹ i dawni posiadacze ziem
i biedota wiejska. Gdzie¿ tu zdrowy sens, je¿eli chodzi o ca³¹ Rosjê, od szczytu a¿ do do³u?
Wybuchn¹³ suchym Smiechem i zmru¿y³ oczy.
Nieraz powracali bracia do tego sporu, a Aleksander zawsze musia³ przyznaæ, ¿e m³odszy
brat prowadzi go do zw¹tpienia w zbawiennoSæ programu Woli Ludu .
Pewnego razu W³odzimierz rzek³ do brata:
Chêtnie rzuci³bym bombê w cara i jego pomocników, ale do twojej partji nie pójdê ni-
gdy!
Dlaczego!?
Jest to zbiorowisko Swiêtych szaleñców ! Poco macie w imieniu ludu mySleæ, ¿¹daæ
i robiæ? On sam potrafi w swoim czasie wrzasn¹æ, zag³uszaj¹c wybuchy waszych bomb, a te-
ror obmySli taki, ¿e sam ¯elabow zarumieni³by siê, jak ¿ak!
To te¿ Ostapow ci powiedzia³? spyta³ Aleksander.
Nie, to ja ci mówiê! odpar³ ch³opak powa¿nym g³osem. Wiem, ¿e tak bêdzie, bo
nasz lud jest dziki, krwio¿erczy, nikogo i niczego nie ¿a³uje, nie ma przywi¹zania do prze-
sz³oSci, gdy¿ by³a ona dla niego, jak i teraxniejszoSæ, macoch¹; nie ma ¿adnych zasad i nie
zna innej przeszkody, oprócz brutalnej si³y, przed któr¹ siê tylko ugnie.
Wiêcej ju¿ nigdy o Woli Ludu nie rozmawiali.
Aleksander wkrótce zaproponowa³ bratu czytanie razem z nim dzie³ Karola Marksa.
Ksi¹¿ki te odrazu porwa³y W³odzimierza.
Porzuci³ dla nich ulubionych klasyków rzymskich i nie wertowa³ wspania³ego Realnego
s³ownika klasycznych staro¿ytnoSci Lübkera, co czyni³ dla w³asnej przyjemnoSci. Spieszy³
siê teraz z odrobieniem niezbêdnych lekcyj i zabiera³ siê do Marksa, robi¹c notatki i zapisu-
j¹c ca³e stronice w³asnemi mySlami.
Gdy starszy brat ze zdumieniem patrzy³ na niego, mówi³ podnieconym, zachwyconym g³o-
sem:
To wam potrzebne i nic wiêcej! Tu taktyka, strategja i niew¹tpliwe zwyciêstwo!
To dobre dla uprzemys³owionego pañstwa, a nie dla naszej Rusi Swiêtej z jej drewnia-
nemi sochami, kurnemi izbami i znachorami! zaprzecza³ brat.
To dobre dla walki jednej klasy przeciwko ca³emu spo³eczeñstwu! odpowiada³ W³o-
dzimierz.
W gimnazjum wszystko sz³o po dawnemu. Ujlanow wci¹¿ by³ pierwszym uczniem. Na-
wet gdyby nie by³ tak staranny i zdolny, ³atwo by mu przysz³o utrzymaæ siê na tem stanowi-
sku.
Koledzy pozostawali daleko za nim.
Niektórzy z nich nie wyszli poza ramy beznadziejnego mieszczañstwa. 16 to lub 17 to
letni m³odzieñcy lubowali siê w pijatykach i hazardowej grze w karty; oddawali siê rozpu-
Scie, czyni¹c nocne wyprawy na przedmieScie, do ciemnych uliczek, gdzie groxnie, zuchwale
40
pali³y siê czerwone latarnie domów publicznych; romansowali obcesowo z pokojówkami,
szwaczkami i przybywaj¹cemi do miasta dziewczynami wiejskiemi, poszukuj¹cemi zarobku.
Nikt nic nie czyta³, nikogo nic nie zajmowa³o i nie poci¹ga³o. Jedna mySl kierowa³a
wszystkimi. Skoñczyæ za wszelk¹ cenê gimnazjum, a po niem uniwersytet lub inn¹ uczelniê,
zostaæ urzêdnikiem i spokojnie pêdziæ beztroskie ¿ycie, opromieniane od czasu do czasu
znaczniejsz¹ ³apówk¹, now¹ rang¹, orderem lub wy¿sz¹ nominacj¹ s³u¿bow¹.
By³ to okres martwoty ducha, spodlenia charakterów, rabiego milczenia i s³u¿alczoSci bez-
granicznej, nudne, zgni³e trzêsawisko ¿ycia, na które ze Slep¹ bezwzglêdnoSci¹ nadepnê³a
ciê¿ka stopa Aleksandra III-go; okres, w którym koSció³, nauka, talenty ugiê³y siê przed po-
têg¹ dynastji. By³a to cisza przed straszliw¹ burz¹, milczenie drêcz¹ce, budz¹ce trwogê, przed
któr¹ uciekano siê do bezwolnej pokory, do bezmySlnego bytu, do istnienia, kierowanego
z wysokoSci tronu przez pomazañca Bo¿ego.
W³odzimierz rozumia³ to i przebaczy³ Woli Ludu marzycielstwo bezpodstawne i roz-
paczliwe. Czu³, ¿e by³ to ¿ywio³owy protest. Nie chodzi³o tu ani o Rosjê, ani o lud. Trzeba
by³o wstrz¹sn¹æ ca³ym krajem, zniewoliæ go do wyjScia ze stanu biernoSci, chocia¿by przez
wybuch maszyny piekielnej.
Pomiêdzy nim a bratem urwa³a siê jednak, napozór bez przyczyny, niæ za¿y³oSci i blisko-
Sci duchowej. By³ dla Aleksandra zbyt trzexwym, Smia³o patrz¹cym prawdzie w oczy, suro-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]