[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swojego apartamentu, a Doug poszedł się przebrać w strój, który jego matka uznałaby za bardziej
odpowiedni do kolacji, ekipa sprawnych kelnerów nakryła srebrami i kryształami stolik dla pięciu
osób.
- Kto jeszcze przyjdzie? - spytała Marilyn, kiedy wrócił Doug, elegancki i szarmancki jak zwykle.
Usiadł w fotelu obok, oddzielał ich jedynie mały stolik. Jakby to było coś najzwyklejszego pod
słońcem, ujął jej dłoń i przesunął kciukiem po pierścionku ze szmaragdem.
- Przypuszczam, że dziadek. Zachowuje się, jakby osobiście mi ciebie znalazł.
Marilyn na chwilę zasłoniła oczy dłonią, a potem pociągnęła łyk wina. Podejrzewała, że będzie
musiała przerzucić się na perriera, kiedy pojawi się staruszek.
- Możemy jeszcze uciec, jeśli się pospieszymy - powiedział Doug, ale jego uśmiech oraz leniwie
wyciągnięte i skrzyżowane nogi nie wskazywały na to, że miał na to ochotę.
Zresztą i tak było za pózno, bo pojawił się jego ojciec. Ogolony, odświeżony, w szarym letnim
garniturze i krawacie koloru bordo, starszy pan Fountain wyglądał w każdym calu jak bogaty
dżentelmen. Stalowoszare włosy i krótkie wąsy dodawały mu wytworności i jowialności, a kiedy się
uśmiechał, bardzo przypominał swego ojca. Właśnie w tej chwili w drzwiach windy pojawił się
Franklin we własnej osobie.
- Moja droga - powiedział, pochylając się, by ucałować Marilyn w czoło. - Bardzo się cieszę, że znów
cię widzę. Wyglądasz prześlicznie. - Usiadł w fotelu, a potem uśmiechnął się do syna. - Dobrze, że
wróciliście,
Douglasie. Wiesz, że jej ojcem był Gerald Antioch?
Najwyrazniej Franklin nie tracił czasu. Mariłyn chciała udać oburzenie, ale nie udało się jej. To chyba
wino tak na nią wpływało. Podejrzewała, że rodzina Fountainów sprawdzała każdego, kto mógłby
zainteresować się którymś z członków rodu.
- Naprawdę? - Doug się rozpromienił. - Spotkałem twojego ojca wiele lat temu, kiedy pracował w
misji handlowej w ówczesnej Jugosławii. Okazał nam wielką pomoc, kiedy zaczęliśmy szukać luk w
żelaznej kurtynie. - Na chwilę spoważniał. - Tata powiedział był". Czy to znaczy...
Mariłyn skinęła głową.
- Dziewięć lat temu zginął w wypadku samochodowym na Bliskim Wschodzie.
- Tak mi przykro. Gerald Antioch był dobrym człowiekiem. Mógł wysoko zajść w dyplomacji. -
Przechylił głowę tak samo, jak robił to Doug. - Ale teraz nosisz nazwisko Ross, o ile się nie mylę? Czy
to znaczy, że byłaś mężatką? Owdowiałaś czy się rozwiodłaś?
- Douglasie! - wykrzyknęła Eloise tonem nagany. Mariłyn się obejrzała. Pani Fountain miała na sobie
ciemnoróżową suknię z szerokim pasem, który podkreślał jej smukłą talię. Mąż i syn zerwali się z
miejsc. Starszy pan pozostał w fotelu, podpierając się na lasce, trzymanej między nogami.
- Przeszłość pani Ross - ciągnęła Eloise - ani nas nie interesuje, ani nie ma dla nas znaczenia. Liczy się
to, że wyjdzie za Douga i zostanie panią Fountain.
Uśmiechnęła się do młodych, pochyliła się, ujęła dłoń Mariłyn i z zachwytem spojrzała na pierścionek
ze szmaragdem.
- Dokonałeś świetnego wyboru. Dobrze się spisałeś, Doug.
Marilyn nie była pewna, czy Eloise ma na myśli pierścionek, czy ją;
- Dobrze? - spytał Douglas, zacierając ręce z zadowolenia. - Powiedziałbym, że wspaniale się spisał.
-Uśmiechnął się do Mariłyn. - Ojciec nii mówił, że prowadzisz organizację dobroczynną, którą
założyłaś kilka lat temu. Opowiedz mi coś o niej, moja droga.
Mariłyn posłusznie zaczęła mówić o fundacji. Rodzice Douga okazali żywe zainteresowanie tematem
i zadawali wiele pytań. I tak minęła im pierwsza połowa wieczoru. Mariłyn była ciekawa, kto i kiedy
zamówił potrawy, ale wszystko było wyborne i ślicznie podane.
Na szczęście Doug nie wyskoczył z tym, że pragną jak najszybciej mieć dziecko, jak podczas
pierwszego spotkania, a jego dziadek najwyrazniej o tym zapomniał.
Mariłyn uśmiechnęła się na to wspomnienie i spojrzała na Douga. Przypuszczała, że on też pamięta
ich pierwszy wspólny obiad, po którym wypili po lampce brandy. Uniósł kieliszek jak w toaście, ich
spojrzenia się spotkały.
Eloise Fountain, siedząca naprzeciwko, westchnęła, a wzrok Douglasa przez moment stał się tęskny.
Oby-jiwoje wymienili uśmiechy pełne zadowolenia, co nie umknęło uwagi Mariłyn. Ogarnęły ją
wyrzuty sumienia. Czuła, że nie tylko ją gnębią, ale wywołują rumieniec na twarzy. Cholera, nigdy się
nie czerwieniła! Co się z nią dzieje dziś wieczorem? Odstawiła kieliszek z winem. To na pewno przez
alkohol.
- Jak długo się znacie? - spytała Eloise.
- Wystarczająco długo - odparł Doug, przeciągając słowa i obrzucając Mariłyn badawczym
spojrzeniem -żebym nabrał pewności, że ta kobieta jest stworzona dla mnie.
- Dokładnie to samo czułem, kiedy poznałem twoją matkę - powiedział Douglas.
- Nic podobnego! - zaprzeczyła Eloise. - Tak uciekałeś, że myślałam, iż cię nigdy nie dogonię.
- Bezlitośnie ze mną flirtowałaś, droczyłaś się i niemal doprowadziłaś mnie do szaleństwa -
przypomniał jej mąż. - Moja droga, miałaś dopiero osiemnaście lat, a ja byłem na tyle przyzwoity, że
chciałem, abyś trochę dorosła. -Zwrócił się do Marilyn: - Trzynaście lat różnicy między nami
wydawało mi się przeszkodą nie do pokonania.
Zona poklepała go po dłoni.
- Ale ci udowodniłam, że się mylisz, chociaż doprowadzenie cię przed ołtarz zajęło mi prawie dwa
lata.
Doug i Douglas wybuchnęli śmiechem.
- Mam nadzieję - ciągnął Douglas - że ponieważ wy nie jesteście nastolatkami, ślub odbędzie się
wkrótce.
Marilyn wbiła wzrok w talerz. Nagle poczuła się jak przestępca. Ci ludzie byli zbyt mili, by ich
okłamywać. Spojrzała na Douga, mając nadzieję, że powie im prawdę. Zastanawiała się, czy sama
powinna to zrobić. Ale Doug milczał i tylko ścisnął jej rękę, jakby ją ostrzegał, żeby nic nie mówiła.
Bardzo dobrze, na razie nic nie powie, ale musi z Douglasem Ellerym Fountainem juniorem
przeprowadzić w najbliższym czasie bardzo poważną rozmowę.
Udawać, że są zaręczeni, by dać Kelly szansę zdobycia tego, na co sobie zasłużyła wieloletnią ofiarną
pracą w rodzinnej firmie, i pomóc jej zachować przedsiębiorstwo dla synów, to jedno. Ale wciąganie
innych, na przykład rodziców Douga, w tę aferę, to zupełnie co innego.
W ten sposób sytuacja może się im wymknąć spod kontroli. A Marilyn lubiła sama decydować o
swym losie.
I będzie decydowała. Zmusi Douga, by wyłożył karty na stół.
Aby zmienić temat rozmowy, Marilyn spytała:
- Ostatnie dwa miesiące spędzili państwo w Eu-
ropie, prawda? Jakie kraje państwo odwiedzili?
- Byliśmy we wszystkich hotelach Fountains - powiedziała Eloise. - Lubimy od czasu do czasu
składać niezapowiedziane wizyty. Dzięki temu personel bardziej się stara.
Zamilkła na chwilę, a potem zadała pytanie, na które Marilyn powinna być przygotowana, ale, o
dziwo, nie była. Bo to wszystko nie tylko wydawało się jej nieprawdziwe, ale było nieprawdziwe.
- Czy ustaliliście już datę ślubu, Marilyn?
- Ja... my...
- Marilyn nie poinformowała jeszcze o naszych planach swojej matki - przyszedł jej z pomocą Doug.
-Mamy zamiar wkrótce to uczynić.
- To dobrze. Gdzie mieszka twoja matka?
Marilyn się uśmiechnęła, czując, jakby zdjęto jej z ramion wielki ciężar. Na to pytanie mogła
odpowiedzieć zupełnie szczerze.
- W Bostonie z moim bratem, ale w tej chwili nie ma ich 4f domu. Nie jestem pewna, gdzie
przebywają.
Nic/a nic nie kłamała. Lucas prawdopodobnie siedział nadąsany w pokoju gościnnym w jej domu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]