[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czy jesteś głodna?
Możesz być pewien, że tak.
Gdy już się posililiśmy, udaliśmy się do jej pokoju hotelowego, gdzie wzięła kąpiel
i przez pół godziny odpoczywała. Dziwne, ale nie rzuciliśmy się na siebie. Byliśmy po
prostu oboje zbyt wzruszeni, było nam przy tym tak miło i bezpiecznie. Czułem się tak
bezpiecznie, jak nigdy w ciągu wielu ostatnich miesięcy, które wykańczały moje nerwy.
Mieliśmy sobie mnóstwo do opowiedzenia. Ta ludzka sprawa nie ucieknie.
Pojechaliśmy do Poczdamu na kolację i spacerowaliśmy, trzymając się za ręce, po parku
Sans Souci.
Nad Berlinem z warkotem lotniczych silników huczał jeden z wielkich nalotów
alianckich. Barbara nerwowo przytuliła się do mnie, gdy patrzyliśmy na dymy i pożary
nad Neuekolln. Bombowce, fala za falą, nadlatywały nad miasto i zrzucały swoje ładunki.
Nagle do naszych uszu dotarło przeciągłe wycie. Błyskawicznie przewróciłem
Barbarę na ziemię i sam padłem tuż przy niej. Nastąpiła bliska eksplozja. Kolejna bomba
spadała, skrzecząc. Barbara z piskiem poderwała się i biegła przed siebie uliczką,
zupełnie tracąc głowę w panicznym lęku.
Skoczyłem za nią, wołając:
Barbaro, padnij na ziemię! Barbaro! Padnij na ziemię! Barbaro!
Znów rozległo się skrzeczenie i padłem do rowu. Ziemia obsypała mnie całego. Nie
podnosiłem się jeszcze przez kilka sekund po wybuchu. Barbara znikła mi z oczu.
Jej ciało znalazłem dwieście metrów dalej. Leżało na ulicy w kałuży krwi.
Nie czułem niczego, nie widziałem niczego, nie słyszałem nawet syreny odwołującej
alarm. Tuż obok zatrzymał się samochód. Ludzie w mundurach wciągnęli mnie do
środka. Z tyłu położono koc, a na nim moją Barbarę.
Rozebrali mnie. Lekarz mówił coś o szoku. Jakaś dłoń ujęła mój nadgarstek, miękka
dłoń, dokładnie w taki sam łagodny, delikatny sposób, w jaki trzymała go Barbara.
Barbarę mi zabili.
XXXIII Dowódca kompanii
Wysłano mnie z powrotem do macierzystego pułku już jako Oberleutnanta
i dowódcę mojej starej kompanii. Von Barring awansował na Oberstleutnanta i został
dowódcą batalionu. Ze starej paczki pozostali tylko Oberst Hinka, von Barring, Stary i ja.
Stary był teraz Oberfeldweblem.
Pewnego zimnego, szarego i dżdżystego dnia Stary i ja udaliśmy się z linii frontu na
tyły. Ostatni odcinek naszej wędrówki wiódł po jakimś torze kolejowym. Prawie już
dochodziliśmy do tymczasowej stacji, przy której znajdował się olbrzymi skład amunicji,
gdy powietrze rozdarło dobrze nam znane, potworne wycie. Stary szarpnął mną tak, że
wpadłem głową do rowu, a on sam zaraz poszedł w moje ślady.
Najbliższe pół godziny wyglądało tak, jakby koniec świata był już bliski. Trwała
istna kakofonia wycia, huku, dudnienia, grzmotów, niekończących się eksplozji.
W powietrze wybuchały oślepiająco białe płomienie z trzaskiem strzelających batów.
W górę wylatywały całe serie eksplozji pocisków artyleryjskich, miotanych we
wszystkich kierunkach. Dwa wagony kolejowe uniosły się w powietrze i wylądowały
w polu dobre sto pięćdziesiąt metrów dalej. Podwozie ciężkiego wagonu towarowego
zmiotło pobliską szopę i upadło z trzaskiem niedaleko nas. Runęły dwa wysokie kominy
fabryczne. Jeden jakby rozpękł się w kilku miejscach jednocześnie, drugi przechylał się
powoli, aż upadł wreszcie w chmurze ceglanego pyłu. Wszystkie domy, nawet te dość
odległe, zostały zrównane z ziemią lub legły w gruzach.
Cisza, która potem nastąpiła, była upiorna. Powoli dochodziłem do siebie, wstałem
i rozejrzałem się dookoła. Stary leżał o kilka metrów ode mnie.
Cóż, Stary, myślę, że możemy iść dalej. Wyglądało to raczej nieciekawie, co?
Moje pytanie pozostało bez odpowiedzi. Okazało się, że obie nogi ma złamane, lewe
biodro jest jedną wielką miazgą, ramię w dużej mierze również. Wziąłem jego głowę na
kolana i szalikiem otarłem mu pot z czoła.
Stary, mój przyjacielu wyszeptałem sądzisz, że wytrzymasz do punktu
opatrunkowego, jeśli cię tam zaniosę?
Na chwilę otworzył szerzej oczy.
Svenie, Stary jest już załatwiony. Raczej zostańmy tutaj. To nie potrwa długo.
Kopsnij papierosa, jeśli masz.
Zapaliłem papierosa i wsunąłem mu do ust. Mówienie sprawiało mu ból.
Gdy odejdę, napiszesz do mojej żony i dzieci? Znasz już treść na pamięć: postrzał
w skroń, żadnego bólu... Zresztą i tak nie czuję bólu, prócz rwania w plecach, gdy
mówię... Moja stara fajka i scyzoryk należą do ciebie, resztę odeślij do domu razem
z dwoma listami, które znajdziesz w moim portfelu.
Zamilkł na krótką chwilę i leżał z zamkniętymi oczami, a jego ciałem wstrząsały
dreszcze. Przysunąłem do jego ust manierkę.
Stary, mam trochę sznapsa. Spróbuj wypić choć łyczek. Przełknął kilka kropel
i ponownie otworzył oczy. Wyszeptał ochryple:
Najbardziej mnie boli, że zostawiam cię zupełnie samego. Mam nadzieję, że
powrócisz do tego swojego kraiku, który uważasz za swój dom i o którym opowiadałeś
tyle sympatycznych rzeczy.
Gdy już było po wszystkim, wziąłem ciało Starego na ramiona i ruszyłem z nim
przez błoto, w którym moje buty wciąż się ślizgały. Płakałem i zgrzytałem zębami
w bezsilnej wściekłości z każdym poślizgnięciem, pot ściekał mi po karku, a gorący
oddech stał się świszczący.
Rosjanie ze służby pomocniczej patrzyli na mnie ze zdumieniem, gdy chwiejnym
krokiem wszedłem do izby, niosąc ciało martwego towarzysza, i położyłem je na łóżku.
Poszedłem do von Barringa.
A więc on również jęknął von Barring. Niewiele już chyba wytrzymam.
Złapał mnie za ramię i wrzasnął:
Svenie, zaczynam wariować. Za każdym razem, gdy wydaję rozkaz natarcia, czuję
się jak rzeznik.
Wstrząsało nim łkanie, opadł zrezygnowanym ruchem na krzesło, a głowę ukrył
w dłoniach opartych na stole.
O, Boże, niech to się wreszcie skończy! Niech się to szybko skończy!
Nalał wódki, aż się przelała, do dwóch szklanek i wręczył mi jedną. Opróżniliśmy je
jednym haustem. Napełnił szklanki ponownie, lecz gdy już podnosił swoją, złapałem go
za ramię.
Erichu powiedziałem zostaw pełną, dopóki nie pochowamy Starego. Musimy
teraz pójść go pogrzebać. Tylko my dwaj. Potem chętnie zapiję się z tobą na śmierć.
Wycięliśmy swastykę z flagi, w którą zawinęliśmy Starego niczym w całun.
Zapiawszy pasek pod brodą i poprawiwszy hełm, przebiegłem spojrzeniem wzdłuż
szeregu kompanii, której byłem teraz dowódcą.
Na miejscu przede mną stawał kiedyś Hauptfeldwebel Edel. Zmarł na tyfus w 1943
roku.
Za nim stawał wysoki, dobroduszny Feldwebel Bielendorf, pogrzebany żywcem
wraz z całym 4 plutonem podczas walk w Kubaniu.
Na prawym skrzydle 2 plutonu stawał Stary, przedwczoraj rozszarpany wybuchem
składu amunicji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]