[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zainteresować.
- Mamo, nie mogę zapisać Rasto na wieczorowe kursy czy zorganizować mu
jakiegoś innego zajęcia. To nie człowiek, lecz pies. I jako taki powinien ciągle kręcić
się w pobliżu domu.
Enid uniosła brwi.
- On się nie kręci. Wciąż leży i śpi. %7ładne zwierzę nie powinno tak się
zachowywać. To niezdrowe. Zaczynam podejrzewać u Rasto kłopoty z tarczycą.
Powinnam zajrzeć do mojego poradnika zielarza.
Sam odwrócił się w stronę Emily, ale dziewczynka już podbiegła do psa
śpiącego przed frontowymi drzwiami. Kiedy stanęły nad nim obie z Enid, Rasto nawet
nie pofatygował się, aby otworzyć oczy. Spoczywał w tak idealnym bezruchu, że
można by przypuszczać, iż wyzionął ducha, gdyby nie to, że z nieruchomego cielska
wydobywało się miarowe chrapanie.
Emily postawiła mu przed nosem pudliczkę.
- Popatrz, Rasto, kogo ci przywiozłam - powiedziała do śpiącego psa. - Nową
przyjaciółkę. Cieszysz się?
Rasto otworzył wreszcie jedno oko i bez cienia entuzjazmu popatrzył na
małego, białego intruza. Pudliczka zaczęła ostrożnie obwąchiwać dużego psa, a potem
wyciągnęła się pod samym jego nosem, wzięła w zęby róg chodnika i zaczęła go
gryzć.
Rasto i Sam jęknęli równocześnie.
W poniedziałkowe popołudnie, kiedy Ginger wraz z córką jechały na ranczo,
Emily była dziwnie milcząca. Miała zasępioną minę.
- Słonko, o co chodzi? - spytała ją matka. - Miałaś w szkole jakieś kłopoty?
Emily potrząsnęła główką.
- 99 -
S
R
- Nie. Przyjechała księgarnia. Kupiłam sobie książkę. - Sięgnęła do torby i
pokazała Ginger okładkę.
Był to Podręcznik tresury psów dla początkujących".
- Sam powiedział, że jestem odpowiedzialna za Noelle, więc przyda mi się
jakaś pomoc - wyjaśniła dziewczynka.
- Słonko, jeśli chodzi o tę pudliczkę, sądzę, że wszyscy będziemy wymagali
pomocy - odparła, śmiejąc się, Ginger.
- Mamo, chcesz, żebym ci poczytała? - spytała Emily.
- Proszę. Zaczynaj.
Ginger słuchała zawartych w książce wskazówek. Jedna z nich była oczywista.
Psom należą się pochwały.
Kiedy pies zrobi to, na czym ci zależało, natychmiast go pochwal, radził autor
podręcznika. A w przeciwnym razie okaż niezadowolenie. Najlepszym sposobem
radzenia sobie ze złymi nawykami twojego psa jest powiedzenie mu głośno: nie wol-
no" i wyprowadzenia z miejsca, w którym popełnił przestępstwo. Niech twój pies wie,
że go kochasz, ale musi zrozumieć, iż niektórych jego postępków tolerować nie
zamierzasz.
Kiedy dojeżdżały na ranczo, Ginger zastanawiała się, czy taki sposób
postępowania nie dawałby dobrych rezultatów także w przypadku mężczyzn.
W nocy nie mogła spać. Po tym, co się stało, jej uczucie do Sama spotęgowało
się jeszcze bardziej. Równocześnie był czuły, ujmujący i zabawny. Ale gdyby się
dowiedział, że go pokochała, błyskawicznie wykluczyłby ją ze swego życia.
Sam wrócił z pastwiska w ponurym nastroju. Na Ginger ledwie spojrzał.
Wiedziała, że jest to skutek ich wczorajszego zbliżenia. Tyle już potrafiła odczytać z
zachowania się tego humorzastego mężczyzny.
Na widok ponurej twarzy syna Enid tylko westchnęła. Już dawno przestała się
przejmować zmianami jego nastroju. Spuściła głowę i zabrała się do przerwanego
łuskania zielonego groszku.
Ginger powzięła decyzję. Nabrała głęboko powietrza, a potem z chochlą w ręku
odwróciła się w stronę Sama, który starym, obrzydliwym zwyczajem zdążył już cisnąć
na kuchenny blat swój kowbojski kapelusz i opaść ciężko na krzesło.
- 100 -
S
R
- Sam - zwróciła się do niego stanowczym tonem - powieś, proszę, kapelusz na
wieszaku i przestań być taki naburmuszony. Kolacja już prawie gotowa.
Zdumiony Sam najpierw na nią spojrzał, na chwilę zastygł na krześle, a potem
podniósł się z miejsca i powiesił kapelusz na kołku. Kiedy znów stanął zwrócony
twarzą do Ginger, zobaczyła na niej wyraz zaskoczenia.
- Teraz lepiej? - zapytał. Minę nadal miał poważną, ale w jego głosie dawało się
wyczuć lekkie rozbawienie.
- O wiele - odparła oschłym tonem.
Zobaczyła, że Enid przygląda się jej z ustami otwartymi ze zdumienia.
A więc mamy za sobą lekcję pierwszą, pomyślała z satysfakcją.
Z saloniku dobiegał donośny głos Emily:
- Dobra suczka. Dobra.
Podczas kolacji Sam był już w znacznie lepszym nastroju. Utwierdziło to
Ginger w przekonaniu, że potrzebował kogoś, kto by go krótko trzymał. Bądz co bądz
żył samotnie przez kilka ostatnich lat i nie musząc z nikim się liczyć, robił to, co mu
się żywnie podobało.
Po kolacji wspaniałomyślnie zaofiarował się zabrać wszystkich na lody. Jego
propozycja spotkała się z podziękowaniem i ciepłym uśmiechem fikcyjnej
narzeczonej.
W drodze do furgonetki rzucał Ginger podejrzliwe spojrzenia, tak jakby
zastanawiał się, co ta kobieta knuje, ale z pogodną miną pomógł jej wsiąść do szoferki.
Całą gromadką pojechali do miasta. Przed wejściem do lodziarni Ginger
zdążyła spojrzeć na witrynę sklepu dla nowożeńców. Od razu rzuciła się jej w oczy
miękka garsonka o barwie szampana. Uszyta w stylu, który lubiła. Skromna, a zara-
zem bardzo elegancka. Z dopasowanym krótkim żakietem z wysokim, koronkowym
kołnierzykiem i wąskimi rękawami. Prosta spódnica sięgała kolan. Zarówno żakiet,
jak i przód spódnicy zdobił jedynie rząd drobniutkich guziczków w postaci perełek.
Był to strój bardzo ładny. Lekki i nadzwyczaj kobiecy. Z kapeluszem lub kwiatami
wpiętymi we włosy wyglądałby idealnie.
- Prawda, że ładna ta garsonka? - odezwała się Enid, zatrzymując się przed
witryną.
- 101 -
S
R
- Tak. Bardzo ładna - przyznała Ginger.
W tej chwili otworzyły się drzwi sklepu. Wytknęła z nich głowę Mavis
Andrews.
- Ginger, słyszałam o twoich zaręczynach - powiedziała z szerokim uśmiechem
na twarzy. - Tę sukienkę wystawiłam w oknie specjalnie dla ciebie.
- Jest urocza - przyznała Ginger.
- No to ją zmierz - z miejsca zaproponowała Enid. - Muszę zobaczyć, jak w niej
wyglądasz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]