[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tamara roześmiała się, a on wziął ją za rękę.
85
S
R
- Jest miła - zauważył, patrząc jej prosto w oczy.
- Zawsze taka była. Tylko trudno było trafić na moment, gdy i była w domu, i
czuła się szczęśliwa, i nie usiłowała złapać trochę snu.
- Organizatorka wesel - uśmiechnął się. - Wydaje się, że kiepskie czasy
naprawdę ma już za sobą.
I tak zamierzał zadbać o interesy Elaine; rodzina Tamary była teraz również
jego rodziną.
Tak samo jak Tamarze w okresie dorastania brakowało mu rodziny. Po farsie,
jaką były zaręczyny z Christine Sawyer, odsunął na bok cel, który dręczył go przez
lata. Nigdy nie będzie się mógł cieszyć przyjaznią, jakiej doświadczają bliscy sobie
bracia, choć częściowo rozumiał dlaczego Marc Earle" wyrzekł się nazwiska, z
którym przyszedł na świat, a potem odrzucił oferowany przez Armanda udział w
firmie.
Skrzywił się lekko. Z Markiem nie mógł zrobić już nic. Jasnowłosy syn
Angeli odszedł na zawsze. Za to dzisiaj ciemny książę" odzyskał to, co stracił wiele
lat temu - rodzinę. Miał żonę, którą będzie trzymał jak najbliżej siebie i wielbił, oraz
dziecko, które zajmie należne mu miejsce w strukturach rodu De Luca, a w końcu
będzie dziedziczyć. Oczywiście nie tyle, ile jego własne dzieci.
Skrzywił się lekko. Lecz kiedy już wszystko zostało powiedziane i załatwione,
udział, jaki miał na myśli, na pewno był sowity. Kiedy nadejdzie właściwy czas,
Tamara zrozumie. Oczywiście dzieci z ich związku, spłodzone przez niego, będą
dziedziczyć więcej. Tak już ten świat jest urządzony, tak być powinno.
- Powiedziałaś matce o dziecku?
Zerknęła na Elaine rozmawiającą z interesującym mężczyzną.
- Myślałam, żeby zachować tę niespodziankę na pózniej - zmrużyła oczy - ale
podejrzewam, że ona już wie.
- Może dlatego, że jesteś taka promieniejąca - zasugerował.
Zarumieniła się.
86
S
R
- Po każdej pannie młodej wszyscy się spodziewają emanowania szczęściem.
- Ale nie takim, jakim ty emanujesz. - Przysunął się bliżej. - Nawet lekkie
dotknięcie ciebie jest jak porażenie prądem. Wyobraz sobie, co będzie za godzinę...
Spoważniała.
- Po tamtym popołudniu, spędzonym razem, byłam bardzo zła, gdy
powiedziałeś, że powinniśmy zaczekać. - Spuściła wzrok. - Teraz jednak cieszę się,
że tak zrobiliśmy.
Pewien, że nikt nie będzie mu miał tego za złe, pocałował żonę, długo i
namiętnie.
- W czasie naszego miodowego miesiąca - wysapał z uśmiechem - będziesz
miała powyżej uszu mnie ciągnącego cię do sypialni.
Jak i przez długie lata pózniej...
- W Phuket są piękne plaże. Na pewno chętnie czasem zmienię pościel na
piasek.
Odetchnął głęboko, wyobrażając sobie świeże aromaty tajlandzkiego raju.
- Księżyc lśniący nad morzem, lekko kołyszące się pióropusze palm. Widzę
to.
- Bardzo to pociągające? - spytała, przechylając głowę.
- Ogromnie - potwierdził.
- Mnie też widzisz?
- Wyrazniej niż cokolwiek innego.
- Co mam na sobie?
- Oprócz kwiatu we włosach, jak myślisz? - Dopił drinka.
- Cudowny wieczór, Armandzie!
Nagle zesztywniał, gdy Matthew Mohill wynurzył się zza grupki gości.
Prowadził pod rękę atrakcyjną blondynkę. Niezbyt szczęśliwy Armand musiał po-
wrócić z Phuket do grzecznościowych formułek.
- Pozwólcie, oto moja żona, Tamara.
87
S
R
- Bardzo miło mi cię poznać. - Uśmiech Matthew mógł być szczery. Ujmując
jej dłoń, spostrzegł rubin i uniósł brwi.
- Armandzie... - Uśmiechnął się bez krzty humoru. - Jestem nieco zaskoczony.
Ten pierścień niezbyt dobrze się kojarzy.
Armand poczuł, jak zalewa go krew. Jak mógł kiedyś uważać tego człowieka
za przyjaciela?
- Teraz już tak - wydusił z trudem przez zaciśnięte zęby.
- Armand opowiedział mi o swojej przeszłości. - Tamara z czułością
popatrzyła mężowi w oczy. - Od pierwszego wejrzenia zakochałam się w tym
rubinie.
Matthew przez kilka chwil rozważał usłyszane informacje, a potem odwrócił
się energicznie do swojej towarzyszki.
- Chyba żadne z was nie zna mojej żony.
Energiczna, drobna Evie zrobiła szybki krok w ich stronę.
- Przepiękna ceremonia! Wspaniała oprawa, te wszystkie letnie kwiaty,
znakomita pogoda. Tak się cieszę, że nie było za gorąco. A to wypuszczenie motyli
z renesansowych urn na koniec... - Westchnęła przeciągle.
- Pomyślałam, że to może być miły akcent - wyznała Tamara z uśmiechem.
- To twój pomysł? - Evie zamrugała zdumiona.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]