[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niedzielę. Proszę bardzo, obiecuję, że się z nimi zobaczysz.
- Dziękuję - wrócił do robienia sałatki. Po krótkiej chwili
przerwał i powiedział spokojnie:
- Chodz, zobacz.
Zsunęła się z krzesła i podeszła. Zajrzała mu przez ramię.
- Zaciąłem się twoim nożem - wyciągnął rękę nad
zlewem; zanim odkręcił zimną wodę, mała kropla krwi ściekła
mu z palca i spadła na białą, lśniącą porcelanę.
- Może to zresztą nóż Robbinsów. W każdym razie... -
urwał, zaniepokojony głośnym rumorem za plecami.
Gypsy poczuła, że leży na chłodnej podłodze. Otworzyła
oczy. Nad sobą ujrzała zatroskaną twarz Chase'a. Ostrożnie
podtrzymywał jej głowę i ramiona. Poruszyła się; nie miała
pojęcia, co się stało. I naraz przypomniała sobie. Zamknęła
oczy. Przebiegł ją lodowaty dreszcz.
- Założyłeś już bandaż? - zapytała słabo.
- Na razie tylko papierowy ręcznik. Boże, czemu mi nie
powiedziałaś, że nie znosisz widoku krwi? Nigdy bym na to
nie wpadł. Zważywszy tematykę twoich książek... To raczej
dziwne.
- Cóż, nie jest to rzecz, którą się opowiada wszystkim
naokoło - znów otworzyła oczy i uśmiechnęła się blado. - Uff.
Myślę, że mogę już wstać - powiedziała, ale nie poruszyła się.
Przypisała to swej słabości po omdleniu.
- Na pewno? - najwyrazniej i jemu spieszyło się, by ją
puścić. - Nie uderzyłaś głową przy upadku?
- Nic nie czuję. Nie, chyba wszystko w porządku.
Pomożesz mi wstać?
Zrobił, o co prosiła. Podtrzymując plecy dziewczyny
silnym ramieniem, uniósł ją powoli i ostrożnie. Zawrót głowy
całkowicie Gypsy ustąpił.
- Na pewno nic ci nie jest?
- Nie, nie. Już dobrze - powoli i niezbyt dokładnie
wygładzała bluzkę. - Przykro mi, że cię przestraszyłam.
- Przestraszyłaś mnie? - Chase krzyknął prawie. -
Dziewczyno, toż ja omal nie umarłem ze strachu! Jak można
pisać całe książki o rozmaitych okropieństwach, skoro ma się
tak zajęcze serce!
- Przecież nie muszę oglądać krwi, kiedy piszę -
tłumaczyła cierpliwie.
Ale Chase kiwnął głową i patrzył z wyrzutem. Po chwili
odwrócił się do kuchenki i pomieszał sos w garnku. Mruczał
przy tym pod nosem z dezaprobatą:
- Niespodzianki. Te twoje niespodzianki wpędzą mnie do
grobu. A ja chciałbym dożyć przynajmniej czterdziestki.
Zaraz jednak wrócił do tematu pisania.
- Myślę o twoich książkach. Czemu twoi bohaterowie są
prawie zawsze czarnymi charakterami? Same tylko łajdaki,
padalce, oszuści.
- Bo prawdziwi bohaterowie nie istnieją - odparła z
przekonaniem. Wycofała się do swego kąta i z powrotem
usiadła na krześle.
Przechylił głowę i spojrzał dziewczynie w oczy.
- Wiesz, nigdy bym się nie spodziewał, że to powiesz.
Możesz mi to wyjaśnić?
- Ależ nie ma tu czego wyjaśniać. Uważam, że jest
dokładnie tak, jak powiedziałam. Bohaterowie tak naprawdę
nie istnieją, nie ma ich. Nigdy zresztą nie było. Są tylko
wyobrażeniem, czystą fantazją, wymysłem ludzi, którzy
stworzyli sobie postacie godne podziwu.
- Na przykład?
- Och, w Ameryce jest tego pełno. Od papierowych,
komiksowych postaci dla dzieci, aż po mity chlubnej
przeszłości kraju i dzwigających brzemię cywilizacyjnego
posłannictwa herosów.
Chase słuchał uważnie, nie zapominając wszakże o swoim
zajęciu. Otworzył lodówkę i wstawił do niej polaną gęstym
sosem sałatkę. - Dobrze. A bohaterowie nam współcześni?
Nie ma ich?
- Nie. To są już zupełnie inni ludzie. Sądzę, że
prawdziwsi. Bohaterstwo w tradycyjnym, ponadludzkim
wymiarze blaknie wraz z kartami starych książek. Myślę
zresztą, że to wielka szkoda. Bo na świecie jest miejsce dla
bohaterów.
Zerknął na nią, smarując bułeczki masłem.
- O! W tych słowach wyczuwam gorzki smak
rozczarowania. Czy ty w głębi ducha nie jesteś przypadkiem
romantyczką?
Gypsy westchnęła cicho.
- Tak, wiem, że w dzisiejszych czasach to nieomal
grzech.
- Ale ty przecież nigdy nie zaznałaś grzechu.
- Słuchaj no, to tylko pusta gra słów - parsknęła Gypsy. -
Czy jest sens porównywać człowieka z literackimi wzorami?
Choćby potencjalnego kochanka? Wątpię. Ludzie co prawda
wynalezli pewien sposób, powiedzmy: technikę, którą można
zastosować w życiu. Tą techniką jest romantyzm i
romantyczność - pojęta ogólnie, jako postawa, światopogląd.
Romantyzm jako aktywność, chłonięcie i przeżywanie świata,
wiara w ideały. Nie tylko jako miłość, wszystko jedno czy
szaleńcza i tragiczna, czy dworna.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]