[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czek. Wzbiła się w górę i wylądowała u stóp Caroline, która schyliła się po nią. Znajome
logo przykuło jej wzrok. Bomark Logistics. To była część jakiegoś raportu. Bez słowa
R
L
T
podała ją jednemu z mężczyzn. Co mogło łączyć Valentego z konkurencyjną firmą
transportową, która wypchnęła Hales Transport z rynku? Planował ją kupić? Przejąć? A
może badał sytuację konkurencji, szukając jej słabych punktów?
Były już dwa ważne tematy, które pragnęła omówić z Valentem bardziej szczegó-
łowo: Agnese Brunetti i Bomark Logistics. Jej ukochany mąż miał skrytą wenecką duszę.
Bronił swojej prywatności jak lew. Wsiadając do limuzyny, nabrała powietrza, chcąc za-
dać mu pierwsze pytanie, ale Valente rozmawiał już przez telefon. Uznała, że łatwiej bę-
dzie porozmawiać o tych sprawach w samolocie, kiedy nikt i nic im nie przeszkodzi.
Valente miał jednak zupełnie inny pomysł na spędzenie czasu w powietrzu...
R
L
T
ROZDZIAA DZIESITY
Tuż po starcie odrzutowca Valente wziął Caroline w ramiona. Jego ciemne oczy
rzucały gorące złotawe błyski.
- Tęskniłem za tobą, bella mia - wyszeptał z bezbrzeżną czułością.
Serce zabiło jej żywiej, ale odrzuciła głowę do tyłu, jakby zaskoczyły ją te słowa.
W jej jasnoszarych oczach lśniły chochliki.
- Przez telefon nie powiedziałeś mi tego ani razu - oznajmiła z udawanym wyrzu-
tem.
Valente wybuchnął serdecznym śmiechem, a potem wzruszył ramionami na znak
lekceważenia dla takich smętnych tekstów.
- Nie należę do mężczyzn, którzy mówią kobietom wszystko, co one chcą usłyszeć
- odrzekł dumnie.
Caroline natychmiast spoważniała. Poczuła ukłucie żalu.
- Kiedyś byłeś o wiele bardziej uczuciowy, otwarty i czuły - stwierdziła smutno.
Jego rozbawienie uleciało w jednej chwili.
- Być może, ale stwardniałem właśnie przez takie kobiety jak ty. Nie możesz się
skarżyć, to twoje dzieło - odparł szorstko.
Pochylił się ku jej szyi, by wargami pieścić delikatną skórę. Potem chwytał ją lek-
ko zębami, aż Caroline poczuła prąd przepływający do koniuszków najcieńszych ner-
wów.
- Jesteś niesprawiedliwy - zaprotestowała.
Była rozdrażniona i zmęczona tym ciągłym wypominaniem historii sprzed pięciu
lat. On także podjął wówczas decyzje, które miały poważne konsekwencje. Wyjechał z
kraju i stał się nieosiągalny. Jedyne, co mogła zrobić, to pisać do niego listy.
- A od kiedy to życie jest sprawiedliwe? - Pragnąc zakończyć tę niewygodną kon-
wersację, pocałował ją z pasją tłumioną przez ostatnie dwa tygodnie. Od jej wyjazdu nie
przespał spokojnie ani jednej nocy.
W jego objęciach Caroline zapomniała o wrogości. Położył jej dłonie na poślad-
kach, uniósł ją i przygarnął mocniej. Wyczuła jego podniecenie.
R
L
T
- Pragnę cię aż do bólu - mruknął jej do ucha.
Wiedziała, że w tej chwili nie ma szans na rozmowę. Natychmiast skarciła się w
duchu za tę myśl. Jeszcze kilka tygodni temu nie okazywał tak wyraznie swojego pożą-
dania, a ona odwracała się od niego, ciągle zraniona po smutnych doświadczeniach z
Matthew i przekonana, że straciła szansę na odkrycie własnej seksualności i poznanie
zmysłowych rozkoszy.
Teraz chichotała z rozbawieniem, gdy Valente ciągnął ją do części sypialnej samo-
lotu, jedynego miejsca, które gwarantowało im prywatność. Nigdy nie czuła się tak po-
żądana, a jednak bliżej jej było nastrojem do zakochanej nastolatki niż dorosłej kobiety.
Ochoczo zrzucili ubrania i zsynchronizowali rytm swoich ciał w poszukiwaniu pierwo-
tnej ekstatycznej przyjemności. Kiedy przeżywała najwyższą rozkosz, Valente tłumił jej
krzyk pocałunkami. Serce jej topniało ze szczęścia, na które tak długo czekała.
Nie chciała wracać do rzeczywistości po tak ekstatycznym zespoleniu zmysłów i
ciał. Nie mogła uwierzyć, że ostatnie dwa tygodnie spędziła z dala od Valentego. W jego
ramionach odnalazła nadzwyczajny spokój. Wciągała w płuca zapach jego opalonej skó-
ry, czuła jego ciało tuż przy swoim, czerpała z niego siłę. Cieszyła się dzieloną z nim in-
tymnością, która pięć lat temu wydawała się stracona bezpowrotnie.
- Za niecałą godzinę lądujemy, belezza mia. Niestety, trzeba się ruszyć - oznajmił
Valente i z westchnieniem odsunął się od niej.
Chciała wierzyć, że to westchnienie oznacza niechęć do wypuszczenia jej z objęć.
Zanim wstał, Caroline postanowiła jednak zaspokoić swoją ciekawość.
- Są dwie sprawy, o które chciałam cię zapytać - zaczęła z lekkim wahaniem.
- Agnese? - Valente niepokojąco szybko wyczuł jej intencje. Uniósł głowę, odgar-
nął opadające mu na czoło kosmyki i rzucił jej szybkie baczne spojrzenie. - Pozwól, że
uprzedzę twoje pytanie: tak, byliśmy kochankami. Ale wszystko już między nami skoń-
czone, bo teraz mam ciebie.
- Więc po co do ciebie przyszła?
- Miała chyba nadzieję, że po miesiącu małżeństwa zmienię zdanie i znów zapu-
kam do jej drzwi. Agnese ma bardzo wysokie mniemanie o sobie i swojej ars amandi.
R
L
T
- Och... - Jego szczerość ją zaskoczyła. Przyparty do muru Matthew kręcił i kłamał
w żywe oczy, aż w końcu trudno jej było wierzyć mu na słowo. - Kochałeś ją?
- To był raczej obopólnie korzystny układ niż romans, tak bym to ujął. Płaciłem jej
rachunki, a ona... Chyba nie chcesz, żebym się wdawał w szczegóły? - upewnił się na
wszelki wypadek.
Caroline była zszokowana i nie umiała tego ukryć.
- To takie beznamiętne! - stwierdziła.
- Obojgu nam pasował ten układ. Nie każdy chce emocjonalnych więzi i obietnic,
Caroline - zauważył z sardonicznym uśmieszkiem.
- Mam jeszcze jedno pytanie. Jakie masz powiązania z firmą Bomark Logistics? -
ciągnęła półgłosem, ignorując ten bolesny dla niej przytyk.
Valente zastygł w bezruchu jak człowiek, który dowiaduje się nagle, że ktoś pod-
rzucił mu do kieszeni bombę zegarową.
- Porozmawiamy o tym szczegółowo po powrocie do domu - odparł z kamiennym
spokojem.
Caroline nie wiedziała, co o tym myśleć. Szczegółowo? Co on właściwie sugero-
wał? Z tych dwóch spraw temat Agnese Brunetti wydał jej się trudniejszy i bardziej kon-
trowersyjny. Spodziewała się nawet, że Valente odmówi jasnej odpowiedzi. Jego relacje
z Agnese przed ślubem nie powinny jej interesować. Pytanie o Bomark Logistics zadała
z czystej ciekawości. Dlaczego nie chciał udzielić jej odpowiedzi od razu?
W drodze powrotnej do Palazzo Barbieri Valente był milczący i posępny. Patrząc
na jego zaciśnięte szczęki i usta, czuła narastające napięcie. Jego nastrój udzielił się także
[ Pobierz całość w formacie PDF ]