[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zmobilizować wszystkich młodzież, uczniów, żeby tamę wzmocnić.
Po pierwsze, śmierdzi tam tak, że mobilizacja się nie uda. Po drugie, po
co ją wzmacniać? Jak wzmocnisz, za dwa tygodnie i tak walnie, jeszcze gorzej
będzie. Nie, klęska żywiołowa ma być klęską żywiołową. No to śpij, odpoczywaj,
tylko do rzeki nie podchodz.
Zastępca zachichotał, ale jakoś mało wesoło i odłożył słuchawkę. Mironowi
Iwanowiczowi odechciało się odpoczywać. Obudził się już ostatecznie i wszystko
sobie przypomniał: i wczorajszą Tanie, i wątpliwą teraz w porannym świetle
historię ze zdjęciami z przyszłości. Dlaczego on jej uwierzył? Przecież to stek
bzdur. Może dlatego, że jej sukienka się jarzyła.
80
Nagle nabrał ochoty na spacer nad rzekę, póki jeszcze można.
Ubrał się i wyszedł. Zatrzymał się przy ławeczce, jakby mógł tam zostać jakiś
ślad po Tani. Ale żadnego śladu nie było. Poszedł więc ku rzece. Warsztat szewski
był zamknięty, ale za płotem warczała jakaś maszyna budowa szła na dwie
zmiany. Popatrzył na warsztat, ale nie udało mu się przywołać w rzeczywistości
wyglądu z fotografii, i to umocniło go w przekonaniu, że stał się ofiarą jakiegoś
złośliwego żartu, więc zawstydził się swojego poniżania przed tą studentką.
Zatrzymał się na wysokim brzegu rzeki. Daleko po prawej widać było bar-
kę z restauracją. Jeśli tama walnie pomyślał to barka też wykluczona!
I zaczął go irytować ten dyrektor, jak mu tam? Stiepancew? A co mówiła Tania?
Pomyśl o losie Stiepancewa . Wiedziała o nim, widać miała na myśli przerwa-
nie tamy. I karę, jaką ten Stiepancew zapłaci strażnikom wodnym. I nagle Miron
Iwanowicz uśmiechnął się przecież ten Stiepancew co roku pewnie płaci man-
daty, przyzwyczaił się. Pewnie subiektywnie, pomyślał Miron Iwanowicz, Stie-
pancewowi, wędkarzowi, jest przykro, że tyle ryb ginie, ale co na to poradzi? Za
godzinę przerwie? Godzina minęła. Może pójść popatrzeć na tamę, może coś cię
wymyśli w końcu jest głównym architektem miejskim. Ale w tym momencie
Miron Iwanowicz przypomniał sobie o fetorze, jaki musi panować wokół takiego
zbiornika. Nie, na pewno tam nie pójdzie.
Rzeka płynęła sobie, czysta, tylko przy brzegu ciągnęło się, jak zawsze, pa-
smo rudej wody od garbarni. Możemy być okrutni powiedziała Tania,
czy może to tylko wytwór jego wyobrazni? Ciekawe, tamę przerywa z hukiem,
gwałtownie, czy tylko się rozpełza?
Stracił ochotę stać na brzegu i czekać na ekologiczną katastrofę.
Miron Iwanowicz zaczął wracać do domu i tak dzień się zrobił jakiś taki
nieuporządkowany. Gdzie się podziała ta Tania? Czy kogoś znowu straszy? O nie,
gołąbeczku z tak zwanej przyszłości, nas tak nie zastraszysz! Warn potrzebne są
wielkie wstrząsy nam wielka Rosja!
Spodobało mu się ostatnie zdanie! Jakby sam je wymyślił. Ale, będąc człowie-
kiem uczciwym, Miron Iwanowicz wiedział, że kto inny wypowiedział to zdanie
pierwszy, jakiś klasyk. Może nawet sam Marks.
W domu zjadł śniadanie kawalerska jajecznica i maślanka z kartonu.
Skromnie żył Miron Iwanowicz i nie pożądał bogactwa. Nagle znowu odezwał
się telefon. I tym razem na drucie był zastępca dyrektora garbarni.
Nie śpisz, Mironie? zapytał.
Nie, nie śpię.
Bo wiesz, taka sprawa. . .
Głos w słuchawce nie podobał się Mironowi. Był zaniepokojony.
Proszę mówić zażądał.
81
Ale już wiedział stało się coś, co wiązało się z tą Tatianą, że też napato-
czyła się w nieodpowiednim czasie. Chociaż pewnie wcale nie jest z jakiejś tam
przyszłości, tylko z najprawdziwszej zagranicy. Wróg.
Przerwało tamę. Słyszysz?
Przecież uprzedzaliście.
Nie w tę stronę przerwało, jasne? Miało walnąć w stronę rzeczki, jak za-
wsze, a wywaliło do góry, pod las. To się nie mogło zdarzyć.
No to chwała bogu! powiedział szczerze ucieszony Miron Iwano-
wicz. To znaczy, że jedziemy?
Dokąd?
Na ryby.
Co za dziwak z ciebie. Najpierw dosłuchaj do końca, potem będziesz gadał.
W tamtym kierunku dom Stiepancewa stoi. Pod samym lasem, od strony przewa-
żających wiatrów, żeby aromat nie dokuczał. . .
I ucierpiał?
Stiepancew?
Dom, czy dom ucierpiał?
Dom zatopiony. Do piętra. I dywany, i meble, i obrazy w ramie. Stiepancew
jak to zobaczył, że na niego wali dziewiąta fala od fermy, zdążył wezwać straż
pożarną, ale ci nie dojechali, zatrzymali się i z daleka przyglądali.
A Stiepancew?
Stiepancew? Co Stiepancew. . . Ciało wydobyli wyniosło go na łąkę.
Ale już nie udało się ocucić. W maskach reanimowali, ale nie dali rady.
Co? Utonął?
Niech mu ziemia lekką będzie. . . Nieszczęśliwy przypadek. W rozkwicie
sił. . . Co tak milczysz?
Tak sobie. . . myślę.
Co tu myśleć? Nie przywrócimy go do życia.. Dobry gospodarz był, od-
ważny. I dobry człowiek. Butelkę z gwinta wypijał w minutę. Z zegarkiem w ręku.
A nie zauważono tam. . . postronnych?
Myślisz, że akcja jakaś?
Nie wiem. . .
[ Pobierz całość w formacie PDF ]