[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gasząc światło, przypomniała sobie o jednym z argumentów Camerona: że są na
siebie napaleni.
- Co racja, to racja - mruknęła i poczuła ukłucie pożądania, wyobraziwszy sobie
siebie w ramionach pana Duke'a.
Wizja była tak realna, że aż nabrała powietrza i powoli odetchnęła. Potem wróciła
do salonu. Jej wzrok momentalnie wyłowił Camerona, który wpatrywał się w nią z inten-
sywnością, jakiej nigdy nie widziała u mężczyzny.
Swoboda Julii prysnęła w mgnieniu oka, albowiem spojrzenie Camerona spaliło ją
na popiół. O tak, są napaleni. Pytanie, jak długo utrzymają pożądanie na wodzy.
Cameron poprawił poduszkę i zapytał sam siebie, czy uda mu się zasnąć. Po wyj-
ściu gości zaprowadził Julię do drzwi sypialni, pocałował na noc i poszedł do siebie.
- Trzeci raz z rzędu, do diabła - mruknął. I znowu leżał, nie śpiąc i zastanawiając
się, co się z nim dzieje. Był żołnierzem, szedł na bój, mierzył się z wrogiem, a mimo to
rozstanie z Julią było najtrudniejszą rzeczą, jaką przyszło mu zrobić. Ale mam powód,
tłumaczył sobie. Plan działał: zostawić ją w spokoju, niech zapragnie więcej. Da jej jesz-
R
L
T
cze kilka dni, a wtedy Julia zrozumie, że dla małego Jake'a najlepiej będzie, jeśli się po-
biorą.
Jego libido miało to jednak gdzieś. Wbił spojrzenie w światło księżyca sączące się
przez szybę i przygotował na kolejną bezsenną noc. Byle tylko plan się powiódł.
Rano Julia nie mogła nie spotkać Camerona - siedział w jadalni i jadł grzankę, jed-
nocześnie karmiąc Jake'a płatkami ryżowymi i przecierem z bananów. Zastanawiała się,
jak to możliwe, że tak błyskawicznie, raptem w ciągu trzech dni, wcielił się w rolę ojca.
Czyżby opiekunka dawała mu korepetycje? Przyszło jej też do głowy, że wreszcie mo-
głaby się porządnie wyspać. Wczoraj wieczorem nie dość, że totalnie ją zaskoczył pro-
pozycją małżeństwa, to potem, kiedy niezle się na niego napaliła, co zrobił? Cmoknął ją
niewinnie i zostawił przed drzwiami sypialni.
W nocy nie zmrużyła oka, a wszystko to przez niego.
- Oj, oj - mruknął Cameron, chwytając Jake'a za rączkę, zanim banan powędrował
we włosy. - To do buzi, nie na głowę.
Mimo złego humoru Julia uśmiechnęła się pod nosem.
- Niezły refleks.
Cameron spojrzał na nią i błysnął uśmiechem.
- Dzięki. Wybierasz się na konferencję?
- Tak. Opiekunka zjawi się lada moment.
- Okej, dobrze. - Cameron wytarł płatki z szyi Jake'a. Mały zachichotał, kiedy Ca-
meron połaskotał go po nosku. Naraz Jake walnął piąstką w stół, a Cameron z czułością
pogłaskał go po główce. - Tak, tak, jesteś wielki siłacz.
Prezentacja Julii miała się zacząć za niecałe dwadzieścia minut, ale jakżeby mogła
opuścić taką scenę rodzicielskiej idylli, gdy Cameron i Jake cudownie się bawili, jedli
razem i budowali więz? Wydawało jej się to takie... normalne. Tak bardzo tego pragnęła,
od tak dawna. Teraz, gdy wreszcie to się dzieje, czy może wyjść?
Ojciec i syn roześmiali się jednym głosem, a ona patrzyła urzeczona. Boże, czy jest
coś seksowniejszego niż widok silnego mężczyzny opiekującego się dzieckiem? Azy po-
jawiły się znikąd. Usiłowała je powstrzymać. Wyjść. I to już, zanim mózg jej wyparuje,
R
L
T
zdezorientowany i wypełniony tęsknotą. I miłością. Już nie wspominając o pożądaniu.
Wzięła głęboki oddech, nachyliła się, pocałowała Jake'a w policzek i powiedziała:
- Część, malutki. Kocham cię.
Z rozpędu pocałowała też Camerona, i to prosto w usta. Naraz uświadomiła sobie,
co robi, i próbowała przerwać pocałunek, ale Cameron chwycił ją za rękę, przyciągnął do
siebie i wpił się w jej usta tak, że zabrakło jej tchu.
- E... cześć - zdołała wybąkać.
- Cześć, kochanie - rzucił Cameron, uśmiechając się szelmowsko.
Julia wyszła z pokoju i pognała na konferencję.
Spotkanie z nowymi inwestorami poszło gładko, pomyślał Cameron, wkładając do
kieszeni marynarki ich wizytówki. Do cotygodniowego lunchu z menedżerami firmy zo-
stała jeszcze godzina. Pokonał szeroki korytarz, znalazł się przed salą konferencyjną i
wszedł do środka.
- Czujecie państwo różnicę? - pytała Julia, przechadzając się między rzędami,
trzymając w rękach wielką misę i rozdając zebranym próbki. - Jest tak jasny, że ma się
wrażenie, jakby świecił - ciągnęła radośnie. - Uwielbiam to. A widzicie, jak się klei? To
dzięki białkom jajek. Owszem, przygotowanie takiego lukru zajmuje więcej czasu, ale
proszę tylko spojrzeć jak zastyga. Cudownie, prawda? Warto się trochę wysilić. - Wzięła
próbkę do ust. - Mmm, rozpływa się w ustach.
Cameron się nie rozpłynął, wręcz przeciwnie. Nie miało dla niego znaczenia, że
pomieszczenie było pełne ludzi ani to, że Julia ubrana była oficjalnie: niezbyt wysokie
obcasy, wąskie spodnie, bluzka w bladym kolorze, a na to fartuch zawiązany w pasie.
Zapragnął jej - tu i teraz. Wyobraził ją sobie w samym fartuszku i szpilkach i poczuł, że
zaraz eksploduje. Zacisnął zęby i stwierdził, że to niesamowite, jak bardzo niewinny opis
lukru potrafi sprawić, że nabrał ochoty, by zatopić się w gorącym wnętrzu Julii. Może to
kwestia słownictwa: klei się, zastyga? Rozpływa w ustach?
Nagle Julia dostrzegła go i zatrzymała się. Skupił na niej spojrzenie, a przez myśl
przeszło mu pytanie, czy ona zdaje sobie sprawę, jak na niego działa. Zauważył błysk w
jej oczach. Odchrząknęła i powiedziała:
R
L
T
- Zrobimy teraz dziesięć minut przerwy, a w drugiej części prezentacji podzielę się
z państwem tajemnicą, jak przygotować doskonały lukier.
Cameron zignorował huczącą dokoła niego rzekę uczestników konferencji i przez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]