[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zsuwają się w dół, a\ na biodra, gdzie kończył się ręcznik. Z wra\enia straciła oddech, lecz serce
biło jak oszalałe. Policzek Jacksona ocierał się ojej mokre, świe\o umyte włosy. Usłyszała cichy
szept;
- Cudownie pachniesz.
- To szampon.
- Nie, to ty... - Dotknął ustami ucha Georgii. - Jesteś taka ciepła i... słodka. - Wargi Jacksona
znalazły się na jej policzku. Wędrowały wprost do ust - Nie mogę się oprzeć... - wyszeptał. - Ale
oczu nie otworzę.
- Ja te\ - odparła cichutko, opuszczając powieki. Objął ją mocno i przygarnął do siebie. Przestała
myśleć o bolącym kolanie i odprę\yła się w jego objęciach.
Pocałunek był zupełnie inny ni\ poprzedni. Niewiarygodnie delikatny i słodki... Sprawiał, \e
Georgia czuła się po\ądana... I piękna.
- Wiem, wiem, obiecałem zachowywać się przyzwoicie. .. ale stanie przy drzwiach i
wyobra\anie sobie, jak wyglądasz, doprowadzało mnie do białej gorączki... - szeptał, zębami
dra\niąc jej dolną wargę.
- Mnie te\ - wyznała.
Przytulił ją jeszcze mocniej. Poczuła, \e jest po\ądana. Mało brakowało, a kochaliby się za
chwilę. Pośrodku łazienki.
Georgia przypomniała sobie jednak o obecności Noaha. Zostawili go w kuchni. Miał nakryć do
stołu i dopilnować rozmro\enia i podgrzania lasagne w mikrofalówce.
Do tej pory Georgia nigdy nie miała tego rodzaju problemów, bo nie spotykała się z
mę\czyznami. A teraz? Czy\by postradała zmysły?
Odsunęła się od Jacksona.
- Co się dzieje? - zapytał zaskoczony.
- Puść mnie, proszę.
- Upadniesz.
Z największym wysiłkiem opadła na krzesło.
- Nic mi nie jest - mruknęła. - A teraz wyjdz. Jackson odetchnął głęboko, popatrzył w szeroko
rozwarte oczy Georgii i odwrócił wzrok.
- Dobrze, jeśli nalegasz.
Chwilę potem teatralnym gestem ponownie zacisnął powieki i pociągnął za ręcznik, zsuwając go
stanowczo zbyt nisko.
- Uwa\aj, bo mo\esz się przeziębić - oznajmił spokojnym tonem, ale w kącikach jego ust igrał
wesoły uśmieszek.
Skonsternowana Georgia podciągnęła ręcznik a\ po szyję.
- Powiedziałbym, \e jesteś jeszcze piękniejsza, kiedy się gniewasz... ale to pewnie rozzłościłoby
cię jeszcze bardziej - oświadczył, odwracając się tyłem.
- Ju\ mnie rozzłościło! - warknęła.
Bez słowa opuścił łazienkę i zamknął za sobą drzwi. Zgnębiona i sfrustrowana Georgia skuliła
się w krześle.
ROZDZIAA CZWARTY
Przy stole Georgię ratowała obecność Noaha. Po incydencie w łazience nie potrafiłaby zostać
sam na sam z Jacksonem i spojrzeć mu w oczy. Zachowując się obojętnie i z dystansem, starała
się unikać jego badawczego wzroku.
Jeśli nawet myślał o niedawnym, romantycznym wydarzeniu, to tego nie okazywał. Zagłębił się
w rozmowę z Noahem o baseballu. Chłopiec wyjaśniał mu fizyczne zasady trików stosowanych
przez zawodników rzucających piłkę. Jackson nie tylko słuchał z zainteresowaniem wywodów
Noaha, lecz tak\e obsypywał Georgię pochwałami za wspaniałe jedzenie.
Za bardzo mnie chwali, pomyślała. Przecie\ człowiek jego pokroju jada zazwyczaj na co dzień w
doskonałych restauracjach. Widocznie usiłował okazać się d\entelmenem, \eby jakoś zatrzeć to,
co zrobił w łazience.
Incydent nie był jednak wyłącznie winą Jacksona, bo gdy tylko zaczął ją całować, powinna go
odepchnąć, ale tego nie zrobiła. Z jakiegoś niewiadomego powodu. Georgia z trudem
rozproszyła dziwaczne myśli i skupiła uwagę na prowadzonej przy stole rozmowie.
Po skończonym posiłku i pozmywaniu talerzy Noah przypomniał gościowi i matce, \e obiecali
zagrać z nim w sto pytan. Georgia liczyła w duchu na to, \e Jackson znajdzie jakąś wymówkę.
Była zdumiona, gdy ucieszył się z propozycji chłopca, który pognał do saloniku, \eby
przygotować ulubioną grę.
Georgia, usadzona w fotelu na biegunach, usiłowała wykręcić się od gry w parze z Jacksonem,
ale ani on, ani Noah nie chcieli o tym słyszeć.
- Będę dla ciebie tylko balastem - ostrzegła gościa. - Jestem naprawdę kiepskim graczem.
- Nie szkodzi - odparł. - Z takim cię\arem dam sobie radę - dodał z podejrzanym błyskiem w
oku.
Kilka minut pózniej okazało się, \e Noah ma wyrazną przewagę nad dorosłymi. Z twarzy
Jacksona zniknął beztroski uśmiech. Było widać, jak wytę\a umysł, aby odpowiedzieć na
pytania.
Kilkakrotnie Georgii udało się zaskoczyć obu pozostałych graczy znajomością takich faktów, jak
wysokość Góry McKinleya, łacińskiego odpowiednika słowa pies", a tak\e imienia \ony
prezydenta Warrena Hardinga.
- Skąd wiesz takie rzeczy? - zapytał zdumiony Jackson.
- Odbieramy programy telewizyjne tylko na trzech kanałach - wyjaśniła, wzruszając lekko
ramionami. - W tym dwa są edukacyjne.
Wreszcie gra dobiegła końca. Wygrał Noah ze znaczną przewagą.
Jackson pokręcił głową.
- Dobra robota - pochwalił chłopca. - Zasługujesz na nagrodę. I dostaniesz ją. Przyślę ci prezent
z Nowego Jorku.
- Prezent? - zachwycił się Noah. - Jaki?
- To będzie niespodzianka.
- Jackson, nie musisz tego robić - zaprotestowała Georgia. - Noah nie zrobił nic
nadzwyczajnego.
- Nie muszę, ale chcę - oświadczył gość. Wstał i serdecznym gestem zwichrzył włosy chłopca. -
Nie sądziłem, \e ten mały mądrala potrafi mnie pokonać, ale to się mu udało. Załatwił mnie na
cacy. Nale\y mu się nagroda.
Noah wprost pękał z dumy. Georgia zagryzła wargi, \eby się więcej nie odezwać. Jak widać,
była to męska" sprawa. Postanowiła więc dać spokój.
A poza tym Jackson, gdy tylko znajdzie się z powrotem w Nowym Jorku, pewnie zapomni o
obietnicy. Nie tylko o prezencie dla Noaha, lecz tak\e w ogóle o dwójce mieszkańców tej, jak to
określił, zapadłej dziury.
- Mistrzu, czas pójść spać - oznajmiła synkowi.
- W porządku. - Georgia była zdziwiona, \e z ust Noaha nie słyszy zwykłych protestów. Złapał
pudełko z grą i pocałował matkę. - Dobranoc - wesołym tonem po\egnał Jacksona.
Kiedy poszedł na górę do swego pokoju, Georgia uprzytomniła sobie z przestrachem, \e czeka ją
sam na sam z gościem.
- Jestem wykończona - oświadczyła. Poruszyła się na fotelu na biegunach, który się zakołysał,
ale Jackson szybko przytrzymał ją i pomógł się podnieść. - Te\ pójdę.
- Przecie\ dopiero dziewiąta - przypomniał zaskoczony, spojrzawszy na zegarek. - Sądziłem, \e
będziemy mogli porozmawiać przez chwilę.
- O czym? - spytała wystraszona Georgia.
- Na przykład o tobie. Jak dasz sobie radę przez najbli\sze parę dni, dopóki nie przestanie boleć
kolano.
Roześmiała się krótko, z przymusem.
- Pewnie tak jak zawsze.
- Nie dowcipkuj, proszę. Wiesz świetnie, co mam na myśli. Przecie\ nawet nie mo\esz stanąć na
tej nodze. Ani prowadzić wozu, ani gotować, ani przejść z jednego pokoju do drugiego... .
- To tylko naciągnięte kolano. Od tego się nie umiera.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]