[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciepłe wargi. Wyrwała się i wyskoczyła z łóżka, żałując, że nie ma nic, żeby się
okryć. Ku jej zdziwieniu na krześle przy drzwiach pojawił się szlafroczek i chwyciła
go, zanim wyszła na zewnątrz&
& na słoneczną, piaszczystą plażę. Zamarła zaskoczona i usłyszała
zbliżającego się Aidana.
Wyobraziła sobie kryty strzechą bar na plaży i ruszyła w jego kierunku.
Potrzebowała drinka. I to bardzo.
Chyba zrozumiałam, o co chodzi w tym kreowaniu snów. Dziękuję za
pomoc.
Być może to strach cię powstrzymywał. Podążał tuż za nią. Koszmary
musiały cię kiedyś porządnie wystraszyć. Wybrałaś bezpieczeństwo ciemności i
skryłaś się za murem. Kosztem snów.
Dobrze wiedzieć. Wygląda na to, że jestem uleczona. Nagle Aidan pojawił
się przed nią. Krzyknęła i odskoczyła przerażona. Cholera jasna, ale mnie
przestraszyłeś! Nie rób tego więcej.
W jego oczach dostrzegła kłębiące się emocje, których nie potrafiła
zinterpretować.
Nie odwracaj się ode mnie po tym, co przed chwilą zrobiliśmy.
Na samo wspomnienie przeszył ją dreszcz. Najbardziej na świecie w świecie
snów i tym prawdziwym pragnęła znalezć się w jego ramionach, gdzie mogłaby
bezpiecznie wszystko przemyśleć. Obezwładniały ją uczucia, na które nie powinna
sobie pozwalać. Pragnienie, pożądanie, zaborczość& a im dłużej Aidan tu zostanie,
tym będzie gorzej.
Czego ode mnie chcesz, Aidanie?
Na dzwięk swojego imienia, zapłonęły mu oczy.
Chodz do pokoju. Mamy jeszcze trochę czasu.
Nie odrzekła drżącym głosem. Mimo że tak krótko się znali, był jej opoką,
pocieszycielem. Będzie cierpiała, gdy odejdzie. Już cierpiała. Będzie lepiej, jeśli
już sobie pójdziesz.
Dlaczego? zapytał przez zaciśnięte zęby.
Nie jestem amatorką seksu z litości. Usłyszała zgrzyt jego zębów i poczuła
drobną satysfakcję. Sama potrafiłam się obronić przez wiele lat. Nie potrzebuję,
żebyś wplątywał mnie w ten wasz Zmierzch czy cokolwiek innego.
Jego nozdrza rozszerzyły się w złości.
Jesteś zdenerwowana. Rozumiem cię. Ale doskonale wiesz, że nie dlatego się
kochaliśmy.
Rozumiem? Hmm& Odwróciła się i wyobraziła sobie kryty strzechą barek
w innym miejscu.
Lysso& Złapał ją tak raptownie, że się zatrzymała.
Lysso! Na miłość boską, obudz się!
Poczuła gwałtowne szarpnięcie, usłyszała głos matki i znalazła się w swoim
własnym, popielatym salonie.
Okej, dobra wymruczała, przecierając oczy.
Stała nad nią matka.
Chryste, Lysso! Ale mnie wystraszyłaś.
Co?
Spałaś w całkowitym bezruchu przez ponad dwadzieścia cztery godziny. Co
godzina przychodziłam sprawdzić, czy jeszcze oddychasz!
Lyssa przymknęła oczy i przeciągnęła się, obolała od długiego leżenia w tej
samej pozycji.
Spałam zeszłej nocy w twoim łóżku, bo bałam się zostawić cię samą.
Matka skakała nad nią przez całe życie, bezskutecznie próbując znalezć
lekarstwo na coś, czego zródło najpewniej leżało w psychice.
Wszystko w porządku, mamo. Po raz pierwszy od wielu lat wypowiedziała
te słowa z prawdziwym przekonaniem. Nie wiedziała, dlaczego tak czuje, ale była
absolutnie pewna. Jakby coś zostało rozstrzygnięte, postanowione. Jakby znalazła
odpowiedz na nurtujące ją od dawna pytanie. Która godzina?
Po ósmej.
Och! Odrzuciła zielonkawą narzutę i podniosła się niechętnie.
Jak tak dalej pójdzie, spóznię się do pracy.
Jak możesz myśleć o pracy, gdy jeszcze kilka minut temu byłaś warzywem?
Matka oparła ręce na biodrach w karcącym, rodzicielskim geście, ale cały efekt
zniweczyły jej rozczochrane od snu włosy.
Praca to jedyne, co mi zostało, mamo. Nie mogę jej stracić, tak jak utraciłam
już zdrowie i życie uczuciowe.
Zadzwonię do twojego lekarza i poproszę, żeby zrobił ci więcej badań.
Lyssa była już w połowie schodów.
Absolutnie nie.
Jeśli nie pójdziesz na kontrolę, nie pozwolę ci iść do pracy.
Mamo& Spojrzała w dół, ale zacięty wyraz na twarzy matki powiedział
jej, że nie ma szansy postawić na swoim.
W porządku zgodziła się z niechęcią ale musisz zrobić mi kawę.
Jeden prysznic i trzy filiżanki kawy pózniej Lyssa wyjeżdżała z osiedla. Nie
była tak wypoczęta jak w zeszłym tygodniu, ale również nie czuła, żeby miała zasnąć
za kierownicą, co wróżyło dobry dzień.
Pogwizdując, otworzyła ciężkie stalowe drzwi na tyłach kliniki i z szerokim
uśmiechem weszła do gabinetu numer jeden wyłożonego tapetą w biało-niebieskie
paski.
Dzień dobry przywitała się i otworzyła szerzej oczy, gdy podszedł do niej
właściciel jej pierwszego pacjenta. Jestem doktor Bates.
Wysoki, z krótko obciętymi, ciemnymi włosami, był przystojny i dobrze
zbudowany. Perfekcyjnie wypełniał luzne dżinsy i obcisły czarny T-shirt. Napis na
koszulce świadczył, że jest strażakiem, a więc wykonywał zawód, który podziwiała.
Uścisnął jej wyciągniętą dłoń.
Chad Dawson. Wskazał na eleganckiego owczarka alzackiego. A to Lady.
Witaj, Lady.
Lady podała łapę na powitanie.
Ależ mądra z ciebie dziewczynka pochwaliła psa, spoglądając w kartę.
Ach, szczepienia. Obiecuję, że będę delikatna.
Chcąc oszczędzić pacjentom bólu, Lyssa szybko zabierała się do pracy i
rozdawała w nagrodę smakołyki. Przez cały czas właściciel Lady stał w pobliżu, a w
gabinecie rozchodził się delikatny zapach wody kolońskiej. Lyssa była świadoma
jego bliskości i nieukrywanego zainteresowania. Gdy skończyła uzupełniać kartę i
szykowała się, żeby przejść do drugiego pokoju, nie była zdziwiona, gdy ją
zatrzymał.
Doktor Bates?
Tak?
Dziękuję, że tak wspaniale zajęła się pani Lady. Nienawidzi zastrzyków i
zawsze, gdy idziemy do weterynarza, trzęsie się jak osika.
Lyssa podrapała suczkę za uszami.
Byłaś bardzo dzielna, Lady. Jedna z moich najlepszych pacjentek.
Podniosła głowę. To wspaniały pies, panie Dawson.
Proszę mi mówić Chad.
Uśmiechnęła się, a w żołądku poczuła uścisk ekscytacji i paniki.
Mam nadzieję, że się pani nie obrazi zaczął niepewnym głosem ale
zauważyłem, że nie ma pani obrączki. Spotyka się pani z kimś?
Z jakiegoś nieokreślonego powodu odczuwała silną potrzebę powiedzenia, że
tak.
Nie, tylko z pewnym kotem niezadowolonym z życia.
Jego twarz się rozjaśniła.
W takim razie chciałbym panią kiedyś zaprosić na kolację, jeśli nie ma pani
nic przeciwko umawianiu się z właścicielami psów.
Nigdy nie spotykałam się z właścicielem pacjenta przyznała ale zawsze
musi być pierwszy raz.
Wyjęła z szuflady bloczek z reklamą leków. Wymienili się telefonami i
umówili na weekend.
Po wyjściu Chada i Lady zastanawiała się przez chwilę, dlaczego zasmuca ją
perspektywa randki z przystojnym strażakiem, który lubi psy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]