[ Pobierz całość w formacie PDF ]
R
L
T
- Tego się właśnie po mnie spodziewasz? Po takim czasie spędzonym razem nie
poznałeś mnie na tyle, by o mnie tak nie myśleć?
Ból, jaki w tej chwili odczuwał, był nie do zniesienia.
- Sądziłem, że cię poznałem - szepnął. - Ale najwyrazniej się pomyliłem. Wszystko
to było jedno wielkie kłamstwo.
- To nieprawda. Nigdy cię nie okłamałam. Po prostu nie powiedziałam ci o
wszystkim. - Położyła mu rękę na piersi. - Czy nie ożeniłbyś się ze mną, gdybym ci wte-
dy powiedziała?
- Nie wiem. - Jego samego zdziwiło to wyznanie, ale przynajmniej on jeden z nich
dwojga nie zamierzał kłamać. - Ale chociaż wiedziałbym, na co się decyduję.
Zwiesiła ręce, które opadły wzdłuż jej ciała. Cofnęła się o krok.
- W takim razie to ci ułatwię. - Wzięła głęboki oddech. - Mamy dwa wyjścia. Mo-
żemy wziąć rozwód albo możemy pozostać małżeństwem i przejść przez to razem.
Nastąpiła dłuższa pauza, podczas której mierzyli się wzrokiem.
- A jeśli chcę rozwodu?
Pierwszy raz Annalise zwiesiła głowę. Cała jej postawa ciała wskazywała na to, że
się załamała. Jej ramiona zaczęły drżeć i pierwszy raz widział, kiedy Annalise traci pa-
nowanie nad emocjami.
Wzięła się w garść na tyle, by odpowiedzieć.
- Kiedy cię poznałam, miałam poważne obawy, czy zdołasz wychować Isabellę.
Teraz już nie mam żadnych wątpliwości.
Zamarł.
- Co to, u diabła, oznacza?
- Uważam, że jesteś znakomitym ojcem, Jack - powiedziała. - Nie mam cienia wąt-
pliwości, że Isabella nie tylko będzie z tobą bezpieczna, ale będzie również otoczona mi-
łością i troską. Nie będę sprzeciwiać się rozwodowi ani starać się o opiekę nad nią.
- Annalise...
Potrząsnęła głową. Jej wargi drżały.
R
L
T
- Jeśli zmienisz zdanie w kwestii rozwodu, wiesz, gdzie mnie znalezć. - Założyła
ręce na piersiach. - Ale jeśli zdecydujesz się dać temu małżeństwu szansę, nie wrócę jako
twoja pracowniczka czy niania Isabelli, a tylko jako twoja prawowita żona i partnerka.
To mówiąc, Annalise skierowała się do wyjścia. Jej ojciec, z pełnym bólu wyrazem
twarzy, ujął ją za ramię i wyszli. W progu Annalise rzuciła Isabelli ostatnie spojrzenie.
Nie odwróciła się, by na niego spojrzeć.
Jak to możliwe, że pół godziny temu jego życie było idealne, a teraz zmieniło się w
piekło?
- Pan, panie Mason, jest kompletnym idiotą - usłyszał zza pleców. - Jej ton był pe-
łen obrzydzenia i Jack zatrząsł się z wściekłości.
Jak ta kobieta śmiała tu jeszcze być i komentować ich osobiste sprawy? Jack zaklął
pod nosem siarczyście.
- Zapomniał pan, że tu jestem, co? - Zauważyła z satysfakcją, po czym nalała do
szklanki mrożonej herbaty. - Proszę, niech pan to wypije.
Jack wychylił szklankę jednym haustem.
- Jak mija pani poranek, pani Locke? - zapytał zjadliwie. - To dla pani świetna roz-
rywka, prawda? Ja, mówiąc szczerze, ostatni raz miałem tak zły dzień, kiedy dowiedzia-
łem się, że moja siostra i szwagier zginęli w katastrofie samolotowej, a moja siostrzenica
walczy o życie w szpitalu.
- Przykro mi, Jack. - W jej głosie było niekłamane współczucie.
Jack spojrzał na Isabellę, która uśmiechała się na widok śpiącego na jej kolanach
pieska, i ścisnęło mu się serce na myśl o tym, że dziewczynka nie wie, że jej matka wła-
śnie odeszła po raz wtóry. Poczuł, że po policzku spływa mu łza. Jedna. A potem druga.
Najdziwniejsze jednak było to, że nie wstydził się tego przed kimś, kogo do niedawna
jeszcze miał za wroga.
Nie wiedzieć czemu kobieta uśmiechnęła się do niego. Znowu poczuł się tak, jakby
właśnie tego się po nim spodziewała.
- Będzie musiał pan odpowiedzieć sobie na zadane przeze mnie pytanie. Daję panu
na to trzy dni. Wtedy napiszę opinię w sprawie Isabelli.
Teraz również Jack się uśmiechnął i wierzchem dłoni otarł łzę.
R
L
T
- Czy to jest grozba? - zapytał łagodnie.
Podobnie jak Annalise pani Locke nie okazywała cienia strachu. Co stało się z tymi
wszystkimi kobietami?
- Owszem, panie Mason. - Zabrała torebkę i wstała. - To była grozba.
Jack nie potrzebował aż trzech dni, by zdecydować, co chce robić. Nie zajęło mu to
nawet trzech godzin. Musiał jedynie wszystko przemyśleć. Przypomnieć sobie, jaka była
Annalise, od chwili kiedy się poznali. Doskonale wiedział, że od kiedy wkroczyła w ich
życie, zgłaszając się wtedy do niego do biura, nieustannie kierowała się dobrem jego sio-
strzenicy, a własnej córki.
Córki! - wykrzyknął do siebie.
W tej chwili doszło do niego, że Annalise nie chodziło o to, by mu odebrać
Isabellę. To nie była perfidna gra. Ona robiła wszystko, by wyciągnąć Isabellę z traumy,
która na zawsze zmieniła życie dziewczynki.
Annalise kierowała się dobrem Isabelli, nawet wtedy gdy oddała córkę do adopcji.
Zlub z nim to kolejny dowód na to, że najdroższe jej sercu było dobro dziewczynki. Jack
chciałby, aby jej serce było na tyle duże, by znalazło się tam miejsce również dla niego.
Bał się, że on nigdy nie będzie najważniejszy. Dla Annalise najdroższe będzie jej dziec-
ko. Przymknął oczy i powtórzył w myślach: Ich dziecko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]