[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oczekiwaniami. W końcu ten dziki włóczęga zamieszka pod jej
dachem. Nie bała się go, nie była jednak zupełnie spokojna. Co w
końcu o nim wiem? pomyślała.
Wyczuł jej wahanie i powiedział:
- Oczywiście, jeśli uważasz, że będę ci przeszkadzał, zamieszkam
w oborze.
Zamiast skorzystać z okazji, odpowiedziała:
S
R
- To nie jest konieczne. Jestem pewna, że jakoś sobie poradzimy.
W tym momencie do kuchni wpadł Jonathan.
- Cześć, mamo! Cześć, Jesse!
Popędził na górę, zanim dorośli zdążyli odpowiedzieć na jego
powitanie.
Po chwili pojawił się Jack. Nie przywitał się z nikim. Rzucił
książki na stół i skierował się prosto do słoja z ciasteczkami. Sięgnął do
środka i stwierdził, że jest pusty.
- Hej! Myślałem, że chciałaś dzisiaj upiec ciastka?
- Nie miałam czasu - powiedziała przepraszającym tonem Honey.
Jack otworzył kredens, poszukując jedzenia.
Honey zauważyła, że Jesse zacisnął zęby, jakby chciał coś
powiedzieć, ale ugryzł się w język. Może zachowanie Jacka nie jest
wzorem dobrych manier, pomyślała, ale to typowe dla chłopców w
jego wieku. Znam przecież jego kolegów i przyzwyczaiłam się do tego.
Jesse najwidoczniej nie.
Jack nie zwracał na nich uwagi. Smarował chleb masłem
orzechowym i dżemem.
Honey obserwowała minę Jesse'a. Nie wiedziała, co niepokoi ją
bardziej: zachowanie syna czy reakcja mężczyzny.
Jack pochłonął jednym kęsem pół kanapki i ruszył w kierunku
swojego pokoju i telewizora.
- Masz coś zadane? - zainteresowała się Honey.
- Tylko uczyć się do testów. Zrobię to pózniej.
Honey nie przypuszczała, że Jesse może poruszać się tak szybko.
S
R
Zanim Jack doszedł do drzwi, mężczyzna już zagradzał je swym
ciałem.
- Chwileczkę, synu. Jack zesztywniał.
- Stoisz na mojej drodze!
- O to mi mniej więcej chodziło.
Jack spojrzał na matkę, oczekując od niej pomocy.
Honey nie wiedziała, co Jesse zamierza zrobić, ani czy zdoła go
powstrzymać. Musiała jednak spróbować:
- Jesse.
- To sprawa między mną a Jackiem - odparł Jesse.
- Nie mam ci nic do powiedzenia - oświadczył Jack.
- Może ty nie, ale ja chcę ci coś powiedzieć.
Jack zacisnął pięść, rozgniatając chleb na miazgę.
- Nie masz prawa...
- Po pierwsze, dżentelmen wita się z kobietą, gdy wchodzi do
pokoju. Po drugie, nie uskarża się na jedzenie. Po trzecie, pyta, czy
może coś wziąć, a nie po prostu bierze. Po czwarte, pyta, czy nie trzeba
w czymś pomóc. Wreszcie, nie mówi z pełnymi ustami.
Jack przełknął ślinę. W taki sposób mógłby go pouczać jego
ojciec. Oburzył się, choć w głębi duszy przyznał, że nowy pracownik
ma rację.
Chłopak spojrzał na matkę, żeby zorientować się, co ona sądzi o
interwencji włóczęgi. Dostrzegł z przerażeniem, że zbladła. Odwrócił
się do Jesse'a. Spojrzał złowrogo, ze względu na matkę starał się jednak
panować nad głosem.
S
R
- Może masz rację - przyznał.
Jesse patrzył wymownie na chłopca, aż wreszcie ten zwrócił się
do matki ze słowami:
- Witaj, mamo, dziękuję za kanapkę. Spojrzał z niesmakiem na
zgnieciony w ręku chleb.
- Możesz umyć ręce w zlewie - zaproponowała Honey.
Jesse odsunął się, żeby przepuścić chłopca. Zerknął z ukosa na
Honey. W granatowych oczach kobiety malowały się silne uczucia, nie
była to jednak wdzięczność. Jasne, postąpiłem niewłaściwie, pomyślał.
Chciał wyjaśnić swoje zachowanie, lecz zrezygnował. Honey nie
wyglądała na kogoś, kto jest w nastroju do wysłuchiwania
usprawiedliwień.
Podczas gdy Jack mył ręce, Jesse i Honey mierzyli się wzrokiem.
Chłopiec wziął ręcznik i zwrócił się do matki:
- Czy mogę w czymś pomóc przed kolacją?
Po śmierci Cale'a Honey przejęła wszystkie prace domowe, które
wykonywał jej mąż. Teraz pomyślała, że rzeczywiście pomoc Jacka
bardzo by się jej przydała.
- Możesz nakarmić bydło - powiedziała. - Poza tym wypuściłam
Generała do zagrody. Czy mógłbyś wprowadzić go z powrotem do
obory?
- Jasne, mamo. Coś jeszcze?
- Nie przypominam sobie niczego więcej.
Jack wyszedł z kuchni, unikając spojrzenia Jesse'a.
Gdy dorośli zostali sami, napięcie wyraznie wzrosło.
S
R
Jesse zaczął przepraszać za to, że się wtrącił. Nagle umilkł.
Potraktował chłopca ostro, nie bardziej jednak, niż ojciec traktował
jego samego. Czym skorupka za młodu nasiąknie... Nadszedł czas,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]