[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zaraóił wreszcie złemu pan Pawlicki przez zawieszenie na drzwiach ciężkiego
kamienia, który je sam, automatycznie, z naówyczajnym łoskotem zamyka.
Otóż óiś powodem wspomnianego już zdenerwowania pana Pawlickiego jest ów
Å‚oskot, co kilka chwil powtarzajÄ…cy siÄ™.
Za każdym huknięciem kamienia pan Pawlicki prostuje plecy przy saóeniu flan-
cówt ²³ zgiÄ™te, gÅ‚owÄ™ w stronÄ™ drzwi obraca i wiói w nich niebieski mundurek.
Ile huknięć, tyle mundurków.
Kara boska& nasłanie!& mruczy, sroóe się marszcząc.
W ciągu kwadransa naliczył tych niebieskości przeszło tuzin.
Chodz ino, Aleś! woła rozpaczliwym głosem na swego syna Olesia.
Nadchoóącemu wydaje półgłosem zlecenie:
Uważaj, a dobrze, na drzewa Êîuktowet ²t & Na studentów ciÄ™giem patrz&
A jakby co, to pr e t ²u żadnych ceregielów, czapkÄ™ Å‚ap i kwita!&
Jakże baróo myli się pan Pawlicki! Jakże bezpodstawne i niedorzeczne są jego
obawy!
To nie knoty przyszli nie urwisy, nie zrywacze kwaśnych jabłek, nie otrząsa- Dorosłość
cze robaczywych gruszek. To raczyła nawieóić ogród zamkowy arystokracja szkoły:
same piątoklasisty, ptaki na wylocie, którym rektor doręczyć ma jutro patenty, a wraz
z patentami prawo noszenia stroju cywilnego, zapuszczania bród i wąsów, choóenia
z laskami, grywania w bilard, zaciÄ…gania siÄ™ papierosem. Przyszli jeden za drugim,
umówiwszy się widać na jedną goóinę, sztywni, poważni, uroczyści, jakby już byli
co najmniej kancelistami biura powiatu lub sekretarzami urzędu pocztowego. Przy-
szli, zasiedli na ławkach dokoła wielkiej, starej gruszy sapieżanki i zaraz wołają na
Alesia :
Garniec agrestu& Garniec gruszek& Garniec jabłek&
Agrest ma być miękki!
Gruszki soczyste!
Jabłka słodko-kwaskowate!
Poważny nastrój nie odebrał im apetytu.
W tym Å›wietnym gronie bÅ‚yszczy na ksztaÅ‚t wielkiej bursztówkit ²v , okrÄ…gÅ‚a, ru-
miana twarz Bonusia Smolińskiego; świecą ruchliwe, podobne gwiazdom latającym,
czarne oczy Kozła; wychyla się spod prostego daszka kepi blade, lekko naznaczo-
ne ospą, od myśli wytężonej pofałdowane czoło Ossowskiego; widać też przejętych
t ²²iure adu o (Å‚ac.) bez podstawy prawnej, prawem kaduka.
t ²³ an a mÅ‚oda roÅ›lina przeznaczona do przesaóenia.
t ²t ruk o (z Å‚ac. a. z ros.) owocowy.
t ²u pr e (gw.) bez.
t ²v burs ka odmiana jabÅ‚oni.
Wspomnienia niebieskiego mundurka 120
powagą chwili i niebywale uroczystych: Sprężyckiego, Bellona, Sitkiewicza, Własz-
czuka, Petrykowskiego i innych.
Jeóą owoce, wypluwają pestki daleko przed siebie i milczą.
Dopiero gdy zjedli, Ossowski, uczeń dobry, pilny, do nauki zawzięty, pociera
czoło i powiódłszy oczyma po towarzyszach, przemawia:
Jutro zatem&
I wzdycha.
Tak, jutro!& powtarzajÄ… inni.
I również wzdychają.
Drażni to Kozłowskiego. Jego żywy temperament nie znosi wszelkiej płaczliwości.
Cóż to? woła głosem rześkim, z ławki się zrywając czyśmy tu przyszli
na rekolekcje? Czy to jutro koniec świata?&
Nie, ale óień ważny&
Opuszczamy szkołę na zawsze&
Rozstajemy się może już się więcej nie zobaczymy&
Ha wykrzykuje Kozioł jeśli to wam humory zakwasza, można temu
zaraóić.
Jak?
Zostańcie wszyscy na drugi rok w piątej klasie!
Za dobrą radę Kozioł dostaje w głowę ogryzkiem jabłka.
Po krótkim zamieszaniu zabiera głos najpoważniejszy w tym gronie Ossowski.
Zebraliśmy się tu mówi ażeby opowieóieć sobie wzajemnie: co każdy
z nas zamierza czynić po otrzymaniu patentu. Trzeba więc, żeby Kozły przestały brykać
i żeby zrobiło się trochę spokojniej.
Racja. Niech Kozioł schowa rogi.
Bęóiemy mówili kolejno, jak sieóimy.
Osa! Zaczynaj od siebie.
Ambicja, Bieda
Ossowski przesuwa rękę po czole.
Znacie mnie dobrze przemawia głosem smutnym. Wiecie, że rwę się
do nauki, jak koń do żłobu. Ale cóż, kiedy tego konia przytrzymuje w miejscu
uzda&
Co takiego?
Mocna, twarda uzda, której ani zerwać, ani zębami przegryzć nie można.
Osa, mów wyrazniej. Jakaż to uzda?
Pieniąó, Bieda
Bieda.
Sprężycki przypatruje się koleóe szeroko otwartymi oczyma. Jest oczytany, po-
siada dużo wiadomości, ogarnia myślą szerokie horyzonty ale o życiu praktycznym
ma pojęcie tak słabe, jak óiecko. Wygląda też óiecinnie i najmłodszy z całego grona,
odb3a rażąco od swych kolegów, wyrostków, którym wąsy już się sypią.
Czy to znaczy, że nie masz pienięóy? pyta naiwnie.
Ano, tak&
To poproś swego ojca, żeby ci dał&
Ba! Kiedy mój ojciec także nie ma!
Sprężycki milknie. W głowie nie może mu się pomieścić, żeby mogli być na
świecie ojcowie, nie mający pienięóy.
Cóż więc postanowiłeś? pytają Ossowskiego koleóy.
Będę przez kilka lat uczył cuóe óieciaki i grosz do grosza ciułał. A gdy
uzbieram potrzebny fundusz , wstÄ…piÄ™ do gimnazjum potem do uniwersytetu&
Czym chcesz zostać?
Wspomnienia niebieskiego mundurka 121
Wszystko mi jedno: lekarzem, adwokatem, urzędnikiem& Głównie choói
mi o to żeby jak najwięcej umieć, wieóieć!
Niewielkie oczy błyszczały mu ogniście na okrągłej, bladej twarzy. W kolegach
buói szacunek.
Na Bonusia kolej!
Gruby Bonuś Smoliński, opęóając się Kozłowskiemu, który kłuje go w tłusty
kark gałązką agrestu, pod pozorem, że muchy zeń opęóa przemawia wolno, z na-
mysłem:
Ja zostanÄ™ lekarzem& od zwierzÄ…t.
Chłopcy zaczynają się śmiać.
Nie śmiejcie się. To dobry kawałek chleba.
Bonusiowi zawsze choói najbaróiej o chleb&
Z serem!
Albo ze szperkÄ…!
To ty bęóiesz wytryniarz ? krzywi się pociesznie Kozłowski.
No tak, albo co?
WinszujÄ™.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]