[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Spochmurniał.
- Jak już wiesz, moja żona zmarła cztery lata temu. Była w szóstym
miesiącu ciąży. Postanowiła odwiedzić swoją babkę w Seattle, ale nie
chciała lecieć samolotem. Uważała, że pociąg jest bezpieczniejszy, mimo
że podróż trwa wtedy znacznie dłużej. - Odetchnął głęboko. - Z
niewiadomych przyczyn w połowie drogi pociąg wypadł z torów. Kilka
osób, w tym moja żona, odniosło poważne obrażenia. Tak się niestety
złożyło, że szpital w najbliższej miejscowości, z powodu braku
wyposażenia, przyjmował jedynie lżejsze przypadki. Krótko mówiąc, Elise
i nasz syn zmarli, zanim dotarł do nich helikopter. Nie chciałem, żeby
podobna sytuacja powtórzyła się w naszej okolicy.
Odsunęła od siebie myśl, czym zakończyłby się wypadek Ellen, gdyby
nie decyzja Tristana. Przykryła jego dłoń swoją.
- Ellen i Daniel poruszyli twoje wspomnienia.
- Poczułem, że jestem w podobnie dramatycznej sytuacji, ale tym razem
zobaczyłem ją z innej perspektywy. Mamy szczęście, że Daniel jest silny.
Mógłby nie przeżyć tamtej nocy, kiedy rozszalała się zamieć. - Urwał na
chwilę. - Wszyscy pacjenci są dla mnie tak samo ważni, ale chociaż staram
się nie angażować emocjonalnie, Daniel jest mi szczególnie bliski.
- To prawda, ja też czasem nie potrafię się zdobyć na bezstronność.
Kto interesuje go bardziej: ona czy Daniel? Odsunęła od siebie to
nieprzyjemne pytanie.
- Potrzebujesz czegoś dla niego? - zapytał. - Niedługo tu się wprowadzi.
- Ellen przezornie zadbała o wszystko. Zostało mi jeszcze tylko złożenie
łóżeczka. Muszę najpierw skompletować narzędzia.
- Mógłbym to zrobić. Wożę ze sobą różne rzeczy, a w domu mam sporą
skrzynkę z narzędziami.
- Garażowy majsterkowicz?
- I tak, i nie. W dzieciństwie pomagałem tacie przy różnych pracach
stolarskich, ale studia położyły temu kres. Kiedy otworzyłem praktykę,
ojciec radził mi, żebym wrócił do tego zajęcia - jako antidotum na stres.
Zacząłem nawet coś robić dla Elise i małego, ale... mi przeszło.
Nie musiał jej tego tłumaczyć. Aby rozładować atmosferę, nawiązała do
jego propozycji:
- Dziękuję. Mogłabym mieć trudności z dopasowaniem części A do
otworu B. W odróżnieniu od Kirsten i Naomi zupełnie nie mam zmysłu
technicznego.
Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Znasz już wszystkie moje tajemnice. Podziel się ze mną swoimi. Jak
trafiłaś do domu dziecka?
- Ojciec był wojskowym. Zginał w wypadku na poligonie, kiedy byłam
niemowlęciem. Mama z kolei miała kłopoty ze zdrowiem i umarła na
zapalenie płuc, kiedy miałam zaledwie siedem lat.
- Co dalej?
- Mieszkałam u siostry ojca, dopóki narzeczony nie postawił jej
ultimatum: on albo ja. Miałam dziesięć lat, kiedy oddała mnie rodzinie
zastępczej, a trzynaście, kiedy wylądowałam w domu dziecka.
Widząc jego niepokój, postanowiła nie wdawać się w szczegóły. Nie
życzy sobie jego litości.
- Moja grupa była wspaniała, a opiekunowie bardzo dobrzy. Trzymali
nas w ryzach. Wiele im zawdzięczam.
- A ciotka?
- Straciłam z nią kontakt. - Wzruszyła ramionami i, aby odsunąć od
siebie ponure wspomnienia, pospiesznie zmieniła temat. - Pora na deser.
- Nie zmieszczę. Może pózniej.
Po jedzeniu poszedł obejrzeć łóżeczko, a Beth sprzątnęła ze stołu i
zrobiła porządek w kuchni.
- Pojadę do domu po elektryczny śrubokręt. Nareszcie będę miał okazję
wypróbować gwiazdkowy prezent od ojca. - Jego zapał przygasił odgłos
pagera. - Gdzie jest telefon?
Wrócił po chwili. Przepraszający uśmiech błąkający się na jego wargach
zwiastował złe wiadomości.
- Muszę zajrzeć do szpitala. Podejrzenie zapalenia wyrostka. Pózniej
zajmiemy się składaniem łóżeczka.
Wymuszonym uśmiechem pokryła rozczarowanie i pewną dozę
powątpiewania w jego powrót. Mimo że wydawał się człowiekiem
słownym, nie znała go lub nie ufała mu na tyle, by przyjąć jego obietnicę
bez zastrzeżeń. Poza tym miała przecież do czynienia z wziętym pediatrą.
Ktoś taki nie ma głowy do przyziemnych spraw.
- Nie szkodzi. Innym razem.
- Zrobię to - obiecał, patrząc jej prosto w oczy. - Wrócę.
- Będę czekać - odparła.
Nim zdążyła się zorientować, ujął jej twarz w dłonie. Aagodnym gestem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]