[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ludzi dla kandydata z oszpeconą twarzą. Kieliszek do wina - rozbity tuż powyżej nóżki
kieliszek do białego wina - zadaje dziwaczne rany. Zwłaszcza gojenie przebiega dziwacznie -
szwy wyrastają dzikim mięsem i pozostawiają puste miejsca, na które dawna twarz nigdy już
nie wróci. W ciągu pierwszych dwóch miesięcy Serge był operowany trzy razy. Po ostatnim
zabiegu przez jakiś czas chodził z brodą. Kiedy to teraz wspominam, myślę, że broda
stanowiła punkt zwrotny. Stał tak - ubrany w wiatrówkę rozdawał ulotki na rynku, na placu
budowy, przy wyjściu z fabryki - z brodą.
W sondażach notowania Serge a Lohmana zaczęły spadać na łeb na szyję. To, co parę
miesięcy wcześniej wyglądało na murowane zwycięstwo, zmieniło się w swobodne spadanie.
Miesiąc przed wyborami zgolił brodę. Stanowiło to ostatni gest desperacji. Wyborcy ujrzeli
twarz z bliznami. Ale zobaczyli też puste miejsca. To zaskakujące, a w pewnym sensie i
niesprawiedliwe, co też oszpecona twarz może z człowiekiem zrobić. Patrzysz na puste
miejsca i wbrew sobie zastanawiasz się, co też się tam wcześniej znajdowało.
Ale niewątpliwie broda stanowiła przełom. A ściślej mówiąc: najpierw jej
zapuszczenie, a potem zgolenie. Wtedy było już za pózno. Wyborcy doszli do wniosku, że
Serge Lohman nie wie, czego chce, a oddawali swój głos na to, co już znają. Na plamę na
tapecie.
Serge oczywiście nie wniósł oskarżenia. Wniesienie oskarżenia przeciwko bratowej,
żonie brata, rzeczywiście nie byłoby dobrym sygnałem.
- Myślę, że gdzieś po drodze to zrozumiał - powiedziała Claire parę tygodni po
wydarzeniach w pubie. - Sam o tym mówił: że chciał to uzgodnić w rodzinnym gronie. Chyba
już zrozumiał, że pewne rzeczy po prostu muszą pozostać w rodzinie.
Serge i Babette w każdym razie i tak mieli inne sprawy na głowie. Takie jak
zaginięcie ich przybranego syna Beau. Podeszli do tego z rozmachem. Kampania ze zdjęciami
w gazetach i czasopismach, plakaty w całym kraju, występ w programie Ktokolwiek widział,
ktokolwiek wie.
W ostatnim programie z tego cyklu puszczono wiadomość, jaką Beau przed swoim
zaginięciem zostawił na poczcie głosowej swojej matki. Telefonu Babette nigdy nie
odnaleziono, ale wiadomość się zachowała, choć teraz miała inny wydzwięk niż w wieczór
naszej kolacji.
Mamo, cokolwiek się stanie... chcę ci powiedzieć, że cię kocham...
Można by powiedzieć, że aby odnalezć Beau, poruszyli niebo i ziemię, ale pojawiły
się też wątpliwości. Pewien opiniotwórczy tygodnik pierwszy zasugerował, że być może Beau
miał powyżej dziurek w nosie swoich przybranych rodziców i powrócił do kraju swojego
pochodzenia. Zdarza się często w trudnym wieku - napisano w magazynie - że adoptowane
dzieci wyruszają na poszukiwanie rodziców biologicznych. A przynajmniej zaczyna ich
interesować miejsce, w którym się urodzili.
Jakaś gazeta poświęciła sprawie zaginięcia całostronicowy artykuł, w którym po raz
pierwszy otwarcie postawiono pytanie, czy biologiczni rodzicie nie szukaliby swojego
dziecka z większym zaangażowaniem niż rodzice adopcyjni. Wymieniono przykłady
przybranych rodziców zaginionych dzieci, którzy przestali się interesować ich losem. Często
problemy wychowawcze z adoptowanymi dziećmi można było przypisać wypadkowej
różnych czynników. Jako najważniejszy z nich wymieniano niezdolność dostosowania się do
obcej kultury, zaś w następnej kolejności - aspekty biologiczne: ukryte wady fabryczne ,
które przybrane dzieci odziedziczyły po swoich rodzicach. W przypadku zaś adopcji
starszych dzieci dochodziły do głosu również doświadczenia, jakie stały się udziałem owych
dzieci, zanim trafiły do nowej rodziny.
Przypomniał mi się incydent, do jakiego doszło we Francji, w czasie przyjęcia w
ogrodzie mojego brata. Kiedy francuscy chłopi złapali Beau na kradzieży kurczaka, a Serge
powiedział, że jego dzieci nigdy by czegoś takiego nie zrobiły. Jego dzieci , wyraził się, nie
czyniąc żadnego rozróżnienia.
Znowu nasunęło mi się skojarzenie ze schroniskiem. Również i w tym wypadku nie
wiadomo, przez co przeszedł kot czy pies, zanim przyjmie się go do własnego domu. Czy na
przykład nie był bity lub całymi dniami nie siedział zamknięty w piwnicy. Nieważne. Jeśli kot
lub pies okazuje się nie do opanowania, odnosi się go z powrotem.
Na zakończenie artykułu postawiono pytanie, czy rodzice biologiczni równie szybko
daliby za wygraną w wypadku nieznośnego czy też wykolejonego dziecka.
Znałem odpowiedz, ale najpierw dałem artykuł do przeczytania Claire.
- Co o tym myślisz? - zapytałem, gdy skończyła. Siedzieliśmy przy naszym małym
stole kuchennym nad resztkami śniadania. Promienie słoneczne padały na ogród i blat szafek.
Michel był na piłce nożnej.
- Często się zastanawiałam, czy Beau również szantażowałby swego brata i kuzyna,
gdyby byli jego prawdziwą rodziną - odezwała się Claire. - Wiadomo, że prawdziwe
rodzeństwa - bracia i siostry - kłócą się, czasem nawet zrywają ze sobą stosunki. Ale mimo
wszystko... jak przyjdzie co do czego, w sprawach życia i śmierci stają za sobą murem jak
jeden mąż.
Claire się roześmiała.
- O co chodzi? - zapytałem.
- Ach, nagle się zreflektowałam - odpowiedziała, wciąż się śmiejąc - że gadam o
solidarności braci i sióstr. A przecież mówię do ciebie!
- A, tak - odpowiedziałem i też się uśmiechnąłem.
Przez jakąś chwilę nic nie mówiliśmy. Tylko spozieraliśmy na siebie co jakiś czas. Jak
mąż i żona. Jak dwie części szczęśliwej rodziny, pomyślałem. Oczywiście, że wydarzyły się
różne rzeczy, ale w ostatnich czasach coraz częściej myślałem o nich jak o zatonięciu statku.
Szczęśliwa rodzina przeżyła katastrofę na morzu. Nie mogę powiedzieć, że w jej następstwie
stała się jeszcze bardziej szczęśliwa, ale w każdym razie nie jest bardziej nieszczęśliwa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]