[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiem o tym. Spojrzała na niego z zażenowaniem. Ale pózniej też
chciałabym mieć dziecko. Pózniej, to znaczy: kiedy wyjdę za mąż.
Frank przyciągnął ją do siebie i pocałował. Sybil spodziewała się niemal,
że zaproponuje jej małżeństwo. Dlatego była dosyć zdziwiona jego
następnymi słowami.
Przed końcem tygodnia raczej tego ogrodu nie skończę. A co
właściwie o niej sądzisz? Szałowa kobieta, nieprawdaż?
Sybil aż zatkało.
Kto... Frank...? wyjąkała.
Ta Ambrose, naturalnie. Piękna Lea! Uważam, że Rodney jest dla niej
za stary.
Przecież on nie jest stary, Frank. Niewiele jest od ciebie starszy, a ty
masz dokładnie trzydzieści pięć lat.
Bardzo możliwe. Ale mam wrażenie, że ona rozgląda się za kimś
młodszym. Szkoda, że nie widziałaś, jak flirtowała ze mną.
Zaśmiał się do siebie.
Frank, nie mogę w to uwierzyć.
Sybil wypowiedziała te słowa stłumionym głosem. Nie wiedziała, co
uznać za gorsze. Zainteresowanie Lei Frankiem czy myśl, że on mógłby się
zainteresować piękną kobietą?
Frank objął ją ramieniem.
Nie obawiaj się, Sybil. Ona nie jest w moim typie. Jeśli o mnie
chodzi, to uważam, że oni dwoje pasują do siebie znakomicie.
Tym samym temat został wyczerpany. Ale rozmowa ta zupełnie popsuła
jej humor.
RS
41
Rozdział 5
Sybil miała niespokojną noc. Tim wciąż ją budził. Bał się, bo było
ciemno, i za każdym razem, kiedy się przebudził, płakał.
Brała drżące dziecko w ramiona i śpiewając usypiała je znowu. Ale
następnego ranka czuła się rozbita i nie za bardzo miała ochotę na kłótnie z
krnąbrnym chłopcem.
Kiedy w końcu nakłoniła Tima, żeby umył sobie zęby w łazience, ten
napisał pastą na lustrze: Supermen Tim był tutaj".
Tim, czy nie wiesz, że to jest bardzo niegrzeczne?
Wiem! odpowiedział z powagą.
Więc dlaczego to zrobiłeś?
Bo inni zajmują się mną tylko wtedy, gdy jestem niegrzeczny.
Serce ją zakłuło. Biedne dziecko, pomyślała.
Pomimo to nie była zachwycona myślą, że ma się nim ciągle zajmować.
Poszła z Timem do kuchni na śniadanie. Po drodze spotkali Franka.
Dzień dobry. Sybil popatrzyła na niego rozpromienionym
wzrokiem. Przydałaby mi się mała odmiana.
Odmiana? A co byś powiedziała na to? Frank wskazał w kierunku
plaży.
Dostrzegła tam Davida Rodneya i Lec, którzy na rasowych koniach
odbywali poranną przejażdżkę, on i obnażonym torsem, Lea w zielonej
bluzce i kremowych bryczesach. Jej długie rude włosy powiewały na
wietrze.
Sybil poczuła, jak wzbiera w niej gniew. Lea korzystała z wszelkich
przywilejów, jakie daje bogactwo. Beztrosko jechała sobie plażą, a ona,
Sybil, musiała się użerać z jej rozpuszczonym dzieckiem!
Twoje oczy, Sybil, błyszczą dziś rano wyjątkowo pięknie. Czyżbyś
była zazdrosna? zakpił Frank.
I bez jego drwiny czuła się wystarczająco podle. Chciała mu
odpowiedzieć równie złośliwie, ale opanowała się w porę. Nie była to
przecież wina Franka.
Zauważył zmianę, jaka w niej zaszła, i zaproponował:
Zróbmy sobie dziś wieczorem piknik na plaży. Omówię wszystko z
Wongiem. Wygląda na to, że czeka cię ciężki dzień.
Posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie, po czym ruszyła spiesznie za
Timem. Musiała wykorzystać tę sytuację możliwie jak najlepiej. Wieczór z
Frankiem wynagrodzi jej niegrzeczności Tima.
RS
42
Po śniadaniu chłopiec zażyczył sobie pójść do zagrody, żeby popatrzeć
na konie. Sybil zgodziła się. Jakoś musiała przecież zabijać z nim czas.
Dotarli do zagrody akurat w chwili, gdy David Rodney i Lea zsiadali z koni.
Nie uświadamiając sobie tego w pierwszej chwili, Sybil porównała
Davida Rodneya z Frankiem i musiała stwierdzić, że ten pierwszy jest
jeszcze przystojniejszy.
Tim popędził do swojej matki.
Mamo! Mamo, ja też chciałbym pojezdzić.
Lea Ambrose musnęła czoło dziecka pocałunkiem i popatrzyła z
dezaprobatą na Sybil.
Co pani strzeliło do głowy, żeby przyprowadzać chłopca tutaj?
Przecież koń mógłby wierzgnąć i zranić go kopytem. Poza tym domagam
się, żeby Tim nosił zawsze kapelusz od słońca. Nie chciałabym, żeby miał
cerę jak Indianin!
Obrzuciła drwiącym spojrzeniem opaloną skórę Sybil, po czym zwróciła
się do Davida Rodneya.
Kochanie, sądzisz, że nic się nie stanie, jeśli miss Morgan wsadzi
Tima na konia i pospaceruje z nim trochę?
Każę dla niego osiodłać łagodnego kucyka. Miss Morgan, Lea i ja
wybieramy się do Withneyów na tenisa. Po południu może więc pani
popływać z Timem w basenie, jako że nas nie będzie tak czy owak.
Sybil skinęła głową bez słowa. Co za aroganccy ludzie! Co oni sobie
wyobrażają! Ze złości nie mogła wydobyć słowa.
David Rodney poszedł do stajni, żeby rozejrzeć się za koniem dla Tima.
Lea czekała niecierpliwie, opędzając się szpicrutą od much. Nie
zamieniła już z synem ani słowa i zachowywała się tak, jakby go w ogóle
nie było. Kiedy Rodney wrócił, wzięła go pod rękę i ruszyli do domu.
Całe szczęście, że milord i milady nie mieli żadnych dalszych
rozkazów mruknęła do siebie Sybil.
Ze stajni wyszedł ciemnoskóry chłopiec, który przyprowadził konia.
Sybil uśmiechnęła się do niego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]