[ Pobierz całość w formacie PDF ]
atmosferę nieuchwytnej grozy.
Wzdrygnął się przesadnie, robiąc przy tym minę dorosłego dziecka, które ktoś spróbował wykąpać w
zimnej wodzie. Adrian udał, że szuka czegoś w plecaku. Zaczekał, aż tamten wyjdzie. Trzy godziny
nużącej rozmowy w zupełności starczyły; nie trzeba było ryzykować przypadkowej kontynuacji w
autobusie bądz na postoju taxi. Chuderlak też wyszedł, bąknąwszy do widzenia". Adrian został sam. Nie
ma co, trafił na idealnych kompanów. Zmarnowany czas. Wyjął z kieszeni Gazetę Wyborczą" i
pobieżnie zerknął na pierwszą stronę. Zmarszczył brwi - gazeta miała jutrzejszą datę. Potarł w zamyśleniu
brodę nie wiedząc, co o tym sądzić, i schował gazetę z powrotem do kieszeni. Dla pewności odczekał
jeszcze chwilę, odetchnął i zarzucił plecak na ramię. Miał wychodzić, gdy kątem oka zauważył podłużny
kształt leżący na półce. Skórzana walizka. Nieduża, ale dość, by nie nazwać jej neseserem. Jakoś nie
mógł sobie przypomnieć, kto z nią wsiadł. Przyjrzał się jej dokładniej. Nieco zniszczona, ale z pewnością
porządna, z krokodylej skóry, z mosiężnymi okuciami. Po chwili zastanowienia wziął ją z zamiarem
oddania do biura rzeczy znalezionych. Była ciężka.
Peron lśnił wilgocią osiadłą z powietrza. Wysiadło ledwie kilkanaście osób.
- Nie widział pan mojej córki? - Starsza pani zaszła mu drogę. Pod nos podetknęła zdjęcie. - Miała
przyjechać tym pociągiem. Tym samym wagonem.
Adrian przyjrzał się zdjęciu w słabym świetle. Blondynka, szczupła, nawet ładna, choć nie w jego typie.
- Niestety nie widziałem nikogo takiego - odparł, starając się nie okazywać zniecierpliwienia.
- Może pan o niej chociaż słyszał? - Staruszka patrzyła na niego z nadzieją. - Miała na imię Alicja.
Znów nie przyjechała...
Może jest po drugiej stronie lustra, odparł w myślach Adrian. Pchnięty jakimś impulsem oddał kobiecie
znaleziony w przedziale notes w czarnej skórze. Przeprosił i skierował się do toalety.
Postawił walizkę obok nogi i ochlapał twarz zimną wodą. Spojrzał w swoje odbicie w lustrze:
podkrążone oczy, nieświeża cera i zmierzwione włosy. Czuł się strasznie zmęczony i głodny, jakby
spędził w podróży cały dzień. Z artykułu nici. Nie należał przecież do ludzi, którzy potrafią z niczego
stworzyć sensacyjny materiał. Nie zdarzyło się nic, więc nic nie napisze.
Skrzypnęły drzwi od jednej z kabin. Kroki odbite od kafelkowych ścian rezonowały jak serie
podwójnych klaśnięć. Starszy mężczyzna w płaszczu i kapeluszu, pachnący dobrym tytoniem, stanął
obok Adriana i zaczął myć ręce. Starannie umył wierzch i środek dłoni, potem palce. Wreszcie strzepnął
wodę, wytarł dłonie w papierowy ręcznik, schylił się po walizkę, jakby należała do niego, i odwrócił się
w kierunku wyjścia. Adrian nie poruszył się, nawet nie mrugnął; odprowadził wzrokiem odbicie
nieznajomego w lustrze. Chwilę pózniej został sam, z niejasnym poczuciem, że umyka mu coś ważnego,
coś, co jest tak oczywiste, że aż niezauważalne.
Rafał Kosik
[ Pobierz całość w formacie PDF ]