[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tym, co powie Władca na jego przyjazd razem z ofiarą. Kto wie,
może to nawet Władca zada śmiertelny cios.
Zwierzbiła go ręka, żeby już teraz wbić sztylet w jej serce i pa-
trzeć jak z jej oczu wycieka życie, ale się powstrzymał. Chciał usły-
szeć krzyk tłumów, kiedy zabije pozbawi ich ostatniej nadziei. Nie
mógł się tego doczekać.
Ben przeklinał swój statek. Chciał już wylecieć w stronę pla-
nety, ale nie mógł ponieważ musiał czekać, aż zagrzeją się silniki i
paliwo. Krążył po pomieszczeniu. Miał ochotę iść pieszo! Wydawa-
ło się, że poszłoby mu to szybciej! Uderzył dłonią w panel sterują-
cy. Musiał odzyskać Terry zanim dotrą na planetę. Bał się, że ruch
oporu ją porwie i będzie torturować. Niby chcieli wolności planety,
ale nie uwierzą jej na słowo, że została porwana i że wcale nie za-
mierza ich zniszczyć.
Jeszcze ta zbliżająca się wojna, do której zmuszał ich Władca.
Ben miał nadzieję, że Marek obejmie władze, kiedy już wrócą na
Klausvis.
Statek wreszcie był gotowy do lotu, a na radarze pojawiła się
kropeczka, którą był statek Utza. Ben uniósł pojazd w powietrze i
poleciał za Utzem i Terry. Musiał ją odzyskać. Nie widział innej
możliwości. Nie mógł pozwolić na to, żeby zginęła! Była nie tylko
jego szansą na szczęście. Była szansą całej planety.
103
Natalia S. (VampiraBella)
Rozdział 11
Podróż trwała już drugi dzień. Terry cały czas miała nadzieję,
że Ben ją uratuję i nie porzucała nadziei, mimo że do dotarcia na
Klausvis został im tylko dzień. Bała się tego, co miało nastąpić. Utz
pozwalał jej chodzić po statku, ale jeśli tylko ją zobaczył zaczynał
jej opisywać sposoby na jakie chce ją zabić i mimo że fizycznie jej
nie skrzywdził, to i tak bała się przebywać w zasięgu jego wzroku.
Dlatego zostawała w pokoju, który jej przydzielił i starała się
go unikać, wychodząc na kilka minut przed dostarczeniem posiłku.
Na statku miał dwóch służących, którzy mu pomagali, ale Terry ni-
gdy nie wiedziała, kiedy zdecyduje się pokazać osobiście. Pierw-
szego dnia prawie nie spuszczał jej z oczu, doprowadzając ją do sza-
leństwa swoim gadaniem o tym jak ją zamorduje. W końcu uciekła
i schowała się w jakimś kącie, cały czas płacząc nad smutnym koń-
cem, jaki ją czekał.
Drugiego dnia jakiś inny kosmita przyniósł jej śniadanie, na-
wet na nią nie patrząc. Postanowiła nie wychodzić z pokoju, ale
kiedy Utz przyniósł jej obiad i zaczął mówić o wycinaniu jej serca,
bez znieczulenia, starając się nie zwymiotować i uciekła. Cały czas
gonił ją śmiech Utza. Wróciła do pokoju dopiero wieczorem i zasta-
ła tam tacę z kolacją. Zjadła cały czas zastanawiając się, czy nie le-
piej byłoby umrzeć z głodu, ale zdecydowała, że musi być silna i
spróbować uciec, kiedy tylko dotrą do Klausvis. Potem patrzyła
przez okno na gwiazdy, przypominając sobie, jak Ben opowiadał jej
różne związane z nimi historię, ale teraz nie czuła żadnej ekscytacji
widząc to, co zawsze chciała oglądać z bliska.
To było całkowicie inne uczucie, kiedy wiedziała, że w każdej
chwili może wrócić na Ziemię, teraz natomiast czuła się zagubiona
i samotna, na statku pędzącym w nieznane. Wiedziała, że już daw-
104
Krąg
no byłaby na Klausvis, gdyby nie to, że Utz bawił się z Benem w
kotka i myszkę pozwalając im podlecieć na tyle, że już prawie
można się było teleportować i natychmiast uciekając. Przynajmniej
wiedziała, że jest nadzieja. Usilnie starała się nie myśleć o tym, co
ją czeka, ale im bardziej starała się robić coś innego tym bardziej
natarczywie jej myśli wracały do tego tematu.
Drzwi otworzyły się, kiedy zasypiała. Odkąd Utz ją porwał nie
zmrużyła oka, ale dłużej już nie mogła nie spać. Spojrzała przerażo-
na w ich stronę.
Jesteśmy powiedział Utz, z przerażającym uśmiechem.
Ale... podróż powinna trwać trzy dni! - Protestowała, mając
nadzieję, że Utz chce ją tylko przestraszyć. Ten tylko się zaśmiał.
Nie tym statkiem. Napęd nad przestrzenny pozwala na
dużo szybsze przemieszczanie się. Ten model powiedział, głasz-
cząc pieszczotliwie ścianę jest jak dotąd najmniejszym statkiem z
tego typu napędem. Dlatego twój Belsorkey nie ma najmniejszych
szans mnie złapać. Wstawaj warknął na końcu. - I się rusz!
Szybko wypełniła polecenie, bojąc się, że jeżeli tego nie zro-
bi, Utz ją skrzywdzi... Bardziej niż zamierzał. Kiedy tylko wstała
Utz złapał jej ręce i nałożył na nie jakieś bransoletki. Szybko od-
kryła, że nie tylko nie mogła ich zdjąć, ale ograniczały one jej ru-
chy. Nie mogła odsunąć rąk na odległość większą niż 50 cm, a szyb-
kie ruchy w ogóle były niemożliwe. Kiedy tylko próbowała wziąć
zamach, żeby bronić się przed sposobem, w jaki popychał ją Utz
coś zatrzymało jej ręce.
Zeszli z pokładu statku, a Terry rozglądała się gorączkowo za
jakąkolwiek drogą ucieczki. Niestety znajdowali się w szklanym
korytarzu i Terry nie widziała z niego żadnej drogi innej niż w
przód lub z powrotem na statek. Jedyne co widziała, to dziwne ko-
lory, o których w życiu się jej nie śniło i duże strzeliste budowle.
Większość z nich wyglądała, jakby nie powinna stać. Były ze sobą
połączone wieloma rękawami jak ten, w którym stała.
Utz ją popchną, zmuszając, żeby się ruszyła. Poszła, czując,
105
Natalia S. (VampiraBella)
jak uciekają z niej resztki nadziei. Z trudem powstrzymywała łzy,
ale wiedziała, że nie może po sobie pokazać słabości. Miała tylko
nadzieję, że egzekucja nie nastąpi szubko i że Ben z Markiem ją
uratują. Szła tam, gdzie kazał jej Utz. Po drodze często mijała róż-
nych kosmitów, niektórzy wyglądali jak ludzie i zastanawiała się,
dlaczego tak było.
Utz kazał się jej zatrzymać przy drzwiach na końcu korytarza.
Coś było nad nimi napisane, ale nie miała pojęcia co, ponieważ nie
potrafiła jeszcze czytać tego języka. Utz otworzył drzwi i wprowa-
dził ją do środka. Znalezli się w dużej sali. Do pomieszczenia
wchodziło co najmniej sześć korytarzy... Przynajmniej tyle wyso-
kich drzwi naliczyła Terry. Sufit zdawał się być tak odległy jak nie-
bo, a jego kolor przypominał jej o bezchmurnych dniach na Ziemi.
Reszta sali utrzymywana była w odcieniach czerwieni, Terry podej-
rzewała, że kolor ten miał ukryć krew. Na końcu pomieszczenia
znajdował się tron, a na nim siedział kosmita. Zrozumiała, że zosta-
ła przyprowadzona przed obliczę Drugiego Władcy. Nie chciała
podchodzić bliżej, ale wiedziała, że jeśli tego nie zrobi, Utz ją za-
ciągnie i nie będzie to miłe.
Na miękkich nogach powoli poruszała się do przodu, czując,
jak z każdym krokiem opuszcza ją resztki nadziei. Automatycznie
zablokowała swoje myśli tak, jak uczył ją Ben. Wiedziała że umrze,
ale chciała zachować przynajmniej swoje myśli.
Witaj. - powiedział Władca, patrząc na nią wzrokiem chłod-
niejszym niż najzimniejsze miejsce w całym wszechświecie. -
Wiesz, - zaczął, tonem konwersacji tą planetą kiedyś rządziło
dwóch władców. Ja i twój... przodek bardziej wypluł niż wypo-
wiedział to ostatnie. - Było tak, ponieważ na tej planecie żyją dwie
rasy. Jedna w większości ludzka, druga w większości taka, jak ja.
Wszyscy mogą oczywiście zmieniać kształty, ale to, do której rasy
się należy determinowane jest przez kształt, jaki się przybierze
przy narodzinach. Więc nie było dla moich rodziców poprzednich
władców zdziwieniem to, że ich bliznięta urodziły się pod różny-
106
Krąg
mi formami. W końcu byli Władcami dwóch innych ras. Jednakże z
jakichś powodów moi rodzice utrzymali w tajemnicy to, że miałem
brata blizniaka, więc przez długi czas nikt nie wiedział, kto zajmie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]