[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w dupę!" wymierzonych przez Spitza nikt jeszcze nie podniósł się z
drewnianej ławki.
185
Niech wszyscy wiedzą - Kocur nie śpi na służbie.
Gdzie jest Tadek, u diabła? Lustrując wzrokiem szeregi, Harry co chwila
napotyka wzrok architekta Weisbluma, który przekazuje mu
konfidencjonalny sygnał: Oto jestem, tutaj!" Weisblum bardzo się stara,
aby Harry go widział, aby o nim nie zapominał. Kołnierz jego ubłoconej
kurtki jest oderwany i postrzępiony. Cała kurtka rozłazi się w szwach; zza
rozerwanego szwu wystaje chude, nagie ramię. Ogoloną czaszkę
pokrywają zaschłe na słońcu plamy błota. Książę Walii" - nazywała go
Sonia w żartach, a on był niezwykle dumny z tego przezwiska. Lubiła go
za jego elegancję, a także ceniła za to, że do swej wysokiej pozycji
doszedł własnym wysiłkiem. Nawet antysemicko nastawiona rada miejska
musiała korzystać z jego usług - najbardziej nowoczesne budowle Miasta
zbudowano według projektów Weisbluma. Dwa razy do roku wyjeżdżał za
granicę, żeby zapoznać się z najnowszymi trendami w światowej
architekturze, i zawsze pamiętał o przysłaniu Soni swojego zdjęcia - czy to
z Paryża, czy też z Nowego Jorku. Natychmiast po powrocie z kolejnego
wojażu stawiał się przed Sonią w eleganckim garniturze, który właśnie
kupił za granicą. Książę Walii" - określenie to rzeczywiście do niego
pasowało. We wszystkich tych ekstrawaganckich ubraniach prezentował
się znakomicie, natychmiast też stawały się lokalnym krzykiem mody.
Krawaty Weisbluma", buty Weisbluma", kapelusz Weisbluma"
stanowiły podstawowe wskazówki dla czołowych playboyów Miasta.
Mężczyzni omawiali jego ubrania z podziwem, z jakim się mówi o
oryginalnych meblach biedermeier. Był od dawna przyzwyczajony do
rozpieszczania przez najbardziej snobistyczne koterie. I jeszcze coś: gdy
Sonia jechała do Zakopanego, żeby uprawiać swoje ukochane narciar-
186
stwo, zjawiał się tam również, chociaż nikt go o tym nie uprzedzał.
Zawsze jakoś się dowiadywał. Chyba kochał się w Soni.
Teraz Książę Walii" stoi w szeregu podczas wieczornej odprawy i
posyła Harry'emu błagalne spojrzenia. Może ze względu na pamięć o
wspólnej miłości Harry będzie łaskaw nie zapomnieć o zostawieniu mu
kilku łyżek zupy? - Więzniowie, na moją komendę, baczność! Zaczyna się
odprawa.
Więzniowie sztywnieją, wstrzymując oddech. Nie-poruszeni jak trupy - z
wyjątkiem oczywiście prawdziwych trupów, które wciąż leżą sobie na
ziemi, spokojne, obojętne, z rękami na brzuchach, nie okazując żadnego
zainteresowania odprawą. Nawet powieka im nie drgnie po rozkazie
baczność!", tylko gapią się dalej w niebo rozciągające się nad nimi jak
biała kołdra i śnią sobie swój cichy, wolny sen umarłych.
Z wyjątkiem nielicznych wykrzywionych twarzy, jakby śnił im się jakiś
koszmar. Pewnie to niemiecki obóz pracy ciągle zakłóca im senne
marzenia i odbiera spokój...
%7łydowski szef podbiega do Sturmbahnfuhrera, salutuje i składa raport.
Sturmbahnfuhrer odwraca się do komendanta obozu, salutuje i składa
raport. Komendant idzie wzdłuż szeregu więzniów i osobiście ich liczy. W
miejscach, gdzie kończą się stopy, a zaczynają czaszki, głos mu nawet nie
drgnie.
Liczba się zgadza. Wszystko jest w całkowitym porządku. Odprawa się
kończy - przepychając się, więzniowie biegną do baraku i ustawiają w
kolejce. Każdy stara się być pierwszy. Głód nie zadowala się drugim
miejscem w kolejce po zupę.
Harry nie rusza się. Więzniowie przebiegają obok,
187
jak woda opływająca kamień. Ciągle rozgląda się 'w poszukiwaniu Tadka,
którego chce zabrać do swojej przychodni. Strumień ludzi unosi ze sobą
architekta. Napotykając wzrok Hafry'ego, patrzy za nim do tyłu, jakby
chciał się zatrzymać, ale nie może się zdecydować - biec dalej, czy
zwolnić, aby porozmawiać z Harrym. W końcu daje się unieść w kierunku
bloku, nie chcąc zostać na końcu w kolejce po zupę.
Dziedziniec pustoszeje. Harry'emu zaczyna świtać straszna myśl, ale nie
dopuszcza jej do siebie. Czuje tylko, że kolana się pod nim uginają. Z
bloku dobiega okropny hałas. Tu, na zewnątrz, tumult jest głośniejszy niż
w środku. Tam, wśród brzęku cynowych misek, więzniowie cisną się
wokół kotła z wodnistą zupą, jakby nie wiedzieli, że po jej zjedzeniu głód
stanie się tysiąc razy bardziej dokuczliwy. Tam, w bloku, życie jeszcze
tętni. Na dziedzińcu śmierć .Jeży w cichym odpoczywaniu. Wkrótce blok
również stanie się cichy i spokojny jak ci, którzy tu leżą głowa przy głowie
- cisi, bardzo cisi.
Czyżby oni jeszcze dziś rano nie tłoczyli się wraz z innymi w kolejce po
chleb?
Dziedziniec jest pusty. Harry obawia się przejść na drugą stronę placu.
Przerażenie kołacze się w sercu; stara się podtrzymać iluzję jak najdłużej -
może Tadek jest jednak w bloku? Może go po prostu nie zauważył?
Rozum już wie, ale serce jeszcze nie dopuszcza prawdy. Plac jest pusty;
niebo też jest puste. Harry kieruje wzrok na zwłoki leżące pod ścianą
budynku. W środku więzniowie tłoczą się wokół kadzi z zupą, a one leżą
nieporuszone, jakby nie zauważyły, że odprawa się skończyła, jakby spały
snem kamiennym. Trzeba je obudzić: - Dlaczego nie wstajecie? Wydają
zupę!
Po drugiej stronie kolczastego drutu z niemieckiej
188
kwatery wyszedł esesman, bez kurtki, bez czapki, tylko w podkoszulku - ż
ręcznikiem i mydłem w ręku idzie w kierunku łazienki. Drewniane obcasy
butów stukają na kamiennym chodniku, przywodząc na myśl idyllę
wieczornych powrotów z pracy i chłodnych, odświeżających kąpieli.
Esesman gwiżdże Gals Ich verehren. W jego ustach melodia brzmi
dziwacznie; przecież to nieodłączna część życia więzniów! Opis wielkich
cycków Gretel brzmi prawidłowo wyłącznie w ustach więzniów, i tylko
oni mają prawo o nich śpiewać!
Dziedziniec jest pusty. W końcu jednak Harry kieruje się na jego drugą
stronę. Nie czuje własnych nóg, niosących go w kierunku ściany, chyba
nawet się nie zastanawia, dlaczego tam idzie. Po prostu -jest medykiem,
więc jego sprawą jest pójść obejrzeć umarłych.
Pierwszy z brzegu to Tadek.
Kurtkę ma krzywo założoną, na skutek czego jego zmaltretowane ciało
jest odkryte. Spodnie są podarte, jakby się z kimś bił, a usta wykrzywione,
jakby chciał kogoś ugryzć. Tadek patrzy Harry'emu prosto w oczy. On
żyje! Jego puls nie bije, ale on żyje! Nawet słychać jego jęk! Usta nie
poruszają się, ale jęk zdaje się wydobywać z ran otwartych na całym ciele.
Ale w oczach jest życie. To z nich wydobywa się jęk, błaganie o pomoc.
Tadek! Tadek!...
Z bloku wyszło kilku funkcyjnych. Zjedli już zupę, teraz muszą odnieść
zwłoki do szopy.
- Pieprzone, śmierdzące truposze! Przez nich człowiek nawet zupy nie
może zjeść w spokoju! - syczy przez zęby jeden z tragarzy. Chwyta zwłoki
za nogi i wlecze je za sobą.
- Doktorze, w bloku dają zupę" - drugi usłużnie zwraca się do Harry'ego,
chwytając Tadka za nogę.
189
Harry pochyla się.
Zostaw! -
Bierze Tadka na ręce. Jest bardzo lekki; sam szkielet. Osobiście niesie go
do szopy. Nad jego ramionami niebo rozciąga się jak biały całun. Esesman
wyłonił się z łazienki z ręcznikiem na ramieniu. Beztrosko gwiżdże Gals
Ich verehren..., stukając obcasami w rytm piosenki.
- Doktora coś naszło - szepnął jeden z tragarzy. Szybko przeciągnęli
zwłoki do szopy i pędem pobiegli do bloku, żeby zdążyć na resztki zupy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]