[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szczęśliwą
chwilę życia. Jak my nie umiemy rozpoznać, co nam prawdziwą
korzyści przyniesie
! Pamiętasz kochana Emmo jak gorzko żałowałam straty medalionu z
miniaturami
moich rodziców; a gdyby nie ta strata, czyżby mi przyszło kiedy na
myśl żeby się
malarstwa uczyć? nie byłoby mojej pracy na wystawie sztuk
pięknych, i Państwo R.
pewnoby mnie do tąd nie byli znalezli.
Kazimierz chciał na bydz wizerunki moich rodziców, dla przyjaciela
który go o to
prosił; odmówiłam,
wszak wiesz że ich nie robiłam na przedaż. Pani R. nic mówi mi tego
wyraznie,
lecz widzę że bardzoby sobie życzyła abym malowała jej syna,
jakkolwiek radabym
jej tę małą sprawić przyjemność, nie wiem jak się na to odważyć; nic
malowałam
nigdy męzkiej twarzy, i pewną jestem żebym nie śmiała długo patrzeć
w oczy
Kazimierza, bo teraz nawet kiedy co opowiada, a wzrok jego pełen
zapału na mojej
twarzy spocznie, rumienię, mieszam się, i mimowolnie spuszczam ku
ziemi
spojrzenie; bo też nie widziałam jeszcze tak jasnych błękitnych oczu!
Pózniej
może, gdy rysy jego mocniej jeszcze utkwią w mojej wyobrazni,
odmaluję go, z
pamięci, i oddam Pani R.
* * *
Sierpnia.
Pomyślność nadzwyczaj prędko psuje człowieka, wystaw sobie
Emmo, ja co nigdy w
życiu nie myślałam posiadać , złp. już się dziś gniewać prawie
zaczęłam,
gdy mi powiedziano, że je dopiero przy końcu roku tego odbiorę; bo
też ile już
sobie tworzyłam zamiarów! i wszystkie spełzły na niczem.... nic,
odwlokły się
tylko na czas jakiś, może dlatego jedynie, abym przez długie
oczekiwanie
nauczyła się godnie oceniać szczęście które mię czeka.
Dziś miałam odebrać summę przekazaną testamentem Pana R,
tymczasem Kazimierz
oznajmił mi, iż kupiec u którego została złożoną nie może jej zwrócić
bez
nadwerężenia swoich interesów aż w końcu roku; zasmuciłam się,
Kazimierz widząc
to, oświadczył że można zmusić dłużni-
ka aby podług umowy ze zmarłym wierzycielem zawartej w każdym
czasie i miejscu
gdy tego upoważniona jego pismem zażąda osoba, całą należytość
zwrócił. Przykro
mi się zrobiło; bo temi słowy dowiódł Kazimierz jak mało zna mój
sposób
myślenia, jak lekko moje serce sądzi.... Spodziewałam się że w czystej
i
otwartej duszy jak w rozłożonej księdze czytać można, że znając z
opowiadań
Podbielskiej, cały bieg mojego życia, lekkie często myśli w słowach w
spojrzeniach moich zgadując. Kazimierz oddawna mnie już
zrozumiał;... a on mógł
przypuścić, abym znając jak to przykro kiedy kogo wierzyciele
przyciskają, abym
poznawszy sama nieszczęście i nędzę, mogła w nią kogokolwiek
dobrowolnie
wtrącać, aby mi obojętnemi były troski Ojca licznej rodziny, abym go
na kłopoty,
zmartwienia, niedostatek na-
wet wystawiała, byle dogodzić własnej przyjemności, byle tego lata
jeszcze
jechać a może i osiąść w Wierzbinie..... Nigdy, nigdy bym tak nie
osądziła
Kazimierza!.... Jakież by serce mieć trzeba, jakie wyobrażenie o
cnocie, aby iść
na grób rodziców, i wzywać ich błogosławieństwa, kiedy każdy krok
coby mnie do
tego poświęconego przybliżał miejsca, okupionym został łzą lub
westchnieniem
podobney mi istoty.....byłaby to miniatura owego rozbójnika, co
wydarłszy życie
spokojnemu wędrowcowi idzie się modlić pod krzyżem.....i on mnie
sądził zdolną
do takiego czynu!....... o Kazimierzu! Kazimierzu!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . .
* * *
Sierpnia.
Smutną jestem kochana Emmo, próżno sobie po tysiąc razy
powtarzam, że zapewne
Bóg najlepiej wypadkami kieruje, że kilka miesięcy niedługo
przeminą, że
nakoniec szczęśliwszą teraz jestem jak byłam przed miesiącem, nie
mogę w siebie
wesołości wmówić! Dziwna jakaś tęschnota opanowała całą moją
duszę, codzień
mocniej czuję że tylko w Wierzbinie spokojność i swobodę odzyskam,
a do tej
szczęśliwej chwili pięć jeszcze miesięcy, bo nie wątpisz pewnie, że
mnie żadna
pora roku od tej świętej pielgrzymki nie wstrzyma. Pani R. widzi mój
smutek, i z
serdeczną uprzejmością chciała mi dostarczyć pieniędzy na koszta
podróży,
dodając, że odebrawszy należną summę będę jej mogła ten mały dług
zwrócić; nie
przyjęłam; bo swoją tyl-
ko własnością śmiało rozrządzać można, część swego mienia na
przyjemności życia
poświęcić, lecz długi w tym celu zaciągać...... nigdy! Przytem Pani
M. nie
mogła by się obejść przez kilka tygodni bezemnie i Podbielskiej, a ja
bym
przecież sama jechać nie mogła. Wprawdzie możnaby zerwać wiążącą
nas umowę, lecz
czyliż dlatego, że Bóg moje położenie polepszył, miałabym łamać
słowo dane w
ubóstwie? miałabym się niewdzięcznością wypłacać tej, co mnie
macierzyńską
prawdziwie troskliwością otaczała przez lat tyle..... nie, zostanę tu
dopóki
wola Nieba nie złoży w moje ręce oczekiwanego skarbu, aby go
potem bez
najlżejszego nawet używać wyrzutu.
* * *
Września.
Znów blisko dwa miesiące nie pisałam dziennika, lecz nie marszcz
czoła Emmo!
znasz mnie, wiesz że w strapieniu tylko lubię pisywać często i długo,
domyślisz
się że spokojną byłam przez cały czas milczenia, i darujesz mi je
zapewne. Osądz
sama czy można pisać wiele, kiedy nawet do dumania czasu nie staje.
Wstaję
dość rano, modlę się, ubieram i malować zaczynam; przedsięwzięłam
skreślić
dobrze mi znane rysy z pamięci, lecz mimo długiej i usilnej pracy,
niepodobna
dokonać tego przedsięwzięcia, i choć rano zdaje mi się że arcydzieło
sztuki i
podobieństwa wyszło z pod mojego pęzla, w wieczór ze wstydem i
niechęcią wyznaję
że to martwe tylko pociągi, że ludzka ręka nie jest w stanie oddadz
wiernie tej
szlachetności i słodyczy, która się
w ożywionych maluje rysach.... Wiesz jak się dzień cały w instytucie
przepędza,
lecz teraz uśmiech lub wesołe słówko częściej na moich ustach osiada,
pogoda
spędziła zwykły smutek i powagę z czoła, i nieraz widzę z wzroku
moich uczennic,
żem się milszą stać musiała. Wieczorem idę z Podbielską do Pani R.
chodzimy po
ogromnym jej ogrodzie, zrywamy kwiaty, pływamy czółenkiem po
sadzawce, lub kiedy
niepogoda, śpiewam dobrej staruszce lub gram na fortepianie, syn jej
towarzyszy
mi na flecie, lub dzwięcznym głosem czyta dobre iakie dzieło.
Czasem też
odwiedzają nas oboje, a kiedy po ich odejściu sama zostanę w pokoju,
zdaje mi
się że w nim wszystko świetniejszą przybrało barwę; księżyc jaśniej
świeci przez
małe okienko, kwiaty żywszą, woń wydają krucyfiks mój nawet
bielszy, świeższy
wieniec co
go otacza, a twarze moich rodziców tak mile uśmiechają się do mnie,
jak gdyby
jeszcze duch nieśmiertelny je ożywiał, i dzieli! błogą radość
ukochanego
dziecięcia. Wtedy kochana Emmo swobodne dni mej młodości i lube
jakieś
przyszłości przeczucie łączą się z sobą, ostatnich pięciu lat troski
znikają z
pamięci, postacie drogich i życzliwych osób otaczają mnie do koła, i
najczęściej
po krótkiej modlitwie zasypiam, a miłe sny łudzą mnie aż do rana
Kiedyż więc
pisać dziennik?......
Pazdziernika.
Ciesz się kochana Emmo! ciesz się mojem szczęściem! szczęściem
jakiego pomimo
całej twojej przyjazni nie mogłaś się dla mnie spodziewać.
Chciałabym ci
dokładnie opisać wszystkie uczucia w dniu wczorajszym doznane,
lecz podobno na
zdarzeniach
się tylko skończy; bo tak jeszcze jestem wzruszoną, zmięszaną, że mi
trudno
myśli, a cóż dopiero wyrazy porządnie ułożyć; jednak, nie chcę
zwłóczyć
dłużej, ty coś ze mną wiernie każde dzieliła strapienie, i radość
najpierwszą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]