[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potrafi zamieniać słomę w złoto...
Jak w bajce o Rumpelsztyku?
Chloe przytaknęła.
I że mieszka w kryształowej wieży. Kiedy jednak pewnego dnia spadła z
wieży, musiała zamieszkać w lesie. Ale o tym już nie powiedziała swoim
rodzicom.
Nie powiedziała prawdy? spytała Tamara.
Chloe pokręciła smutno głową.
Po jakimś czasie pojawiła się w latającym królestwie zła czarownica, zabrała
królowi i królowej całe złoto i pałac, przez co musieli spać na sianie w stajni, a nie
w pięknych komnatach. Gdy księżniczka Chloe dowiedziała się o tym nieszczęściu,
zapragnęła pomóc swoim rodzicom.
Jordan zmarszczył brwi. Miał wrażenie, że to nie jest zwykła bajka. W
opowieści, którą snuła Chloe, było coś znajomego, niepokojącego.
Księżniczka ruszyła więc do domu, ponieważ kochała swoich rodziców i
wiedziała, że pewnego dnia się zestarzeją i um... połknęła to słowo, jakby nie
była w stanie go wypowiedzieć a ona by za nimi tęskniła. Po drodze spotkała
jednak przystojnego księcia.
Nareszcie! Tamara klasnęła w dłonie podekscytowana.
Ów książę obiecaÅ‚ księżniczce, że pomoże jej odnalezć zÅ‚oto, jeÅ›li odda mu
swoją deskorolkę. Ucieszyła się, licząc na to, że będzie wreszcie mogła wrócić do
rodziców, odzyskać pałac i żyć długo i szczęśliwie...
Z księciem?
Nie. Chloe znowu zrobiła smutną minę. Okazało się bowiem, że on nie był
księciem, tylko złym magiem w przebraniu. Zamienił jej deskorolkę w oblepiony
obrzydliwą mazią kawałek drewna.
O, nie! Fuj! skrzywiła się dziewczynka. I co, nie dał jej złota?
Nie dał. Zarzucił na ramiona swoją magiczną pelerynę i rozpłynął się w
powietrzu.
Chloe zamilkła. Dopiero teraz poczuła na sobie czyjś wzrok. Obróciła głowę i
ujrzała Jordana. Stał przy drzwiach, z rękami w kieszeniach. Jego krawat z je-
dwabiu powiewał na lekkim wietrze. Po zamyślonej minie poznała, że od
dłuższego czasu podsłuchiwał.
Jej dłonie nagle zrobiły się wilgotne. Wytarła je o dżinsy, żałując, że tak wiele ze
swoich przeżyć włożyła w tę historyjkę.
I co było dalej? niecierpliwiła się Tamara.
Jordan wetknął głowę do środka i powiedział:
Tams, mamusia cię szuka. Zaraz musisz zapalić świeczki na torcie.
Już? Wygięła ustka w podkówkę. Chloe jeszcze nie skończyła opowiadać
bajki.
Mam pomysł odezwała się Chloe. Zastanów się, jaki ta historia mogłaby
mieć finał, i pózniej powiesz mi, co wymyśliłaś.
Dziewczynka skinęła głową.
Zgoda. A teraz biegnę zapalać świeczki na torcie tatusia! Tamara wystrzeliła
z domku niczym rakieta, lecz Jordan chwycił ją w swoje ramiona i uniósł do góry.
Postaw mnie na ziemi! zaprotestowała.
Już się robi odparł z uśmiechem. Wcisnął się do domku i usadowił się na
ułożonej na podłodze poduszce, na której wcześniej siedziała dziewczynka.
Tak potężny mężczyzna wyglądał niedorzecznie w tym miniaturowym domku, w
otoczeniu malutkich mebli, jak olbrzym w domku krasnali. Całym swoim ciałem,
zapachem i charyzmą wypełnił tę niewielką przestrzeń. W innych okolicznościach
Chloe byłaby rozbawiona tym niecodziennym widokiem. Teraz jednak czuła się
skrępowana. Z trudem łapała oddech. Miała wrażenie, jakby ktoś wyssał cały tlen z
wnętrza domku.
MuszÄ™ tam wra...
Spokojnie mamy kilka chwil przerwał jej łagodnie. Do twarzy ci w
koronie, księżniczko Chloe.
Co? Ach... Zerwała z głowy koronę, którą dała jej Tamara, i odłożyła ją na
ziemię. Zakłopotanie spróbowała zamaskować nieszczerym śmiechem.
Uwielbiam bawić się z dziećmi. A ty? One mają w sobie tę cudowną radość i
naiwność paplała zdenerwowana której my, dorośli...
Księżniczka wpadła w nie lada tarapaty przerwał jej ponownie.
Ton jego głosu wywołał ciarki na jej skórze.
Tak, ale ona jest niezależną i bystrą dziewczyną. Na pewno da sobie radę.
Znajdzie prawdziwego księcia i wyjdzie za niego za mąż podpowiedział
Jordan. Czyż nie tak powinna się skończyć ta bajka?
Skąd pewność, że chciałaby poślubić tego księcia? Przecież on też mógłby się
nagle zamienić w złego maga...
A może jednak nie? Może wyciągnąłby ją z opresji? Sięgnął po jej rękę i
zatoczył kciukiem kółeczko na jej nadgarstku. Zostawmy na chwilę bajki.
Mógłbym ci pomóc, Chloe oświadczył.
Co masz na myśli? zdumiała się. Nie potrzebuję pomocy ani od ciebie, ani
od nikogo innego! Spróbowała wyrwać mu rękę, lecz jego uchwyt był zbyt
mocny.
Sądzę, że potrzebujesz.
Nie mam pojęcia, o Czym mówisz.
Daj spokój. Bajka, którą opowiedziałaś Tamarze, była oparta na faktach.
Wiem, że brakuje ci forsy.
Puścił jej dłoń. Chloe zapadła się w sobie. Poczuła się jak przekłuty balonik, z
którego błyskawicznie uchodzi powietrze.
Nieładnie jest podsłuchiwać wymamrotała.
Przecież się nie chowałem. Stałem przy drzwiach. To nie moja wina, że byłaś
zbyt pochłonięta swoją opowieścią, aby zwrócić na mnie uwagę. Spojrzał jej
głęboko w oczy i zapytał: Możemy o tym poważnie porozmawiać?
O czym? Już mówiłam, że...
Mówiłaś, ale kłamałaś wszedł jej w słowo. Mam dla ciebie pewną
propozycjÄ™.
JakÄ…?
Współpraca biznesowa. Zero ryzyka.
Przez długą chwilę milczała.
Dlaczego chcesz mi pomóc? odezwała się wreszcie, przyglądając mu się
podejrzliwie. Przecież nawet mnie nie znasz.
Wszystko jest obmyślone tak, aby korzyści były obopólne wyjaśnił
rzeczowym tonem. Potrzebujesz pieniędzy, prawda? Wspominałaś, że lubisz
wyzwania, podróże, nowe doświadczenia. To czyni ciebie idealną kandydatką.
Przesunął wzrokiem po jej lekko rozchylonych wargach. A fakt, że mnie
pociągasz, nie ma z tym nic wspólnego.
Jego wypowiedziane zmysłowym szeptem słowa rozeszły się po jej wnętrzu
słodką, ciepłą falą.
Pocałowałeś mnie, żebym się zle poczuła poskarżyła się, nawiązując do ich
pierwszego spotkania.
Obiecuję, że następnym razem, gdy cię pocałuję, nie poczujesz się zle.
Zacisnęła usta, jakby chciała je schować w obawie, że Jordan spełni swoją
obietnicę. A może raczej grozbę? Nie była pewna, czy znalazłaby w sobie dość
siły, aby stawiać opór.
Wspominałeś o jakimś interesie rzuciła twardszym tonem, chcąc rozwiać tę
różową mgiełkę, która zasnuła jej umysł.
Owszem.
Biznes nie jest moją mocną stroną zastrzegła.
Nie szkodzi. Wystarczy, że ja się na tym znam. Chcę jednak, żebyśmy
dokładniej omówili całą sprawę, a przy okazji lepiej się poznali. Co powiesz na
kolacjÄ™ jutro wieczorem?
Przyglądała mu się przez parę chwil. Omiotła wzrokiem jego oczy, które
zmieniały odcień, raz wpadając w błękit, a raz w granat; jego ciemne włosy, ele-
gancko przystrzyżone, lecz nonszalancko zmierzwione; szyte na miarę ubrania
idealnie dopasowane do atletycznej sylwetki.
Spotkanie z piekielnie atrakcyjnym facetem... Czemu nie? pomyślała,
odsuwając na bok obawy. Przecież to będzie tylko wspólna kolacja. Bez
kontynuacji. Nie ma się czego bać, prawda?
Zgoda odparła wreszcie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]