[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Móri był lekko zdezorientowany. Słyszał to i owo w granicznej strefie, ale
może mu się tak tylko zdawało. Miał wrażenie, że to wciąż są koszmarne wizje
z tamtego świata, że zaraz się wszystko usunie z jego pamięci. A tego nie chciał,
wydawało mu się, że powinien zachować swoje przeżycia.
W końcu przykucnął i przywitał się jak należy z Nerem, który bardzo się już
tego domagał, poszczekując z cicha.
Wierny stary towarzyszu szepnął. Jak dobrze znowu cię widzieć, och,
żebyś wiedział, jak dobrze!
Bo właściwie to jest tak, że się bardzo często powtarza psu te same słowa, ale
nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co one oznaczają pomyślał i o mało nie
został przewrócony na plecy przez nie posiadającego się z radości zwierzaka.
Teraz Móri popatrzył na syna, Dolga. Na syna, którego nigdy do końca nie
rozumiał, nie dlatego, że nie chciał, ale dlatego, że było w nim coś niepojętego,
nieznanego. Dolg stał przed nim niezwykle wzruszony, a jego czarne oczy by-
ły czarniejsze niż kiedykolwiek. Ojciec objął go i przytulił, obaj płakali cicho,
a w końcu Móri powiedział zdławionym głosem:
O tak wielu rzeczach musimy porozmawiać, ty i ja, kiedy nie będzie przy
nas tylu ludzi. A teraz chciałbym ci tylko podziękować i wyrazić mój największy
podziw.
Dolg bez słowa kiwał głową. Nie był w stanie wydusić z siebie głosu.
Tata został uratowany, wydobyty w krainy zimnych cieni i tylko ta jedna spra-
wa miała znaczenie.
Minęło trochę czasu, zanim mogli opuścić wieś. Tak wielu mieszkańców
chciało ich ugościć, wszyscy zapraszali na posiłek i piwo, proponowano im nowy
pojazd i wciąż dyskutowano o tym, co się stało, o złych obcych ludziach, którzy
uprowadzili Tiril, oraz o cudownym ocaleniu Erlinga tamtego tragicznego dnia.
Erling musiał wymyślić jakąś wiarygodną historię o tym, jak spadł na niewielką
półkę skalną pod dużym występem i jak, czołgając się, dotarł w bezpieczne miej-
sce. Fakt, że nie wrócił do wsi ani nie szukał swoich przyjaciół, wyjaśnił tym, że
47
zabłądził w ciemnym lesie i znalazł się po drugiej stronie doliny.
Ludzie patrzyli na niego w zamyśleniu, ale przyjęli opowiadanie do wiadomo-
ści.
W końcu jednak mała gromadka zebrała się, mając teraz dodatkowe trzy konie,
i opuściła wieś w nadziei, że oglądają te miejsca po raz ostatni. Wypoczęte konie
bardzo im się przydały, bo jeden ze służących miał poważne problemy z własnym
wierzchowcem. Koń nie mógł ani chwili ustać spokojnie, rżał głośno i odskakiwał
wystraszony, kiedy służący chciał go dosiąść.
Nikt jednak dotychczas nie zauważył nietoperza ukrytego pod siodłem.
Za dnia był to mały, niegrozny nietoperz. . . którego kardynał von Graben za
pomocą sztuki magicznej wyposażył w duszę umarłego przestępcy tak, by nocą
mógł się przemienić w złą ludzką postać.
W wampira.
KSIGA II
SZARY PTAK KRZYCZY
O BRZASKU
Rozdział 8
Dziewczynka była bardzo mała, bardzo drobna i przestraszona.
I bardzo, bardzo samotna.
Niby księżniczka siedziała na obitym złotą skórą krześle w swojej sypialni.
Tylko żadnych plam na pięknym obiciu mebli, Danielle! Nie kop nóg krzesła,
Danielle! Siedz prosto, Danielle!
Danielle czekała na polecenie, co robić. Nie miała odwagi się poruszyć, żeby
nie uczynić czegoś, czego nie powinna. Siedziała na samym brzeżku krzesła, nie-
naturalnie wyprostowana. Mimo to jej stopy, obute w zapinane na guziczki buciki,
dyndały w powietrzu, bo taka była mała mimo swoich ośmiu lat.
Brązowe włosy zostały zaplecione tak ciasno, że bolała ją głowa, ale do te-
go już się przyzwyczaiła. Myślała, że tak powinno być. Nosiła na głowie biały
kapelusz z szerokim rondem i wstążkami spływającymi na plecy. Przestraszona
sprawdzała co chwila, czy wstążki układają się równo. Ubrana była w sukienkę
batystową w drobne kwiatki, bardzo piękną. Troszkę za długą, tak że niekiedy
wlokła się za nią po ziemi. Wtedy Danielle musiała słuchać ostrych wymówek.
Za oknem był wczesny, nieco mglisty, ale bardzo ciepły ranek. Gdzieś daleko
wołała kukułka.
Kukułka. Szary ptak, który krzyczał żałośnie, bardzo samotny. . . i który budził
w niej takie strasznie smutne wspomnienia.
Danielle czuła, że łzy dławią ją w gardle, i pośpiesznie zaczęła myśleć o czym
innym. Płacz zawsze najbardziej denerwował dorosłych. I za to zawsze najbar-
dziej krzyczeli.
Gdzieś w pobliżu znowu trzasnęły drzwi i Danielle zamarła. Bała się tak bar-
dzo, że musiała z całych sił zaciskać nogi, żeby nie zrobić siusiu w majtki.
Drzwi do sypialni otwarły się z trzaskiem i w drzwiach stanęła mademoiselle.
Siedzisz tu jak skamieniała i nic nie robisz? Dlaczego nie zeszłaś na śnia-
danie? Powóz już zajechał, a ty sobie siedzisz!
Głos był skrzekliwy i gniewny. Danielle wstała i ruszyła ku wyjściu. Nie od-
ważyła się biec, bo za to mogła otrzymać policzek. Przeszła obok mademoiselle,
nie patrząc na nią, sztywna ze strachu.
Kiedy ostatnim razem wyjeżdżała z domu, zbyt wcześnie zeszła do jadalni,
50
wtedy mademoiselle uderzyła ją za to, że zrobiła to bez pozwolenia.
Tak trudno było się zorientować, czego dorośli od niej oczekują.
Claude, służący, przyjął ją z lodowato zimną miną. Prawie nigdy się do Da-
nielle nie odzywał, ale jego oczy i cała twarz wyrażała pełną rezygnacji niechęć.
Claude wziął kiedyś miedzianą rurkę i wymierzył jej pięć ciosów tylko dlatego,
że mówiła o kimś, kogo w tym domu nie wolno było wspominać.
Danielle nie odważyła się zapytać, czy mama pojedzie dzisiaj z nimi. Czy ra-
czej maman , jak kazano jej nazywać matkę. Po francusku, bo tak było z jakiegoś
powodu ładniej niż po niemiecku.
Ale mama z pewnością nie pojedzie. Mama znowu ma dzisiaj migrenę. Za-
wsze miała migrenę, kiedy działo się coś smutnego.
Biedna mama!
Danielle z trudem przełykała owsiankę. Nienawidziła tej obrzydliwej zimnej
brei, ale przecież nie mogła tego powiedzieć. Bała się, że kolejnej łyżki nie prze-
łknie, że zwymiotuje.
Zjadaj wszystko, dziewczyno! upominała mademoiselle. Stangret
nie będzie w nieskończoność czekał na rozkapryszoną pannę. Nie można sobie
wyobrażać, że jest się kimś tylko dlatego, że się urodziło jako von Virneburg. Nie
jest się przez to panem świata!
Mademoiselle mówiła wyłącznie po francusku, żeby Danielle się uczyła. Ma-
ma Danielle uważała, że francuski jest bardzo pięknym językiem, no i, naturalnie,
bardzo modnym.
Danielle wmusiła w siebie ostatnią łyżkę owsianki Nigdy nie zostawiaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]