[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się z sofy i podeszła do kominka, by się
ogrzać. Za oknem zaczynał padać śnieg. Katy myślała
\artobliwie, \e płatki opadały na ziemię z wahaniem, jakby
nie były pewne przyjęcia. Mo\e to jednak ona czuła się
niepewnie.
- Muszę ci powiedzieć o moim postanowieniu. - Bo\e, \eby
on chciał tego tak bardzo jak ja. Powa\ny ton głosu zwrócił
uwagę Connora. Spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- O co chodzi, skarbie?
- Zdecydowałam się adoptować Davida - oświadczyła
krótko. - Nic nie mów. Posłuchaj mnie najpierw.
Nawet gdyby chciał, Connor i tak nie mógłby wykrztusić
ani słowa. Oświadczenie Katy pozbawiło go daru wymowy.
Grom z jasnego nieba nie zaskoczyłby go bardziej.
MILCZENIE ANIOAÓW 139
- Posłuchaj - powtórzyła. - Oboje wiemy, \e David ma
prawie zerowe szansÄ™ na adopcjÄ™. Wychowa siÄ™ jak sierota
i choć nie ma w tym nic złego, jednak doskonale wiesz, \e
to nie to samo, co normalny dom i rodzice.
Ogień trzaskał głośno wśród ciszy, jaka zapadła po tych
słowach.
- W ka\dym razie - stwierdziła - nie ma \adnych powodów,
\ebyśmy go nie adoptowali. Uwielbiam go i ty te\. I on nas
lubi. Reagował na nas tak, jak na nikogo innego. Dopuścił
ciÄ™ tak blisko siebie... Nadal \adnemu innemu mÄ™\czyznie
nie pozwala się zbli\yć.
Katy urwała i znów zapadła cisza.
- Och, Connor, parę dni temu powiedział coś takiego, \e
niemal pękło mi serce. Spytał zupełnie niespodziewanie,
czy mo\e być moim małym synkiem, a potem obiecał, \e
będzie grzeczny. To było \ałosne, Connor. Jakby musiał
być grzeczny, \ebym go chciała. Jest tak emocjonalnie
spustoszony, \e potrwa całe lata, nim odpracujemy to, co
zrobił mu ojciec. Nie chce nawet rozmawiać o braciach, jak
gdyby wymazał przeszłość z pamięci... a przynajmniej
próbował.
I znów, kiedy przerwała, w pokoju zaległa cisza. Nie
potrafiła opanować lęku. Dotąd nie mówiła Connorowi o
prośbie Davida. Czy intuicyjnie wiedziała, jak zareaguje?
Czy intuicja mówiła jej, co zrobi teraz? Nie, nie bądz
głupia. Przecie\ Connor dbał o Davida tak samo jak ona.
- Co o tym sądzisz? - spytała, zmuszając się do
optymistycznego tonu.
Connor milczał.
Lęk znów wypełnił serce Katy.
- Connor, co o tym sÄ…dzisz?
Miał wra\enie, \e nadal huczy mu w głowie.
- Ja myślę, \e... Jestem zaskoczony.
- Naprawdę? - Teraz on ją zaskoczył. - Czy to taki dziwny
pomysł?
140 MOCZENIE ANIOAÓW
- Oczywiście, \e to nie dziwny pomysł. Po prostu wcześniej
o tym nie pomyślałem.
-To pomyśl teraz -poprosiła. - On nas potrzebuje, a my
potrzebujemy jego. Według mnie, to idealna sytuacja.
Jakby nie mógł wysiedzieć bez ruchu, Connor wstał i
podszedł do okna. Znieg padał gęściej. Miał wra\enie, \e na
dworze jest zimno, a mo\e to on był zimny...
Stojąc przed kominkiem, Katy równie\ poczuła chłód.
Miała ochotę wsunąć ręce w kurtkę Connora, ale obawiała
siÄ™, \e to te\ nie pomo\e.
- Nie podoba ci się ten pomysł - stwierdziła, gdy było jasne,
\e Connor nie ma zamiaru się odezwać.
Odwrócił się i spojrzał jej w oczy. Wzruszył ramionami,
jakby szukał właściwych słów.
- Myślę, \e ten pomysł jest nieco przedwczesny. Przecie\
na razie próbujemy poukładać z powrotem nasze \ycie.
Zresztą nie znamy Davida a\ tak długo.
- A jak długo powinniśmy go znać, by myśleć o adopcji?
Jeszcze miesiÄ…c? Trzy miesiÄ…ce? Cztery i trzy tygodnie?
Rok i dwa dni?
Connor dostrzegł frustrację Katy i zrozumiał, \e przyczyną
jest jego brak entuzjazmu.
- Nie ma wyznaczonego czasu, ale...
- Nie? Więc całkiem mo\liwe, \e właśnie teraz jest
odpowiednia chwila.
-Katy, po prostu uwa\am, \e rzucasz siÄ™ w coÅ› bez
namysłu. Skąd ten pośpiech? Sama mówiłaś, \e mał\eństwa
nie czekają w kolejce, by go adoptować. Twierdziłaś, \e ma
skazÄ™ emocjonalnÄ…. Dajmy mu trochÄ™ czasu na zaleczenie
ran.
- Innymi słowy zaczekajmy, a\ będzie mniej problemowy,
\ebyśmy nie musieli się z nim męczyć.
- Do licha, Katy, nie powiedziałem tego!
- Zabawne, ale to właśnie usłyszałam.
MILCZENIE ANIOAÓW 141
Znów zapadła cisza. Po prostu patrzyli na siebie. Katy na
nowo ogarnął chłód... i nagle diament na palcu nie
błyszczał ju\ tak obiecująco.
Connor nie mógł znieść wyrazu rozczarowania w oczach
Katy. Odwrócił głowę i jego wzrok padł na fotografię syna.
To dziwne, ale ten brak tchu, który ju\ raz prze\ył,
powrócił teraz razem z zawrotem głowy. Równocześnie
serce zaczęło bić szybkim, nierównym rytmem.
Zesztywniały i dr\ący, nabrał przemo\nej chęci, by rzucić
siÄ™ do ucieczki. W przeciwnym razie zaraz zemdleje.
Próbując odzyskać opanowanie, odwrócił się, chwycił
oparcie krzesła i raz jeszcze spojrzał na padający śnieg.
Po kilku sekundach Katy westchnęła.
- Wiesz, co myślę?
Connor milczał. Nie patrzył na nią. Był zbyt zajęty
udawaniem, \e nie popada w obłęd. Bo\e, co się z nim
dzieje?
Kiedy nie odpowiadał, Katy mówiła dalej:
- Uwa\am, \e się boisz. Oddałeś swoje serce jednemu
dziecku i straciłeś je. Boisz się ryzykować kolejne
cierpienie.
- A ty się nie boisz? - zdołał wykrztusić Connor. Wirujący
wokół świat zwolnił nieco.
- Boję się - przyznała szczerze. - Ale jestem gotowa
odsunąć rozpacz. Jestem gotowa podjąć ryzyko.
- Wiesz, co ja o tym myślę? - Connor odwrócił się
gwałtownie. - Mam wra\enie, \e robisz dokładnie to, co
poprzednio. Chcesz poświęcić mnie i nasze mał\eństwo dla
dziecka, w tym przypadku dziecka, które nawet nie jest
nasze.
- To cyniczne. Zwłaszcza \e zale\y ci na Davidzie. I w tym
właśnie problem. Gdyby ci nie zale\ało, mógłbyś go
[ Pobierz całość w formacie PDF ]