[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie! - Verena przycisnęła dłoń do ust. - Skąd pan wie?
dzić. Pańskiej reputacji nasza wspólna wycieczka nie za
Sądziłam... - Oddychała płytko. - O, Boże. Nie.
szkodzi, natomiast moją może bardzo poprawić.
Brandon obserwował ją uważnie. Naprawdę była
Brandon musiał się uśmiechnąć. Lady Westforth nie
wstrząśnięta albo zasługiwała na miano najlepszej aktor
przyjęła od niego pieniędzy, ale najwyrazniej nie miała
ki, jaką znał.
skrupułów co do wykorzystania jego osoby, żeby zyskać
- Został zamordowany.
lepszÄ… pozycjÄ™ towarzyskÄ….
Lady Westforth osłupiała.
- To miło być potrzebnym.
- Kto mógł zrobić coś takiego nieszkodliwemu starsze
- Prawda?
mu człowiekowi?
Brandon przez chwilę mierzył ją wzrokiem, hamując
Rzeczywiście, kto? Patrząc na Verenę, Brandon jej
śmiech.
uwierzył. Nic nie wiedziała o morderstwie. Jej reakcja by
- Jest pani bardzo niewdzięczną kobietą.
ła całkowicie naturalna i szczera. Potrafiłby dostrzec, gdy
- A pan bardzo niegrzecznym mężczyzną.
by udawała zaskoczenie. Poczuł wielką ulgę. Właśnie się
Otworzył usta, ale powstrzymała go gestem ręki.
zastanawiał, co dalej, gdy rozległ się stuk kołatki, a po nim
- Nawet niech pan nie próbuje zaprzeczać. W dodatku
szuranie nóg Herbertsa.
lubi pan być taki.
Brandon spojrzał na gospodynię.
Brand chciał zaprotestować, ale zrezygnował. Lady
- Spodziewa siÄ™ pani towarzystwa?
Westforth miała rację. Z przyjemnością naruszał głupie
- To prawdopodobnie pan Lansdowne. Przyszedł się
konwenanse.
upewnić, że bezpiecznie dotarłam do domu. Jeśli chce pan
odebrać dług, najlepiej zrobić to teraz. - Nie znoszę udawania, że jestem inny, niż jestem. Je
Wizyta dobiegała końca, a on miał jeszcze kilka pytań śli oczekuje pani słodkich słówek i umizgów, najlepszy do
do lady Westforth. Musiał jeszcze raz się z nią spotkać. tego będzie Chase.
Ta myśl sprawiła mu większą radość, niż powinna. Verena się uśmiechnęła.
- Nie wybrałaby się pani jutro ze mną na przejażdżkę?
- Nie oczekuję zalotów, ale chętnie przejadę się po par
Kupiłem parę siwków do mojego faetonu.
ku, jeśli mi pan obieca, że właśnie tam nie zażąda swojej
- Nie obawia siÄ™ pan o swojÄ… reputacjÄ™? Ludzie zoba-
wygranej.
117
116
- Mam prawo się jej domagać, kiedy i gdzie zechcę. - Zaprosił mnie na spacer, to wszystko.
- Proszę tylko, żeby był pan dżentelmenem.
- Ha! Na pewno chce więcej.
Ni m Brandon zdążył odpowiedzieć, drzwi się otworzy
- Bzdura.
ły i Herberts zaanonsował pana Lansdowne'a. James ukło
- Nie zauważyłaś, jak patrzy? Przez cały wieczór nie
nił się St. Johnowi, ale jego twarz wyrażała dezaprobatę.
mógł od ciebie oderwać oczu.
- Co za niespodzianka. Nie sądziłem, że pana tutaj za
- Bo obserwował, czy nie oszukuję.
stanÄ™.
- A oszukiwałaś?
Brandon uniósł brwi.
- Próbowałam.
- A kogo pan się spodziewał? Przed domem stoi mój
James pokręcił głową.
powóz.
- Nie ufam mu.
Lansdowne zacisnął usta, więc lady Westforth odezwa
Verena zacisnęła wargi. Ona również nie miała pojęcia,
Å‚a siÄ™ pospiesznie:
do czego zmierza Brandon St. John.
- Dziękuję za odwiezienie mnie do domu, panie St.
- Humford został zamordowany tuż po wyjściu z mo
John. Już nie mogę się doczekać naszej przejażdżki. Jutro
jego domu.
o dziesiÄ…tej?
Brat wytrzeszczył oczy.
James nie wyglądał na szczęśliwego.
- Zamordowany? Kto ci to powiedział?
Brandon przez chwilę mierzył go wzrokiem, po czym
- St. John. W taki sposób, jakby sądził, że już wiem.
ukłonił się gospodyni.
- Do diaska! Nie podoba mi siÄ™ to wszystko.
- Do jutra.
- Mnie również. Wybiorę się z nim na przejażdżkę
Przed wyjściem posłał jej spojrzenie, w którym widać
i spróbuję czegoś dowiedzieć.
było grozbę i obietnicę.
- To może być pułapka.
Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, Verena opadła
- Po co ktoś zastawiałby na mnie pułapkę? Nie mam
na krzesło. Była wyczerpana.
nic do ukrycia.
- Do diabła!
James sposępniał.
- Właśnie. - James usiadł naprzeciwko niej. - Zniknę
- A jeśli to on szuka listy? I on zabił Humforda?
łaś bez słowa. Gdyby nie lady Farley, jeszcze bym grał,
- Nie. - Dostrzegłszy niedowierzające spojrzenie bra
myśląc, że jesteś bezpieczna.
ta, Verena się zarumieniła. - St. John nie ma nic wspólne
- Przepraszam. Zrobiło mi się gorąco.
go z tym morderstwem.
Z powodu dwóch... nie, trzech kieliszków porto, ale nie
- Nie rozumiem, skąd twoja pewność.
było potrzeby wyjaśniać tego bratu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]