[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyjedzie do Nowego Jorku na własny rachunek.
Może zajmie jej to rok czy dwa, ale wreszcie uwolni się od długów i
zdobędzie prawdziwą niezależność. Odsunęła się od biurka i sięgnęła po
ogłoszeniową część Omaha World-Herald".
Lepiej coś robić, niż siedzieć i rozmyślać, a skoro ma stracić pracę, to od
razu poszuka sobie nowej.
Wypisała kilka ciekawszych ogłoszeń:
Prężnie rozwijająca się agencja reklamowa potrzebuje autora haseł".
Sieć sklepów w Benson poszukuje kierownika z rozeznaniem rynku". Dwie
szkoły pomaturalne zatrudnią wykładowców biznesu. Jedna mieści się w
Lawler".
Usiadła przy maszynie. Lepiej szukać nowej pracy, niż sprzedać duszę
starej. Jednak męczyła ją myśl, że tego lata nie wyjedzie do Nowego Jorku.
Starała się odsunąć ją od siebie.
Do podań o pracę dołączyła dokumentację zawodową pozostałą po
wysłaniu podobnych listów do nowojorskich agencji reklamowych.
Zaadresowała koperty i nakleiła znaczki.
Nie myśl o Nowym Jorku, upomniała się w duchu. Włożyła tenisówki,
zbiegła do samochodu Bunny i pojechała na pocztę nadać listy. Zagrzechotały,
wpadając do skrzynki.
Przez dwie godziny jezdziła bez celu po mieście, byle nie siedzieć w
domu.
Po powrocie, już na schodach, usłyszała, jak przed domem zatrzymuje się
jakieś auto. Pewnie siostra właściciela. W soboty przyjeżdżała do brata zagrać w
remika.
- 73 -
S
R
Weszła do mieszkania, zdjęła buty i w ciemnościach usiadła na starej
kanapie. Miała ochotę porządnie się wypłakać.
Z ponurego nastroju wyrwało ją energiczne pukanie do drzwi. Kto to
może być, u licha? Właściciel? Czego chce? Pewnie znów zbuntowała mu się
lodówka i przyszedł pożyczyć lodu.
Z rozmachem otworzyła drzwi, spodziewając się, że ujrzy pucołowatą
twarz gospodarza. Zamiast tego zobaczyła szeroką klatkę piersiową, osłoniętą
jasną koszulą.
Zdumiona uniosła wzrok i napotkała ciemne oczy Cala Buchanona. W
srebrnym świetle księżyca jego twarz wyglądała bardzo interesująco. Pachniał
wodą po goleniu, letnią trawą i czymś na swój sposób ciepłym.
- Och! - wykrztusiła jedynie. Już zapomniała, jaki jest przystojny. - Mój
samochód, pan go przyprowadził.
Spoglądał na nią w milczeniu. Ciepły wietrzyk rozwiewał mu włosy.
Skinął tylko głową.
- Chce pan kluczyki od auta Bunny. Zaraz je oddam. Wraz ze zwrotem za
benzynę i naprawę - mówiła zmieszana.
- Chciałbym wejść. Musimy porozmawiać.
- Oczywiście - odparła z bijącym sercem.
Cofnęła się, by go wpuścić. Miał ciemne spodnie i białą lub
jasnoniebieską koszulę z krawatem, co trudno było rozróżnić w półmroku.
Należał do tych nielicznych mężczyzn, którym oficjalny strój dodaje męskości.
Nie powinien tak się ubierać, pomyślała Tess. Biedne kobiety gotowe
umrzeć ze szczęścia na jego widok.
- Mogę usiąść? - spytał dziwnym tonem.
- Oczywiście. - Stała z założonymi rękoma. Krępowało ją to, że jest w
dżinsach, bosa i bez makijażu.
- 74 -
S
R
Mimo że Cal spoczął niedbale na starej zielonej kanapie, wyczuwało się
w nim niespożytą energię. Rozejrzał się po pokoju. Zdobiły go jedynie ulubione
plakaty Tess.
- Niełatwo znalezć to miejsce - powiedział, spoglądając na nią. - Nie
spodziewałem się, że mieszka pani w takich warunkach. Nieciekawe otoczenie.
Tess wzruszyła ramionami. Przysiadła na poręczy sfatygowanego fotela.
- Ale czynsz jest niski i blisko do przystanku autobusowego na wypadek
awarii samochodu.
Uśmiechnął się na wzmiankę o aucie.
- To inna sprawa. Ten samochód hałasuje jak czołg. Powinna pani
postarać się o lepszy.
Znów wzruszyła ramionami, choć zdawała sobie sprawę, że poruszanie
się takim gruchotem mogło być niebezpieczne.
- Owszem.
Cal znów rozejrzał się po pokoju.
- Nie ubiera się pani jak ktoś mieszkający w tej okolicy. - Zerknął na jej
dżinsy, bose stopy i dodał: - Na ogół.
- Muszę wyglądać jak ktoś reprezentujący odnoszącą sukcesy firmę -
odparła, zadzierając głowę.
- Rozumiem - ironizował. - A więc wszystko wydaje pani na stroje. Nie
lepiej zaoszczędzić nieco na żarówki?
Tess, nie wiedząc, co odpowiedzieć, wyciągnęła nogi i zaczęła wpatrywać
się w bose stopy. Nagle zdała sobie sprawę, że Cal bacznie się jej przygląda.
- Może napiłby się pan kawy? - spytała coraz bardziej zmieszana. - Czym
właściwie mogę służyć?
Zignorował jej ofertę i westchnął głęboko. Zrobił minę człowieka
postępującego wbrew sobie.
- Zmieniłem zdanie - wykrztusił wreszcie. - Podpiszę tę cholerną zgodę.
- 75 -
S
R
Ze zdumienia otworzyła usta. Właśnie uratowałeś mi życie, pomyślała z
ulgą.
- Naprawdę? - zapytała z radosnym niedowierzaniem.
- Owszem - potwierdził z ponurą miną.
Tess osunęła się z poręczy na fotel, nie spuszczając wzroku z Cala. Nogi
dyndały jej w powietrzu, ale nie zwracała na to uwagi, choć taka pozycja
ujmowała jej godności.
- Dlaczego? - Wciąż nie mogła pojąć.
Wstał i włożył ręce do kieszeni. Przeszedł się po pokoju.
- Czasem trzeba dokonać wyboru, zrozumieć, co jest najważniejsze, co
jest dobre dla ludzi i własnej rodziny.
Zatrzymał się o dwa kroki od Tess, wbijając w nią wzrok.
- Bunny ma zaledwie siedemnaście lat, panno Avery. Nie potrafi się
oprzeć pokusom, jakie pani przed nią roztacza. Jeśli stanę jej na drodze, Bóg
wie, co mogłaby zrobić.
Tess czuła się osaczona. Półmrok w pokoju wydał się jej nagle
złowieszczy. Chciała wstać, zapalić światło, pobiec do kuchni przygotować
kawę, wszystko, byle nie spoglądał na nią z góry ten wysoki, niechętny
mężczyzna.
Cal zareagował szybciej. Zastąpił jej drogę.
- Proszę nie uciekać. Musi pani tego wysłuchać.
- Chciałam tylko zapalić światło i zaparzyć kawę. Moglibyśmy usiąść
[ Pobierz całość w formacie PDF ]