[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Delikatnie ułożył yródło Zwiatła we właściwym miejscu. Teraz należało tylko
wypowiedzieć inkantację i czekać.
Gdy wymawiał magiczne słowa, pojawił się w nich dodatkowy ogień, jawnie wyczuwalna
moc. Teraz było inaczej niż poprzednio, nie ulegało wątpliwości. Uda się. Na pewno!
Kiedy skończył, był już pewien. yródło Zwiatła zaczęło świecić, pulsować jak żywe,
emanując blaskiem tak jasnym, że aż rażącym oczy. Moc popłynęła kaskadą, jakiej nigdy
wcześniej nie doświadczył. Zaczęła wypełniać Nega jak wino pusty bukłak, rozbryzgując się
w jego wnętrzu, rozpalając magicznym ogniem każdą cząstką jazni. Moc! Mógł ją
kształtować, jak tylko zechciał. %7łycie i śmierć zależało teraz tylko od jego woli. Energie
wrzały w jego czarnej duszy i wiedział, po prostu wiedział, że mógł dawać życie lub odbierać
je byle spojrzeniem. Tak długo, jak długo talizman będzie leżał bezpiecznie na swoim
miejscu, on, Neg Złowrogi, będzie Negiem Wszechmocnym! Wyszedł na korytarz.
Do mnie! zakrzyknął gromko. Natychmiast na jego wezwanie pojawiło się dwunastu
Bezokich.
Strzeżcie tych drzwi rozkazał. Nikt nie może tam wejść oprócz mnie.
Niewidomi kapłani natychmiast wykonali rozkaz. Wszyscy z wyjątkiem jednego.
Ty rzekł Neg spójrz na mnie.
Mężczyzna zwrócił niewidzące oczy w stronę nekromanty.
Umrzyj powiedział Neg.
Mężczyzna upadł na kamienną posadzkę. Był bez wątpienia martwy.
Ożyj powiedział mag wskazując ręką trupa. Kapłan bez słowa uniósł głowę i wstał.
Neg roześmiał się.
Zostań z innymi rozkazał, a Bezoki dołączył do pozostałych.
Nekromanta odwrócił się, zamiatając podłogę peleryną, i pomaszerował w głąb korytarza.
Dokonał tego! Niezwłocznie ożywi swoją armię. Za dwa tygodnie cały świat zadrży przed
potęgą Nega!
Jego śmiech odbił się echem od kamiennych ścian, a w katakumbach szczury rozpierzchły
się ogarnięte nagłą paniką.
Zejście z płaskowyżu było proste, choć zmieniające się światło, niebieskie, czerwone i
prawie normalne, od czasu do czasu myliło wzrok. Conan prowadził, za nim szła Elashi i na
końcu Tuanne. Jak dotąd nie napotkali żadnych oznak życia i Conanowi było to jak
najbardziej na rękę. Na północy morze krwi tańczyło w blasku zmiennych barw czerwieni,
fioletu i czerni powtarzających się raz po raz. Dżungla rozciągała się na wprost nich.
Wcześniej Cymmerianin wyraził swoje zaniepokojenie faktem, iż dżungla znajdowała się
dużo dalej niż forteca Nega względem wioski. Tuanne odparła, że nie istnieje ścisła zależność
między odległościami w świecie realnym i Pomiędzy Zwiatami. Jedna mila w jednym może
oznaczać stopę w drugim i nie sposób było określić norm pokonywanych odległości.
Trudno. Barbarzyńca zastanawiał się, czy postąpił słusznie mieszając się w tę sprawę.
Niemniej jednak zamordowany został jego przyjaciel. Ktoś musiał za to zapłacić, a Conan z
Cymmerii nie poddaje się nigdy, niezależnie od trudności jakie napotyka.
Od pustyni za nimi wiał gorący wiatr. Z przodu w oddali pojawiły się wirujące brązowe
kolumny pyłu. Było ich dwie, nie, trzy&
Ejże, a co to takiego?
Słupy kurzu połączyły się. Były teraz nieprzezroczyste i czarne. Zmniejszając się stały się
zarazem bardziej wyraziste i po chwili to, co poruszało się w oddali, nie było już powietrzem,
lecz stworzeniem wspartym na dwóch, prawie ludzkich nogach.
Istoty te zbliżyły się do trójki wędrowców i jak stwierdził Conan, przypominały one ptaki.
Z gęstwy czegoś, co wyglądało jak pióra, sterczał długi zakrzywiony dziób.
Z pierzastych twarzy wyglądały wielkie pomarańczowe oczy, a skrzydłopodobne ramiona
zakończone były czarnymi szponami.
Conan dobył miecza i zamachnął się w przód i w tył, by rozluznić mięśnie ramion.
Możemy ich obejść? spytała idąca za nimi Elashi.
Zejście ze szlaku może mieć o wiele gorsze następstwa odrzekła Tuanne.
Moglibyśmy najwyżej zawrócić i sprawdzić, czy pójdą za nami.
Nie burknął barbarzyńca. Mamy iść prosto i te stworzenia przepuszczą nas tak
czy inaczej!
W takim razie pozwól, że ja poprowadzę odezwała się Tuanne.
Nie odparł Conan. Tu nikt nie trzyma noża przy gardle Elashi.
Może najpierw spróbuj się z nimi dogadać stwierdziła Elashi. Nie wiadomo, czy
mają wobec nas złe zamiary.
Kiedy osobliwe ptaki znalazły się o trzy kroki od nich, Conan wniósł miecz i wycelował w
punkt pomiędzy oczami pierwszego z nich.
Hola, upierzeni! Pozwólcie nam przejść w pokoju!
Przywódca, którego pióra odznaczały się ciemniejszą atramentową czernią niż u dwóch
pozostałych skrzydlaków, otworzył dziób i wydał przenikliwe: Kraa! i nie odsunął się z drogi.
To tyle, jeśli chodzi o dogadywanie się mruknął Conan do Elashi. Nie możesz
powiedzieć, że nie próbowałem.
W tym momencie przywódca wybił się w górę trzepocząc skrzydłami w sennym,
nagrzanym powietrzu.
Chwilę pózniej stworzenie spadło jak kamień na zaskoczonego Conana. Strużka krwi
spłynęła po draśniętym szponem ramieniu barbarzyńcy, ale rana była płytka i prawie
bezbolesna.
Ptaszysko wylądowało i znów wyprysło w powietrze.
Z tyłu rozległ się trzepot dwóch innych par skrzydeł i Conan, odwróciwszy się na pięcie,
ujrzał przed sobą kolejnych napastników. Obaj wzbili się w powietrze, tak jak ich przywódca,
ale tym razem cymmeriański młodzian nie dał się zaskoczyć. Dał susa w górę i ciął
ogromnym mieczem.
Czubek oręża wyżłobił głęboką bruzdę w prawej nodze jednego z napastników. Stwór
zakrakał głośno, a z rany trysnął szkarłatny deszcz.
Conan jednym skrętem ciała znalazł się ponownie naprzeciw upierzonych stworzeń. Mogły
być czarodziejskie, ale krwawiły jak należy.
Ranny stwór wylądował i runął jak długi. Z całą pewnością rana nie była aż tak poważna&
Niby ptak rozpłynął się w powietrzny wir stając się ponownie kłębem kurzu, który na
pożegnanie obsypał trójkę wędrowców pyłem i piachem. Conan zmrużył powieki i ciął
mieczem w odpowiedzi na atak przywódcy. Obaj chybili.
Zetknięcie z żelazem jest dla nich zabójcze oznajmiła Tuanne.
To dobrze mruknął Conan.
Dwa pozostałe stwory zaatakowały razem i gdy Conan chciał dosięgnąć jednego,
natychmiast drugi rzucał się nań z rozcapierzonymi szponami.
Te ptakodemony były piekielnie szybkie.
Conan ponownie odwrócił się w stronę przywódcy i w tej samej chwili za plecami
barbarzyńcy rozległo się chrapliwe skrzeknięcie, a zaraz potem głuchy łoskot padającego
ciała. Kiedy przywódca skoczył w tę stronę, Cymmerianin dostrzegł leżącego na ziemi
drugiego stwora, z którego nogi sterczała rękojeść sztyletu Elashi.
W momencie gdy znów zerwał się wiatr sypiąc barbarzyńcy piachem w oczy, ostatni
demon wykorzystał okazję.
Kraaaaa! zaskrzeczał opadając na Conana z nadstawionymi szponami.
Młodzieniec uskoczył w lewo i zamachnął się mieczem. Pióra posypały się we wszystkie
strony, gdy szerokie ostrze rozpłatało pierś niezwykłej istoty. Musi być prawie pusty,
pomyślał Conan, gdy przeciwnik pacnął na ziemię.
Niebawem wichura ucichła, a trójka wędrowców wymieniła spojrzenia. Obie kobiety
zaniepokoiły się raną Conana, i choć było to tylko draśnięcie, barbarzyńca nie miał nic
[ Pobierz całość w formacie PDF ]