[ Pobierz całość w formacie PDF ]
optymizmu. - Spójrzmy na naszą szklankę tak, jakby była w połowie
pełna, zamiast w połowie pusta.
- Chcesz przez to powiedzieć, że mamy całe dziesięć procent -
powiedziała posępnie Rachel.
192
RS
Rozdział 12
- Teraz Złota Rączka mówi dobranoc wszystkim złotym
rączkom. Do zobaczenia za tydzień. Pamiętajcie, jeśli coś wymaga
naprawy, zawsze znajdzie się sposób.
Stojący obok kamery Gus włączył muzykę i pokiwał
wskazującym palcem w kierunku Harry'ego Beckmana.
- Doskonałe zakończenie.
Kate stała poza planem. Słowa Harry'ego odbijały się echem w
jej głowie. Gdybyż było prawdą, że wszystko można naprawić. Czy
Złota Rączka umiałby naprawić złamane serce?
Brody podszedł do Harry'ego i poklepał go z uznaniem po
plecach. Wiedziała, że również powinna mu pogratulować. To był
naprawdę dobry program. Nawet lepszy niż pierwszy, emitowany w
ubiegłym tygodniu. Kolejny hit, dzięki Brody'emu, który go wymyślił,
i Harry'emu Beckmanowi, który okazał się dowcipną i pomysłową
Złotą Rączką.
Pozostała w cieniu, czekając, aż Brody sobie pójdzie. Minął już
tydzień, odkąd powiedziała mu, że nie może za niego wyjść. Choć
wówczas wykazał zrozumienie i współczucie, od tej pory był tak
odległy. Nie winiła go za to. Była zadowolona, że nie wystarczał mu
romans, tak samo jak jej.
Codziennie powtarzała sobie, że tak jest lepiej, że Brody
wyświadcza jej przysługę, trzymając się na dystans, że teraz może
193
RS
poświęcić się wyłącznie pracy i Skye i pomóc siostrom w
przygotowaniach do ślubu ojca i Mellie.
Na myśl o tym wydarzeniu łzy cisnęły jej się do oczu. Nie, to
nieprawda. Wywołała je myśl o ślubie, który nigdy nie nastąpi: jej
ślubie z Brodym.
To idiotyczne. Ostatnie siedem lat powtarzała stanowczo, że nie
zamierza wychodzić za mąż. Trzymała się kurczowo tej głupiej
umowy z Arniem, bo, przynajmniej częściowo, uważała ją za sposób
chronienia się przed popełnieniem; tego samego błędu. Teraz musiała
spytać samej siebie, czy jeśli udałoby jej się renegocjować umowę z
Arniem i zachować prawa do stacji, przyjęłaby oświadczyny
Brody'ego. Niepotrzebne pytanie, ponieważ to się nigdy nie stanie.
- I co o tym myślisz?
Głos Brody'ego sprawił, że podskoczyła/Myślała, że jest wciąż
na planie, zajęty rozmową ze Złotą Rączką.
- Co mówiłeś? - mruknęła z zakłopotaniem.
- Chodzi o program. Co sądzisz o programie?
- A, program. Był świetny. Naprawdę. Jeśli kiedykolwiek będę
musiała załatać dziurę w ścianie, wiem... jak się do tego zabrać.
Zapadła niezręczna cisza. Zupełnie jakby nie mieli sobie już nic
do powiedzenia. Rozpaczliwie szukała tematu. Czegoś związanego
wyłącznie z pracą.
- A co z Klubem %7łartownisiów? Słyszałam, że rozmawiałeś z
przyjaciółką Carla, Cindy?
194
RS
- A, ta asystentka dentystyczna. - Brody pochylił się ku niej z
uśmiechem. - Jak to sędzia zapytał dentysty: Czy przysięga pan, że
wyrwie pan ząb, cały ząb i tylko ząb?
Kate utkwiła w niego wzrok. Nagle wybuchnęła śmiechem.
- Myślisz, że to zabawne? A więc zwijałabyś się ze śmiechu,
słysząc jej inne dowcipy.
- Nie, nie jest zabawny. Jest straszny - wykrztusiła, nie
przestając chichotać. - Nawet gorszy... niż dowcip Carla o
parasolkach.
Brody nie zawtórował jej, ale uśmiechnął się do niej z taką
czułością, że natychmiast ucichła.
- O co chodzi?- spytała zażenowana. Upłynęło trochę czasu,
odkąd uśmiechał się do niej po raz ostatni. Siedem długich dni.
Siedem samotnych nocy.
- Twój uśmiech - powiedział miękko jest miły - dokończył
słabo.
Ich oczy się spotkały.
- Nie było mi do śmiechu przez cały tydzień.
- Mnie też nie - przyznał Brody.
- Brody...
- Kate...
- Ty pierwszy.
- Muszę na trochę wyjechać. Mam parę spraw do załatwienia. W
San Francisco.
- Na długo? - Zaschło jej w gardle.
195
RS
- Nie jestem pewien. - Brody wzruszył ramionami.
- Rozumiem.
- Co rozumiesz?
- Nic. Wez tyle dni, ile ci potrzeba. Odwróciła się, by odejść, ale
złapał ją za ramię.
- Nie wierzysz mi. Myślisz, że uciekam od ciebie. Oderwała jego
palce od ramienia.
- Słuchaj, Brody, w tych okolicznościach, może... tak będzie
najlepiej.
Uniósł- do góry ręce w geście poddania.
- Kate, kiedy wreszcie zrozumiesz, że nie jestem taki jak Arnie,
Oscar czy inny łajdak, głupi na tyle, by cię zostawić. Wrócę.
Azy napłynęły jej do oczu.
- Nie rozumiesz. Chcę, żebyś wyjechał. Tak będzie najlepiej dla
nas obojga. Dla Skye też.
- Czy naprawdę tak myślisz, Katie? - Oparł lekko dłonie na jej
ramionach, ale kiedy wyczuł, jak zesztywniała, natychmiast oderwał
ręce.
- To by się nam nigdy nie udało, Brody. Przykro mi, - Niemal
słyszała, jak serce jej pęka. Ale musiała go przekonać, że dla niej to
zamknięta sprawa. Tylko dlaczego? Czy dlatego, że nie wierzyła w
jego powrót? A może bała się tego? .
Nie odpowiadał przez czas, który wydał jej się wiecznością.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]