[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Drze odbite w fali chmury.
Przez samotne góry w bok
Wionął wiatr, gdzie czuwa smok;
Pośród głazów tam olbrzymich
Z lasu czarne idą dymy.
Wreszcie z dolin i ze wzgórz
Spłynął w noc jak w otchłań mórz -
Potem w \agiel dmąc miesiąca
W wodę srebrne gwiazdy strącał.
Bilbo znów się zdrzemnął. Nagle Gandalf wstał.
- Pora spać - rzekł. - Pora dla nas, chocia\ nie dla Beorna, o ile go
znam. W tej sali mo\ecie odpoczywać spokojnie i bezpiecznie, ale
ostrzegam, niech \aden z was nie zapomni, co Beorn powiedział, nim
nas opuścił: pod grozą śmierci nikomu nie wolno wyjść poza dom, póki
słońce nie wstanie.
Bilbo zobaczył posłania ju\ przygotowane w jednym końcu sali, na
wzniesionym nieco nad ziemią pomoście między słupami a
zewnętrzną ścianą. Dla hobbita znalazł się mały siennik i wełniany
koc. Owinął się nim z przyjemnością mimo letniej pory. Ogień
przygasł, Bilbo usnął. W nocy jednak się ocknął. Na palenisku ledwie
tliła się resztka \aru, Gandalf i krasnoludy spały, sądząc z oddechów;
biała plama światła le\ała na podłodze: to księ\yc zaglądał przez
dymnik wycięty w dachu. Z dworu dochodził pomruk i taki łoskot,
jakby jakieś ogromne zwierzę ocierało się o drzwi. Hobbitowi przyszło
do głowy, \e mo\e to Beron, przemieniony czarodziejską sztuką, i
zaniepokoił się, czy niedzwiedz nie wejdzie do sali, by ich wszystkich
pozabijać. Dał więc nura pod koc, schował się cały z głową, ale mimo
strachu usnął zaraz znowu. Dzień był jasny, kiedy się Bilbo zbudził.
śe jednak le\ał w ciemnym kącie, jeden z krasnoludów, potknąwszy
się o niego, runął z hałasem z pomostu na ziemię. Okazało się, \e to
Bofur; zły z powodu tego wypadku, ledwie Bilbo otworzył oczy, zaczął
zrzędzić:
- Wstałbyś wreszcie, pró\niaku, bo nic ci nie zostawimy na
śniadanie. Bilbo zerwał się natychmiast.
- Zniadanie! - krzyknął. - Gdzie jest śniadanie?
- Przewa\nie w naszych brzuchach - odpowiedziały krasnoludy
kręcące się po sali. - Ale resztki są jeszcze na ganku. Od świtu
szukamy Beorna, nie ma jednak po nim nigdzie ani znaku, chocia\
śniadanie było ju\ zastawione, gdyśmy wyszli na ganek.
- A gdzie Gandalf? - spytał Bilbo spiesząc się bardzo, \eby jeszcze
coś zastać na stole.
- Pewnie gdzieś w pobli\u - odpowiedzieli.
Lecz Bilbo nie zobaczył tego dnia czarodzieja a\ do wieczora. Przed
samym zachodem słońca Gandalf wszedł do sali, gdzi hobbit i
krasnoludy siedziały przy wieczerzy, obsługiwane przez niezwykłe
zwierzęta Beorna, które się nimi opiekowały od rana. Beorna nikt nie
widział ani nie słyszał od poprzedniej nocy, tote\ wszyscy zaczynali
się ju\ tym niepokoić. - Gdzie jest gospodarz tego domu i gdzie\eś ty
bywał cały dzień? - zakrzyknęli wszyscy.
- Pytajcie po kolei, ale w ka\dym razie odpowiem dopiero po
wieczerzy. Nic w ustach nie miałem od śniadania.
Wreszcie Gandalf odsunął talerz i dzbanek; zjadł dwa bochenki
chleba (grubo posmarowane masłem, miodem i gęstą śmietaną) i
wypił co najmniej kwartę miodu, a na zakończenie zapalił fajkę.
- Najpierw odpowiem na drugie pytanie - rzekł. - Ale patrzcie! To\
to wymarzone miejsce do puszczania kółek!
I przez długi czas nie mogli nic więcej z niego wyciągnąć, tak był
zajęty: posyłał kółka dymu w taniec wokół słupów, kazał im zmieniać
kształty i kolory, a w końcu na wyścigi uciekać przez dymnik w
stropie. Musiał to być dziwny widok, gdy tak wzlatywały nad dachem
jedno po drugim, zielone, nieieskie, czerwone, srebrzyste, \ółte i białe;
małe kółka prześlizgiwały się przez du\e, splatały w ósemki i
chmarami jak ptaki odfruwały w świat.
- Tropiłem ślady - rzekł wreszcie Gandalf. - Musiał tu odbywać się
ostatniej nocy istny wiec niedzwiedzi na dziedzińcu przed domem.
Doszedłem wkrótce do wniosku, \e nie wszystkie Beorn poprzemieniał
z innych zwierząt, bo za wiele ich było i zbyt ró\nych. Powiadam
wam, musiały wśród nich być i małe, i du\e, i zwykłe, i olbrzymie, a
wszystkie tańczyły od zapadnięcia nocy a\ do świtu prawie. Zciągnęły
z ró\nych stron świata, ale \aden nie przybył z zachodu, zza rzeki, od
gór. W tamtym kierunku prowadził jeden tylko trop, który
wskazywał, \e niedzwiedz odszedł stąd i dotychczas nie wrócił. Po
tropach trafiłem pod Samotną Skałę. Zlad jednak urywał się na
brzegu rzeki, a za skałą nurt jest głęboki i tak porywisty, \e przejść w
bród nie sposób. Jak pamiętacie, na ten brzeg dostać się łatwo po
grobli, lecz po drugiej stronie skała opada urwiskiem nad kipielą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]