[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomiędzy dwoma stronami, które umawiały się co do pokoju, handlu, czy też wojny o
ograniczonym zasięgu. Co więcej, sami stawali się handlarzami, latając od wsi do wsi z
małymi, lekkimi, ale poszukiwanymi dobrami z nieznanych krajów, może ich własnych.
- Powiedz im, że zostałem zaatakowany przez ich dwóch ludzi, i dlatego ukarałem ich
wszystkich - rzekł Ulisses.
- Powiem im tak - przytaknął Ghlikh. - A czy planujesz jeszcze jakąś karę?
- Nie, chyba, że na nią zasłużą.
Ghlikh zawahał się i głośno przełknął ślinę, a jego ostre jabłko Adama podskoczyło,
jak małpka na patyku. Oczywiście, że nie był tak idealny, jakiego udawał. A może wiedział,
że na ziemi jest bezbronny, jakkolwiek wyniosłe było jego zdanie o sobie.
- Wagarondici twierdzą, że nawet ich prośba, aby bóg udowodnił swoją boskość, jest
jak najbardziej na miejscu. Awina, stojąca za Ulissesem, wyszeptała:
- Panie, wybacz, ale słowo porady może pomóc. Ci aroganccy Wagarondici zasługują
na nauczkę, i jeżeli pozwolisz wodzić się za nos...
Ulisses zgadzał się z nią, ale nie pragnął rady, pod warunkiem, że o nią prosił. Uniósł
dłoń, co oznaczało, aby umilkła. A do Ghlikha powiedział:
- Nie muszę niczego udowadniać, ale mogą składać petycje. Ghlikh uśmiechnął się,
jakby odgadł odpowiedz. Słońce zapalało blade płomienie w jego żółtych, kocich oczach.
Odparł:
- W takim razie, Wagarondici błagają cię, byś zabił Stwora o Długiej Ręce. Ten
potwór od wielu już lat pustoszy pola, a nawet wioski. Zniszczył wiele zbiorów i spichrzy;
bywało, że nieomal zamorzył głodem całe wsie. Pozabijał wielu wojowników wysłanych
przeciwko niemu, poranił innych i zawsze zwyciężał. Innym razem uchodził, zwodząc całe
gromady myśliwych, po to tylko, aby pojawić się gdzie indziej, zadeptać i pożreć całe pola
zboża, pogruchotać domy i poprzewracać wysokie palisady z grubych pni.
- Rozważę ich prośbę - powiedział Ulisses. - Odpowiem za kilka dni. Tymczasem,
chyba, że jeszcze jest coś do omówienia, pozwól nam iść dalej.
- Mam tylko same błahostki, nowiny i plotki, które przynoszę z wielu wsi licznych
plemion różnych narodów - wyrecytował Ghlikh. - Niektóre z nich mogą być dla ciebie, mój
panie, zabawne lub nawet pouczające.
Ulisses nie wiedział, czy te ostatnie słowa są szyderstwem z przypuszczalnej
wszechwiedzy boga, ale dał temu spokój. Jednak, gdyby trzeba było, mógł złapać tego
chuderlawego potworka i skręcić mu kark dając przykładną nauczkę. Ludzie-nietoperze mogli
być święci albo przynajmniej uprzywilejowani, ale gdyby ta kreatura zaczęła go znieważać,
zagrażało by to zniszczeniem boskiego wizerunku Ulissesa.
Zeszli ze zbocza i po przejściu doliny, dotarli do drewnianego mostu nad przełęczą,
szeroką na trzysta stóp. Po drugiej stronie ciągnęły się pola zbóż i innych upraw, a także łąki,
na których zielonobłękitnej trawie pasły się czerwonowełniste owce o trzech skręconych
rogach. Ilość motyk i kamiennych lub drewnianych sierpów, porzuconych wśród pól,
świadczyła, że kobiety i dzieci pracowały do ostatniej chwili.
W rytmie uderzeń bębnów Wufowie przemaszerowali przez bramy. Tutaj Ulisses
stanął przed wodzami i kapłanami. Człowiek-nietoperz rzucił się ze zbocza i leciał nad nimi,
gdy przekraczali dolinę. Teraz, szybując, wylądował o kilka stóp od Ulissesa, przebierając
nogami, zetknąwszy się z ziemią. Cofnął się, kołysząc na pałąkowatych nogach, z na pół
rozchylonymi skórzanokościanymi skrzydłami.
Rozmawiali, używając Ghlikha jako łącznika. Pózniej główny wódz, Djiidaumokh,
osunął się na kolana, potarł swoje czoło dłonią Ulissesa. Inni wodzowie poszli w jego ślady i
Ulisses wraz ze swoją świtą wkroczył do wsi.
Przez kilka dni fetowano i przemawiano, zanim Ulisses wyruszył ponownie.
Odwiedził razem dziesięć wiosek Wagaronditów. Ciekawiło go, jaką zapłatę otrzymuje
Ghlikh za swoje usługi. On jechał teraz na plecach Wagarondita, jego zakrzywione nogi
owijały grubą, włochatą szyję wojownika.
- Moja zapłata! - zamachał beztrosko ręką. - Och, dostaję jeść, mam gdzie spać, a
dbają jeszcze o parę innych moich potrzeb. Jestem prostą osobą. Chcę tylko rozmawiać z
różnymi ludzmi, konwersować, zaspokajać moją i ich ciekawość. Służba jest moją największą
radością.
- Tylko tego pragniesz?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]