[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaczerwienione oczy. - Ten Jim Clark podobno zna się na handlu
komputerami, ale bez ciebie to już nie będzie to samo - uśmiechnęła się
smutno do Casey.
- Ja też będę tęsknić za tobą i Geoffem - mruknęła Casey, pakując resztę
osobistych rzeczy do kartonu. - To była miła niespodzianka, ten pożegnalny
obiad.
- Chciałabym, żebyś nie odchodziła.
- Ja też - szepnęła Casey zamykając pudełko. - Ale będę przecież pracować
tylko kilka domów dalej, więc z pewnością możemy często chodzić razem na
obiady.
- To byłoby miłe. - Maggie uśmiechnęła się do Casey, gdy ta z pudełkiem
pod pachą opuszczała biuro.
Ruch na ulicach był dość spory, gdy w to piątkowe popołudnie jechała
powoli do domu. Kiedy stanęła na czerwonym świetle, znowu wróciła
myślami do wydarzeń ostatnich dwóch tygodni.
W tym czasie nie miała już żadnego kontaktu z Craigiem. Prawdopodobnie
ucieszyło go, że wreszcie się jej pozbył, kiedy odkrył, że zniknęła. Tego
samego ranka miała dwa telefony. Najpierw z biura pani Williams, potem
zadzwonił jej adwokat, Blake Boynton. Poinformowano ją, że sprawie zwrotu
akcji został nadany bieg, pozostało jeszcze tylko kilka szczegółów, które
wymagają wyjaśnienia. Oświadczono jej także, że jej wypowiedzenie zostało
przyjęte, a w najbliższych dniach zostanie zatrudniony ktoś na jej miejsce.
Casey spotkała się z Błakiem Boyntonem i panem Bakerem, by
przeprowadzić przekazanie akcji. Słowa pana Bakera nadal dzwięczały jej w
uszach.
- Chciałaby więc pani przekazać wszystkie dochody ze sprzedaży pani
akcji z powrotem na firmę?
- Tak, zgadza się.
- No, dobrze - odparł pan Baker. - Jeśli podpisze pani ten dokument,
wszystko zostanie załatwione zgodnie z pani wolą.
Craig nawet nie zadał sobie trudu, by być obecnym przy tej rozmowie, nie
próbował już też nawiązać z nią kontaktu. Najwidoczniej jeśli zrywał jakąś
znajomość, to już na zawsze.
- Jeszcze chwileczkę! - zawołała Casey, zawiązując szybko pasek płaszcza
kąpielowego. Owinęła ręcznikiem świeżo umyte włosy i pobiegła do drzwi.
RS
81
- Alice! - krzyknęła zdziwiona i otworzyła łańcuch, by wpuścić gościa. -
Jak miło panią widzieć. Proszę wejść.
- Nie było mnie przez cały miesiąc w mieście, wróciłam dopiero wczoraj.
- Więc słyszała pani o moim wypowiedzeniu?
- Tak - odparła ze smutkiem w głosie Alice. - Spotkałam się w Shelton z
Frankiem Marshallem.
- Ach, tak? - szepnęła Casey.
- Tak - ciągnęła dalej Alice, wyciągając z torebki grubą kopertę. - Prosił
mnie, żebym koniecznie przekazała to pani osobiście.
- Nic nie rozumiem - mruknęła cicho Casey, potrząsając głową. Była
pewna, że sprawa z akcjami została definitywnie zakończona.
- Och! - krzyknęła ze zdziwieniem, wyjmując z koperty poświadczoną
notarialnie dokumentację jej programów komputerowych, tych samych, które
podstępnie ukradł jej Mark Howard. Ale poświadczenie notarialne na tych
papierach miało zaledwie kilka tygodni i stwierdzało, że wszystkie prawa do
tych programów stanowią wyłączną własność Casey Ann Morgan.
- Nic z tego nie rozumiem! - powtórzyła w końcu, patrząc ze zdziwieniem
na siedzącą obok kobietę. - Ale... ale kto.,,? - zaczęła drżącym głosem i
zawahała się.
- On mnie chyba zabije za to, że pani to mówię, ale Craig i jego adwokat
pracowali nad tą sprawą już od ponad pięciu miesięcy. I niedawno udało im
się przepisać te papiery na prawowitego właściciela, to znaczy na panią.
- Ale co z Markiem Howardem? - szepnęła Casey, nie rozumiejąc jeszcze
do końca znaczenia jej słów.
- Och, nie trwało zbyt długo, gdy Craig odkrył, co właściwie się
wydarzyło. A gdy stwierdził, jakim nikczemnikiem jest ten człowiek, pan
Howard mógł uważać się za szczęśliwca, że wyszedł z tego tak tanim
kosztem, mając jeszcze możliwość wyjechać za granicę, zamiast wylądować
w więzieniu.
- Ale... dlaczego Craig miałby zadawać sobie tyle trudu? - wykrztusiła
Casey drżącym głosem, zaczynając już domyślać się prawdy.
- Tego nie wiem - stwierdziła Alice Williams, patrząc na Casey z
wahaniem. - Mam nadzieję, że pani może mi wyjaśnić, dlaczego Craig ukrył
się w swojej samotni w górach i odmawia wszelkich kontaktów z ludzmi.
Zdaje się, że firma jest mu ostatnio zupełnie obojętna.
- O, Alice! - krzyknęła Casey, a jej oczy napełniły się łzami. - Co ja
najlepszego zrobiłam?
RS
82
- Nie wiem, co między wami zaszło - zaczęła ostrożnie Alice. - Ale on jest
naprawdę bardzo zraniony.
- Tak bardzo go kocham! - szepnęła Casey z głębi serca. - Ale nigdy nie
powiedziałam mu, co naprawdę do niego czuję.
- W takim razie proponowałabym, żeby spakowała pani trochę ciepłych
rzeczy. O tej porze roku w górach jest dość zimno.
RS
83
Rozdział 19
Casey westchnęła nerwowo, gdy zatrzymała się wreszcie przed ciemną
chatką otoczoną wysokimi jodłami. Jak poprzednio, tak i tym razem w oknach
nie było widać żadnego światła.
Zdecydowanie obeszła samochód i otworzyła bagażnik. Przez chwilę
patrzyła z wahaniem na swoje bagaże.
Dopiero teraz przyszła jej do głowy niepokojąca myśl. Jeśli Craig w ogóle
nie chce jej widzieć, będzie wyglądać głupio z całym tym bagażem pod jego
drzwiami. Ale w końcu sięgnęła do bagażnika i wyjęła dwie duże torby.
- Gdybym od samego początku miała do niego więcej zaufania, nie
byłabym teraz w takiej okropnej sytuacji - mruknęła pod nosem, stawiając
ciężkie torby pod drzwiami domu.
Kolana jej drżały, gdy z wahaniem podniosła rękę, by zapukać. Echo
powtórzyło jej stukanie, ale ze środka nie było żadnej odpowiedzi.
Powietrze było świeże i chłodne. Dreszcz przebiegł Casey, gdy od strony
drzew dobiegł ją podmuch wiatru. Znowu podniosła rękę, tym razem zapukała
mocniej. Ale znowu poza wyciem wiatru nie usłyszała żadnej odpowiedzi.
Zdenerwowana sięgnęła do klamki i nacisnęła ją. Podobnie jak poprzednio
drzwi otworzyły się lekko.
- Craig? - zawołała w głąb cichego domu. - Jest tu ktoś? - zapytała, ale w
odpowiedzi usłyszała tylko trzask ognia w kominku.
Weszła do środka i wniosła bagaż. W domu było ciepło i przytulnie. Casey
zamknęła drzwi wejściowe i wdychała zapach palącego się drewna
sosnowego.
- Craig? - spróbowała jeszcze raz, tym razem głośniej, spoglądając w górę,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]