[ Pobierz całość w formacie PDF ]
* Fragment nawiązujący do śmierci Ofelii w Hamlecie Williama Szekspira (akt IV, scena VII).
Ale nie mogła poddać się bez walki: nigdy by już nie zobaczyła swego brata i rodziców. Nigdy nie
uściskałaby Ricka.
Oparła się więc nacierającej wodzie, czując się jednocześnie mała i ciężka. Zrzuciła tenisówki i ubranie.
Zesztywniała od tego mokrego lodowatego uścisku, przemarzła do kości. Czuła wodę wdzierającą się do
gardła i płuc, wszędzie: do uszu, do nosa i ust. Ale nie przejmowała się tym, ile wody się nałyka i jak długo
musi płynąć.
Chciała żyć.
Więc płynęła, odgarniała od siebie wodę i płynęła, i przez chwilę pomyślała, że się jej udało, i wyobraziła
sobie, że wygrała, że jest silniejsza od oceanu, bardziej uparta od skał Salton Cliff. Przez chwilę widziała
wątłe światło poranka prześwitujące przez patynę morza i zro-zumiała, że jest już prawie na powierzchni.
Udało się!
Ale w chwili, gdy otwierała oczy, żeby powitać tę wolność, jakaś zła siła złapała ją od spodu i ściągnęła w
dół tak niespodziewanym szarpnięciem, że Julia miała ochotę krzyczeć, gdyby tylko nie brakło jej tchu.
Leciała w dół, podczas gdy pęcherzyki powietrza z jej płuc unosiły się do góry. Półprzytomna wyciągnęła
ręce, by je schwytać i wypłynąć z nimi na powierzchnię.
Ale to była tylko woda. Słona i grozna woda.
Tylko woda i...
Ręka.
Ręka, która chwyciła ją za nadgarstek.
Ręka, która następnie przytrzymała jej ramię. I druga, która objęła ją w pasie.
Czegoś takiego się doznaje, kiedy się umiera. Najłagodniejsze, ale zdecydowane ręce, które towarzyszą
w wielkiej ciemności.
Julia poddała się temu uściskowi, zamknęła oczy, zapadła się w wodę. I naraz poczuła, że woda wokół
niej nagle znika, że pod stopami ma coś twardszego.
Piasek.
I powietrze.
Usłyszała piski mew i bicie dzwonu, sygnały wozów strażackich i szum kipieli. Poczuła ręce, które ją
głaskały i uderzały w policzki. I głos, głos Ricka, tak, jego głos, który pytał: - Julio? Słyszysz mnie, Julio?
Proszę cię, Julio, oddychaj! Oddychaj!
Poczuła uciskanie klatki piersiowej, potem usta Ricka na swoich i uświadomiła sobie, że wdmuchuje jej
powietrze do płuc, swoje powietrze; oddychała tym samym powietrzem co Rick...
I zakasłała.
I jeszcze raz.
Jeszcze miała oczy zamknięte, kiedy usłyszała, jak Rick do niej przemawia:
- %7łyjesz! Wiedziałem, że żyjesz! Wiedziałem, kochanie moje!
_PRAWO SERCA_ j
Wtedy otworzyła oczy, te oczy tak ciężkie, zalane wodą, piekące od soli, i zobaczyła go przed sobą,
usianego piegami i z rudymi włosami przyklejonymi do czoła.
To był właśnie on.
Jej Rick.
Chciała go uściskać, ale już zapomniała, jak to się robi. Zajął się więc tym Rick, który przeciwnie, pamiętał
to doskonale i zatrzymał ją w uścisku, gdy ciągle jeszcze kaszlała i wypluwała z siebie wodę.
Minęła cała wieczność, zanim Julii udało się słabym głosem zapytać: - Co się stało?
- Nic - odparł Rick, głaszcząc ją po włosach. - Nic się nie stało.
Julia zamknęła oczy, po raz pierwszy w życiu czując się całkowicie bezpieczna.
- Kocham cię, Julio Covenant - wyszeptał jej we włosy Rick. '
- Ja też cię kocham, Ricku Bannerze.
Zatrzymali samochody w podwórzu u stóp latarni. Malariusz Wojnicz odwrócił się do nich tyłem. Stał na
falochronie i wpatrywał się.w rozszalałe morze.
- Szefie!
- Jesteśmy tutaj!
- Jaka sytuacja?
Ale on się nawet nie odwrócił.
Podeszli do niego, podczas gdy wielka latarnia dwadzieścia metrów nad ich głowami omiatała swym
światłem morze. Wojnicz rozpoznał głosy Anity, braci Noży-ców, Eca, chłopców z Greenwich i dwóch
pozostałych. Także Piresa.
- W gruncie rzeczy uważam, że przybyliście za pózno... - mruknął szef Podpalaczy, wskazując na
urwisko Salton Cliff, spowite w chmurę oszalałych świetlików, które jeden po drugim traciły swój blask w
promieniach słońca.
- Przyjechaliśmy najprędzej, jak tylko mogliśmy!
- To znaczy, że najprędzej, jak tylko mogliście" nie wystarczyło - odparł Malariusz Wojnicz.
Przystanęli wszyscy na skałach, obserwując morze. Klacz Leonarda, ciągle jeszcze trochę niespokojna,
skubała trawę na łące, a dwaj Flintowie oparli się o biało--czerwoną wieżę latarni w Kilmore Cove.
Tommaso przysiadł na kamieniu ze swoim pumiątkiem zwiniętym w kłębek u jego stóp. A Zafon zgodził
się w końcu zrzucić na ziemię przeładowany plecak.
- Wypłynął z tej szczeliny... - wyjaśnił Malariusz Wojnicz, wskazując świeże głębokie pęknięcie w
dole urwiska Willi Argo.
Anita osłoniła sobie oczy dłonią i dostrzegła na pełnym morzu okręt, który halsował na wietrze. - Kto jest u
steru? - wyszeptała.
- Nikt - odpowiedział kędzierzawy.
Legendarny okręt z Willi Argo, Metis, płynął dostojnie pod wydętymi na wietrze żaglami, zmierzając na
otwarte morze bez kapitana przy sterze.
I stali tak wpatrzeni, dopóki okręt nie zamienił się w odległy punkcik na horyzoncie.
Aż w końcu zniknął.
Rick
Od razu ranie uderzył pełen zapału błysk w jego oczach. > Myślałem, że to ma coś wspólnego z bólem lub
[ Pobierz całość w formacie PDF ]