[ Pobierz całość w formacie PDF ]
widzieli w tobie osoby i traktowali cię jak przedmiot. Mam rację?
Gwałtownie szarpnęła głową.
- Nie!
- Coś ci powiem, Sarah Moore. Przez krótką chwilę, kiedy brodziłaś po
wodzie jak beztroskie, zachwycone dziecko, jak tańcząca w słońcu bogini,
pomyślałem, że jeszcze nigdy nie widziałem czegoś równie pięknego. I to nie
miało żadnego związku z tymi twoimi krągłościami, których tak zażarcie
bronisz. Może to było z powodu światła, które rozjaśniało twoją twarz i twoje oczy.
Pomyliłem się, a rzadko mi się to zdarza. To, co widziałem, okazało się tylko
złudzeniem. Ta opromieniona światłem, igrająca w wodzie kobieta, nie ma nic
wspólnego z żałosnym, roztkliwiającym się nad sobą dzieckiem, które na dodatek
nieproszone wdarło się w moje życie, zajęło moje łóżko, a teraz rzuca mi w twarz
oskarżenia.
Podniósł się z pociemniałą twarzą i z godnością pokuśtykał w stronę drzwi.
Odwrócił się i popatrzył tak, jakby chciał ją zmiażdżyć spojrzeniem.
- Już raz ci powiedziałem, teraz jeszcze raz powtarzam, zejdz mi z
drogi! I ciesz się, że nie kazałem ci się stąd wynosić i na piechotę szukać sobie
innego schronienia.
Trzasnęły drzwi. Sarah przeturlała się po łóżku i z całej siły uderzyła pięścią
w poduszkę. Uśmiechnęła się. Bogini tańcząca w słońcu! Po chwili zamyśliła się
gorzko. W uszach ciągle brzmiały jej jego słowa. Nie miała powodu, by mu nie
wierzyć.
Nie mylił się. Mężczyzni traktowali ją jak piękny przedmiot, cenną zabawkę
z wykaligrafowanym na pudełku napisem Sahara". Zawsze miała świadomość, że
umawiają się z nią, zapraszają na kolacje, obdarowują kwiatami i czekoladkami nie
dlatego, że im na niej zależy. Oczekują czegoś więcej. Była przedmiotem, o który
warto zabiegać i którego zdobyciem można było się szczycić. Uznawano ją za ideał
kobiety, wcielenie piękna i seksu. To liczyło się w nieustającej rywalizacji.
Dodawała blasku i splendoru temu, kto ją miał.
Ale były to tylko pozory. Pozostała wierna sobie. Kochała Nelsona i myślała,
że on też ją kocha. W przeciwieństwie do innych, nigdy nie nastawał na nic więcej.
Naiwnie sądziła, że to świadczy o jego miłości i szacunku, jakim ją darzy, a nie o
obojętności. A co do Jesse'ego, jasne, że zejdzie mu z drogi! I lepiej, żeby on także
trzymał się od niej z daleka! Jeśli tylko spróbuje ją tknąć, oskarży go o napaść i
gwałt. Może to sobie dopisać do długiej listy swoich występków, która w jej
wyobrazni stawała się coraz barwniejsza i coraz bardziej okazała.
Po chwili te mściwe rozważania ustąpiły pola uczuciu dziwnego żalu.
Niedawne wydarzenie ostatecznie przekreśliło słabą nić porozumienia, które
zaczynało ich łączyć. Właściwie powinna się z tego cieszyć. Przez całe życie matka
przestrzegała ją przed zbytnim zaufaniem do innych, straszyła, że może zostać
uprowadzona. Wyrastała w atmosferze nieufności i obawy przed ludzmi. Teraz też
czuła, że Jesse nie należał do osób, którym można ufać. Nic o nim nie wiedziała,
jego przeszłość i przyszłość były owiane mroczną tajemnicą. W całym domu nie
było ani jednej fotografii, która mogłaby świadczyć, że łączą go jakieś więzy z
innymi. Ta rudera była chyba jedynym miejscem, które nazywał domem. Przez sen
mamrotał coś o Tonym Lamie. Była pewna, że nie podał jej swojego prawdziwego
nazwiska. Nie wiadomo, co kryła szafa zamknięta na kłódkę. Na zdrowy rozum
miała wszelkie powody, by mieć się przed nim na baczności. Ale z drugiej strony
nie było to takie proste. Ta jego zaskakująca delikatność. Niesłychanie bystry,
prowokujący umysł.
To wszystko sprawiało, że czuła się zafascynowana. Nie potrafiła go
zaszufladkować, stanowił dla niej wyzwanie, był tajemnicą, którą musiała
rozwikłać. Było jeszcze coś, do czego nie chciała się przyznać przed sobą; coś, co
budziło w niej tęsknotę za tymi nielicznymi chwilami, kiedy oczy mu łagodniały.
Przecież wiedziała. Kobiety, które kochały takich jak on, zle kończyły. Trzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]