[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cząc brwi. - To tylko małe dziecko, w dodatku bardzo samotne. Choroba odizolowała ją
od rówieśników. A teraz ciekawi ją, jaka jesteś. To zupełnie naturalne. Chyba nie proszę
o zbyt wiele?
- Chciałam tylko powiedzieć, że przecież nie zostanę tu na dłużej, więc może nie
należy zakłócać porządku jej życia.
W głębi duszy musiała jednak przyznać, że chodziło o coś więcej. Coś kazało jej
trzymać się na dystans od tej rodziny, od Eleni i jej ojca. Może przesądne przekonanie,
że nie powinna kusić losu, wierząc, że naprawdę da się pomóc dziewczynce. A może
pierwotny lęk przed zajęciem miejsca zmarłej kobiety, nawet na krótki okres.
- Jestem pewien, że urozmaicenie nie zaszkodzi Eleni. Musimy jak najlepiej wy-
korzystać czas twojego pobytu.
Niespodziewanie Kostas opuścił wzrok na jej usta i wpatrywał się w nie przez
chwilę, po czym ponownie spojrzał jej w oczy. Na moment Sophie zabrakło tchu, a
R
L
T
szybkie bicie jej serca odbijało się echem w jej uszach. Pochyliła się gwałtownie i drżącą
dłonią postawiła filiżankę na stoliku między nimi. Zerwała się na równe nogi.
- Masz piękny dom - powiedziała, starając się skierować rozmowę na inne tory. A
ten temat był prosty i niekrępujący.
- Cieszę się, że ci się podoba.
Popołudniowe słońce wlewało się przez panoramiczne okna, oświetlając - mogłaby
przysiąc! - rozbawienie na jego twarzy. Nie, to nie mogło być to. Niemożliwe, by odgadł,
że na myśl o tym, że zostali sami, ogarnęła ją mieszanka trwogi i podniecenia.
Obróciła się na pięcie i podeszła do ogromnej zakrzywionej szklanej tafli, która
stanowiła jedną ze ścian. Domyśliła się, że było to niezwykle drogie architektoniczne
arcydzieło.
- Nigdy nie widziałam nic podobnego. Dom jest taki nowoczesny, taki oryginalny,
a mimo to świetnie komponuje się z otoczeniem.
Wspaniale, Sophie - pomyślała. Na pewno zależało mu na twoim błyskotliwym
komentarzu. Przecież ten dom z pewnością trafił na okładki prestiżowych magazynów.
- Zaprojektował go mój przyjaciel ze szkolnej ławy. Dobrze mnie zna i wie, co lu-
bię. To znacznie ułatwiło sprawę.
Spojrzała na roztaczający się wokół niej zielony krajobraz: otoczony kamiennym
murem stary gaj oliwny na opadającym ku morzu wzgórzu. W odgrodzonej dwoma cy-
plami zatoczce lśniła woda. Dookoła panował idealny spokój.
Sophie pomyślała, że to miejsce od setek lat wygląda tak samo. W zasięgu wzroku
nie było żadnych innych domów. Naturalnie - ktoś tak bogaty jak Kostas z pewnością nie
miał ochoty dzielić tego skrawka raju z żadnymi sąsiadami.
- Pewnie jesteś zmęczona.
Zamarła, słysząc jego głos tuż zza swoich pleców. Obróciła się, nie patrząc mu w
oczy.
- To prawda.
- Jeśli chcesz, zaprowadzę cię do twojego pokoju.
W jego głosie nie było nic, co mogłoby ją zaniepokoić. Brzmiał obojętnie. Znów
zaczęła się zastanawiać, czy spojrzenie, które posłał jej na kanapie, nie było jedynie uro-
R
L
T
jeniem. Kątem oka zerknęła na jego twarz. Była niewzruszona jak skała - tak samo jak
przy ich pierwszym spotkaniu.
Częstotliwość, z jaką zmieniało się zachowanie tego mężczyzny, zupełnie zbiła ją z
tropu. Pomyślała, że nigdy nie będzie potrafiła poczuć się przy nim swobodnie.
Przeszli przez parter luksusowej rezydencji w nieznośnej, pełnej napięcia ciszy.
Gdy znalezli się na szerokich marmurowych schodach, nie wytrzymała.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że wyglądam jak moja kuzynka? - wypaliła.
Wzruszył ramionami.
- To nie było istotne.
Nie było istotne? Sophie zatrzymała się, ściskając poręcz. Wydało mu się nieważ-
ne, że jest na tyle podobna do jego zmarłej żony, że zmyliło to ich własną córkę?
- Może powinienem był cię uprzedzić. Ale tak jak powiedziałem, nie przewidzia-
łem reakcji Eleni. Mogę cię tylko jeszcze raz przeprosić.
Ale Sophie bardziej zastanawiało to, jak on zareagował na jej widok. Spotkanie z
sobowtórem kobiety, którą kochał i którą stracił, musiało być dla niego ciężkim szokiem.
- Naprawdę jestem tak podobna do Fotini?
Dostrzegła błysk silnego wzruszenia w jego oczach. Przeszedł go dreszcz, który
natychmiast opanował.
- Na pierwszy rzut oka podobieństwo między wami faktycznie jest uderzające, ale
już po chwili można dostrzec wyrazne różnice - odparł.
- Nie zdawałam sobie sprawy, że Eleni tak dobrze zapamięta matkę. Z drugiej
strony niewiele wiem o małych dzieciach. Jeśli minął rok, od kiedy...
- Dziesięć miesięcy. Dokładnie dziesięć miesięcy od wypadku.
Sophie pożałowała, że w ogóle poruszyła ten temat. Gwałtownie zapragnęła po-
dejść bliżej i jakoś go pocieszyć. Ale jak mogłaby ukoić jego ból, skoro ledwo radziła
sobie z własnym?
- Przy łóżku Eleni stoi zdjęcie mamy - powiedział, wyrywając ją z zamyślenia. -
Postawiłem je tam po śmierci Fotini. Eleni bardzo za nią tęskniła, a to jej pomogło - wy-
jaśnił. - Oto twój pokój - powiedział, gdy dotarli do drzwi na piętrze. - Twoje rzeczy już
zostały rozpakowane. Rozgość się i odpocznij.
R
L
T
Obrócił się i odszedł. Całe jego ciało było napięte. Ze złości czy ze smutku?
Sophie zastanawiała się, dlaczego właściwie tak bardzo ją to martwi. I dlaczego
pragnie pobiec za nim i spróbować podnieść go na duchu.
Resztę dnia Sophie pamiętała jak przez mgłę. Gdy wzięła prysznic, przebrała się i
zjadła kolację, którą posłał jej na górę Kostas, zdała sobie sprawę, że jest wykończona.
Pokojówka wyniosła tacę, życząc jej dobrej nocy, a Sophie roześmiała się ze swo-
jego wcześniejszego lęku, że zostanie sama z Kostasem. Nie przyszło jej do głowy, że
tak wielki dom jest pełen służby.
Sam jej pokój wydał jej się tak duży, jak połowa jej domu w Sydney. Przylegała do
niego łazienka pełna lśniącego marmuru i wysokich luster. Sophie pomyślała, że sprząta-
nie jej musi być koszmarem.
Zarzuciła stary bawełniany szal i przeszła po miękkim dywanie do przeszklonych
drzwi. Jeszcze tylko rzuci okiem na wspaniały widok - i pójdzie spać. Wyszła na balkon,
pozwalając, by jej oczy przywykły do ciemności, przełamanej jedynie srebrzystym świa-
tłem gwiazd i półksiężyca. Było tak cicho, że słyszała łagodne uderzanie fal o brzeg.
Nabrała powietrza w płuca, rozkoszując się nowymi zapachami - morskiej soli i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]