[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czy to jest to samo, co mi dałeś?
Pochyliła się, podziwiając różne kształty kwiatów.
- Większość. - Chciał podejść bliżej, lecz na jego drodze stanął pies,
który także dokonywał inspekcji pomieszczenia. -O co chodzi, Amber? -
Przykucnął i podrapał sukę za uchem.
- Nie wie, gdzie wolno jej się położyć - wyjaśniła Sally. - Zdaje się,
że zostało jej to po poprzednim właścicielu. Czeka, aż jej pokażesz, gdzie
jest jej miejsce.
- To żaden problem. - Wyprostował się i strzelił palcami, wskazując
psu puszysty dywanik przed nie zapalonym kominkiem. - Dobry piesek.
Siad.
62
RS
Amber natychmiast usiadła we wskazanym miejscu, po czym z
przeciągłym sapnięciem wyciągnęła się jak długa. Luke roześmiał się.
- Zdaje się, że było to westchnienie ulgi.
- Niezła z niej aktorka. Uwielbia popisywać się przed dziećmi. -
Sally była wdzięczna psu za to, że swoją obecnością rozładował
narastające w niej napięcie.
- Powiedziałaś kiedyś, że nie ufa mężczyznom.
- To mało powiedziane. Odkąd jest ze mną, jesteś pierwszy, któremu
pozwoliła się dotknąć. Spotkał cię wielki zaszczyt.
- Znasz to powiedzenie o psach i dzieciach? Ich opinia jest
niezawodna, ponieważ bardzo trudno je oszukać.
Sally szukała właśnie stosownej odpowiedzi, kiedy nagle głośno
zaburczało jej w brzuchu.
- Jak ty możesz żyć bez jedzenia?! - zawołał Luke. -Rozłóż sztućce, a
ja zaraz coś podam. Zjemy przy stole w kuchni.
Kolacja była wyśmienita: soczysty melon z Szynką parmeńską, zrazy
wołowe z jarzynami i sałatka owocowa. Sally z uczuciem sytości odchyliła
się na krześle.
- Kawa?
- Poproszę, chociaż nie wiem, gdzie ją zmieszczę. Luke sprzątał
puste talerze.
- Ktoś, kto pracuje tak jak ty, musi porządnie się odżywiać.
- Nie odżywiałam się tak porządnie od... Sama nie wiem od kiedy.
Odwróciła wzrok na przykre wspomnienie innej kolacji w innym
towarzystwie, po której pozostał jej tylko niesmak. Wstała i sięgnęła po
63
RS
puste kieliszki, ponieważ poczuła, że musi się czymś zająć, aby zapomnieć
o stracie i o zdradzie.
- Co się stało? - Luke delikatnie ujął ją pod brodę i spojrzał prosto w
oczy. - Od kiedy cię poznałem, już kilka razy zachowałaś się w ten sposób.
Co to znaczy?
- Jak się zachowałam?
- Rozmawiasz, uśmiechasz się i nagle mam wrażenie, że coś ci się
przypomina... Coś przykrego. Jakby chmura zakryła słońce.
Potrząsnęła głową, przeklinając w duchu jego spostrzegawczość i
intuicję.
- Nie musisz nic mówić, ale jeżeli masz ochotę opowiedzieć, chętnie
wysłucham.
Zajął się sprzątaniem ze stołu. Sally była na granicy łez: nie z
powodu Briana i zawodu, jaki jej sprawił, lecz z powodu Luke'a i jego
troskliwości.
- Ty na mnie też możesz liczyć - szepnęła, tłumiąc łzy. Popatrzył na
nią. - Zdaje się, że jesteśmy w podobnej sytuacji: żadne z nas nie ma się
komu wyżalić - wyjaśniła. - Czy możemy się, umówić, że ty wysłuchasz
mnie, a ja ciebie?
W milczeniu patrzyli sobie w oczy. Sally zdała sobie sprawę, że
Luke starannie waży jej słowa. Gdy w końcu skinął głową, poczuła wielką
ulgę, jak po ważnym teście.
- Przenieś się na kanapę - zaproponował. - Zrobię kawę i wstawię
naczynia do zmywarki.
-Mogę ci pomóc?
64
RS
- Nie - oświadczył stanowczym tonem. - Jesteś teraz wielką panią,
zapomniałaś? Idz do salonu i usiądz sobie wygodnie.
Sally rozsiadła się na błękitnej kanapie w ciepłym blasku stojącej
lampy.
Pies uniósł łeb, leniwie machnął ogonem, po czym znowu ułożył
pysk między łapami i przymknął oczy.
- Przelałem kawę do dzbanka, żebyśmy ją mieli pod ręką. - Luke
wszedł bezszelestnie i postawił tacę na okrągłym stoliku, odsuwając na
bok jedną z niezliczonych doniczek.
Usadowił się w drugim rogu kanapy, wyciągnął długie nogi i oparł
głowę na poduszce.
Sally poczuła, że ta intymna atmosfera staje się nie do wytrzymania:
ich dwoje na kanapie po obfitej kolacji i pies wyciągnięty u stóp. Ziściło
się jej marzenie, marzenie, które Brian zniszczył tak brutalnie, i którego
wyparła się już na zawsze.
- Te kwiaty... - Z niezadowoleniem usłyszała napięcie w swoim
głosie, ale dłużej już nie potrafiła znieść ciszy. - Czy to naprawdę jest ten
sam gatunek?
- Większość - odparł jak poprzednio i powiódł wzrokiem za jej
spojrzeniem. - Kiedy zainteresowało mnie hodowanie czegoś,
postanowiłem zająć się kwitnącymi sukulentami.
- Dlaczego?
Zdołała wykrztusić rzeczowe pytanie na temat jego wyboru, chociaż.
w rzeczywistości pragnęła dowiedzieć się, dlaczego brakuje jej tchu.
Dlaczego serce bije jej tak mocno? Dlaczego tak bardzo działają na nią siła
i ciepło bijące od tego człowieka?
65
RS
- Potrafią mi wybaczyć, kiedy o nich zapominam na dzień lub dwa.
To konkretne wyjaśnienie dodało Sally sił. Skupiła się na jego
słowach zamiast na zapachu jego mydła i erotycznej aurze, jaka zdawała
się ich otaczać.
- W naturalnych warunkach deszcz nie podlewa ich regularnie, więc
niewielkie zaniedbania z mojej strony nie kończą się katastrofą. Kwitną
bez przerwy.
Pochylił się nad nią, aby skubnąć wyblakły kwiat i mimo woli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]